Rozdział VI Nieproszeni goście

256 21 16
                                    

— Po co tu przyjechaliśmy? — spytała, parkując samochód naprzeciwko wejścia do biura. Popatrzyła na duży budynek, a on sam zerknął na napis nad drzwiami: "BOK (Biuro Ochrony Krajów)". Tego rodzaju budynki można było spotkać na terytorium prawie każdego państwa, aby kraje nie musiały specjalnie jeździć do Berlina, gdzie znajdowała się główna siedziba organizacji. Biuro zostało stworzone głównie z myślą o pomaganiu państwom – działało jak policja, tyle że dla krajów.

— Muszę tylko załatwić formalności związane z miejscem zamieszkania. Trochę z tym zwlekałem — odpowiedział spokojnie.

Co roku trzeba było załatwiać papiery związane z aktualnym miejscem zamieszkania. Dlaczego Unia Europejska tego wymagała, pozostawało dla niego tajemnicą, ale nie bardzo go to obchodziło. Mieli tylko jeden formularz do wypełnienia na ruski rok. Żyć nie umierać, mogło być gorzej.

— Termin był miesiąc temu... — Dziewczyna uniosła brwi, obdarowując go zdziwionym spojrzeniem.

— Właśnie wiem — odpowiedział, zakłopotany, łapiąc się za kark — dlatego wypadałoby to w końcu załatwić.

— Myślałam, że jesteś typem osoby, która zawsze robi wszystko na czas.

— No widzisz, jednak nie znasz mnie tak dobrze — zaśmiał się i wysiadł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi pasażera.

W rzeczywistości wypełnił te papiery już dawno, ale musiał coś wymyślić, żeby dziewczyna niczego nie podejrzewała. Choć zastanawiał się, czy już przypadkiem tego nie robiła. Zerknął za siebie, kiedy otwierał duże, drewniane drzwi. Patrzyła nadal w jego stronę. Niezręcznie się uśmiechnął i zniknął jej z pola widzenia, wchodząc do środka. Pierwsze, co przykuło jego uwagę, to recepcja – jedyny element tego dość oszczędnie urządzonego pomieszczenia.

— Dzień dobry — powiedział, podchodząc do jednego z okienek — przyszedłem zgłosić... napad. — Zniżył głos, choć nikogo oprócz niego tam nie było.

— Rozumiem — odparł mężczyzna po drugiej stronie szyby, poprawiając okulary. Tępo wpatrywał się w dokumenty na blacie, sprawiając wrażenie człowieka na granicy wyczerpania. Polak skrzywił się lekko na widok jego wymuszonego uśmiechu. Mężczyzna wskazał na drzwi po lewej stronie. — Proszę tam podejść i usiąść. Zaraz ktoś do pana przyjdzie.

Kiwnął głową i ruszył we wskazanym kierunku. Szklane szyby oddzielały od siebie każde biuro. "Nie mógłbym tak pracować, trochę prywatności by się przydało" – pomyślał, siadając na jednym z dwóch foteli ustawionych na drewnianych panelach. Zerknął odruchowo na korytarz, który było widać doskonale. Przez chwilę obserwował krzątających się pracowników, aż usłyszał, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.

— Dzień dobry — powitała go z uśmiechem szatynka, podchodząc do biurka naprzeciwko niego. — Mam nadzieję, że nie czekał pan długo.

Usiadła za biurkiem i spojrzała w jego stronę.

— Nie, nie czekałem długo — odpowiedział, lustrując ją wzrokiem. Niczym się nie wyróżniała – szatynka o krótkich włosach, ubrana w czarny garnitur, jak każdy pracownik tego biura. Sięgnęła po długopis, kilkukrotnie klikając.

— A więc... — Znowu kliknęła. — Co pana tu sprowadza?

Wziął głęboki wdech.

— Wiem, że może to brzmieć nieralanie, sam ledwo w to uwierzyłem, ale wczorajszej nocy Cesarstwo Niemieckie...  — Zauważył, jak kobieta waha się z zapisaniem czegoś na kartce — napadło mnie w jednym z miejskich klubów.

Zapadła chwila ciszy. Dźwięki samochodów przejeżdżających za oknem stały się wyraźniejsze.

Kobieta odchrząknęła lekko, przerywając ciszę, po czym położyła ręce na biurku, splatając palce.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Burza  - Countryhumans (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz