Rozdział IV Izba wytrzeźwień

328 27 6
                                    

Przejechał ręką po półce nocnej obok łóżka, szukając telefonu, aby sprawdzić godzinę. Gdy poczuł zimną obudowę telefonu, natychmiast wślizgnął rękę razem z nim pod ciepłą kołdrę. Włączając urządzenie, syknął, odruchowo zamykając oczy, które były teraz bardzo wrażliwe na światło. Po przetarciu załzawionych oczu, ponownie spojrzał na ekran, mrużąc powieki.

Była piętnasta dziesięć.

Poczuł dziwne uczucie, jakby o czymś zapomniał, ale teraz nie miał ochoty nad tym myśleć. Nie chciało mu się wychodzić spod ciepłej kołdry, obawiając się nieprzyjemnych dreszczy, które zawsze towarzyszyły wychodzeniu z łóżka.

Spojrzał na wilgotne ubrania leżące na ziemi, pozostałość po wczorajszym maratonie, który przebiegł. Nadal czuł na sobie paskudny dotyk, co sprawiało, że czuł się brudny, mimo że do niczego nie doszło. Nawet po porządnym wyszorowaniu czuł, jakby małe igły wbijały mu się w skórę, a w głowie dudniło mu od myśli, że zaraz wejdzie tutaj, aby dokończyć, co zaczął. Te myśli nie pozwalały mu się uspokoić.

Dodatkowo, w tą noc gałąź drapiąca o okno w jego pokoju wzbudzała w nim jeszcze większe obawy. Czuł się tak rozbudzony, że dziwił się, że udało mu się zasnąć. Był tak zaniepokojony, że w środku nocy poszedł do kuchni po wałek i spędził z nim całą noc. Wiedział, jak to brzmi, ale obecność przedmiotu do obrony sprawiała, że czuł się trochę raźniej.

Zastanawiał się, czemu nie zadzwonił na policję. Odpowiedź była prosta: policja nie ingeruje w sprawy krajów, a jedynie w przypadkach ludzkich oprawców. W tej sytuacji należało zgłosić sprawę odpowiednim organizacjom. Problem polegał na tym, że nie miał ich numeru. Posiadały je tylko wybrane przez nie kraje, co było zrozumiałe, aby uniknąć nieodpowiedzialnych telefonów, gdyby numer wyciekł, lub po prostu jak zwykle dali je jedynie swoim ulubieńcom. Oczywiście w tym gronie był Niemcy.

Przetarł zmęczone oczy i mizernie wstał. Szczelnie przykryty kołdrą ruszył w stronę kuchni, jego żołądek domagał się jedzenia. Postanowił, że zrobi tosty z serem. Po chwili już zajadał się nimi przy stole w kuchni. Jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu były głośne świsty wiatru, lecz Polak był całkowicie gdzieś indziej rozmyślając i patrząc się tempo w jeden punkt żując chleb z roztopionym serem.

Przychodzący odgłos wiadomości rozległ się po kuchni w tym i wyrywając go z zamyśleń. Chwycił telefon z nadzieją, że to Węgier, do którego próbował się dodzwonić w nocy, ale ten nie odpowiadał. Spojrzał na ekran główny i zobaczył, że to nie Węgier, tylko Niemiec. Zrezygnowany wszedł w wysłaną przez niego wiadomość.

Ger:
"Zostawiłeś u mnie swoje klucze. Przyjdź po nie kiedyś."

Zmarszczył brwi, zastanawiając się, jak mógł je tam zostawić. Sądził, że zgubił je na imprezie i miał już zamiar zmieniać zamki. Dobrze, że jeszcze miał dodatkowe.

Pol:
"Okej, może jeszcze dzisiaj wpadnę."

Odłożył telefon na stół i zaczął stukać palcami o obudowę telefonu, zdenerwowany. Nagle przypomniał sobie coś ważnego, jednak znowu wybrał numer do Niemca.

Pol:
"Masz numer do ONZ, prawda?"

Ger:
"Oczywiście, ale po co ci on?"

Trzymał palce nad ekranem telefonu, patrząc na wysłaną przez siebie wiadomość. Zastanawiał się, czy napisać o tym, że brat Niemca nadal żyje, ale po chwili zrezygnował. Nie chciał niepokoić go bez potrzeby, zwłaszcza, że nie było jeszcze wiadomo, jak ONZ zareaguje.

Pol:
"Mam do niego ważną sprawę."

Ger:
"Mam nadzieję, że to coś ważnego. Wiesz dobrze, że na błahostki nie ma czasu."

Burza  - Countryhumans (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz