Przez to, że pisałam to, kiedy byłam chora ( nadal jestem...) to rozdział może nie być za dobrze napisany. Przepraszam i miłego czytania.----------------------
Kurwa" pomyślał z wściekłością, patrząc na rozwalone opakowanie śmietany, które miał zamiar włożyć do lodówki. Wyślizgnęło mu się z ręki, lądując z impetem na podłodze. Pękło, brudząc nie tylko posadzkę, ale i jego spodnie. Szybko sięgnął po ręcznik kuchenny i zaczął nerwowo ścierać białą papkę z podłogi, jego myśli krążyły jednak wokół mężczyzny ze sklepu, którego głos przypominał osobę, która powinna już dawno wąchać kwiatki od spodu. Powtarzał sobie w myślach, że to niemożliwe, aby to był on, próbując uspokoić się, przyspieszał ruchy ręką, ścierając coraz szybciej śmietanę.Zacisnął mocniej ręce na ręczniku, wracając wspomnieniami do czasów rozbiorów i drugiej wojny światowej. Dotknął opuszkami palców materiału bluzki, pod którą znajdowały się kiedyś rany, powstałe podczas wojen i powstań. Teraz były jedynie bliznami, przypominającymi mu o tamtych czasach. Wspomnienia, czasami dobre, ale częściej takie, których wolałby nie pamiętać, niestety te złe dominowały. Spojrzał przez okno, na zewnątrz było szaro i ponuro. Ogród obok rezydencji, zwykle pełen życia, teraz wyglądał na wymarły, jakby przyroda umarła wraz z pogodą. Bóg jest smutny – przypomniał sobie słowa ojca, który powiedział to kiedyś podczas polowania, gdy pogoda była podobna.
– Szybciej – ponaglił go jeden z dwóch strażników, którzy szli za nim. Oderwał wzrok od jednego z wielu okien oświetlających długi korytarz, przez który szedł, pchając wózek kelnerski. Echo odbijającego się od siebie szkła rozniosło się po korytarzu. Złote ściany przypominały mu korytarze pałaców ojca, po których biegał jako dziecko, szczęśliwe i beztroskie. Teraz dorosły, zmuszony do bycia sługą jednego z tych potworów. W końcu stanęli przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do salonu właściciela rezydencji. Chłopak poprawił niewygodny kołnierz stroju kamerdynera, który gryzł go, ale musiał to znieść. Strażnicy otworzyli przed nim drzwi.
Przy stoliku kawowym siedziały dwa cesarstwa, pochłonięte rozmową, nie zwracając uwagi na wchodzącego chłopaka. Austro-Węgierka miała na sobie zieloną jedwabną suknię z krótkim rękawkiem i wachlowała się, słuchając mężczyzny. Chichotała z jego żartu, podczas gdy on, ubrany w koszulę i czarną kamizelkę, kontynuował opowieść. Chłopak podjechał bliżej stolika i zaczął ostrożnie rozkładać pyszności z wózka, drżące ręce utrudniały mu pracę. Nalał herbaty do dwóch filiżanek, jedną ostrożnie postawił przed swoim "panem". Mężczyzna zerknął na chłopaka, potem na herbatę, którą ten przed nim postawił, i spokojnie upił łyk naparu. Uspokojony, chłopak postawił drugą filiżankę przed dziewczyną, która wpatrywała się w nią, jakby nad czymś intensywnie myślała.
– Powiedz mi – powiedziała, składając wachlarz i kładąc go na stoliku. – Czy naprawdę myślisz, że napiję się herbaty zrobionej przez kogoś tak nisko urodzonego?
– To nie ja robiłem tę herbatę – odpowiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Spojrzał na podłogę, gdy zauważył ostrzegawczy wzrok Niemca.
– Masz czelność mówić takim tonem do mnie – warknęła dziewczyna. – Powinieneś go lepiej wytresować – dodała, zwracając się do Niemca, który tylko spojrzał na nią, nadal pijąc herbatę. Austro-Węgierka chwyciła nagle chłopaka za kołnierz, a ten, skołowany, spojrzał jej w oczy wypełnione nienawiścią.
– Jesteś tylko śmieciem, jak twój ojciec – powiedziała z paskudnym uśmiechem. Wylała filiżankę herbaty na jego głowę. Chłopak syknął, czując, jak gorący napar parzy jego skórę. Kobieta bezcześciła imię jego świętej pamięci ojca, który był jego autorytetem. Zacisnął pięści w przypływie złości, czując się bezsilnym.
CZYTASZ
Burza - Countryhumans (Zawieszone)
FanfictionOstatni raz zaciągnął się papierosem, po czym wyrzucił niedopałka i przygasił go butem. Biało czerwony kraj wzdrygnął się, kiedy usłyszał głośny huk. - Chyba będzie burza - spojrzał ostatni raz na szare chmury zasłaniające piękne gwieździste niebo...