⋆ ˚。⋆୨୧ Prophéties pour l'avenir ୨୧⋆。˚ ⋆

478 48 45
                                    

6 listopada

   Atmosfera miasta, zawsze równie hałaśliwe i zatłoczone miejsce. Centrum wiecznie okupowane przez setki samochodów, masy ludzi pchających się chodnikami z miejsca na miejsce. W powietrzu cały czas czuć było jedynie gęstość zanieczyszczeń, dymu i spalin, wszystko to utwierdzało tylko w przekonaniu o tym jak brudne było wszystko wokoło. Nawet na przedmieściach dało się usłyszeć szum niosący się pomiędzy budynkami.
Venti skończył pracę dawno po godzinach szczytu, więc okolica zdawała się być zaskakująco spokojna mimo wszystkich tych typowych dla miasta elementów. Chłopak jak zwykle został w barze na nadgodziny, by dorobić pare groszy na zmywaniu naczyń. Niby samo czyszczenie lokalu po skończonej pracy wliczało się w obowiązki pracownika ale przez dość młody wiek, Diluc czyli jego szef postanowił podratować go dodatkowym wynagrodzeniem za męczenie się na zmywaku. Dla Ventiego był to spory bonus, bo ledwo co i tak starczało mu na opłacenie czynszu mieszkania odziedziczonego po babci. Chłopak skończył 21 lat zaledwie pare miesięcy temu, imponując wszystkim, że był w stanie wyżyć na swoim już całe dwa lata. Nie mógł co prawda pozwolić sobie na studia, ale z czasem przyzwyczaił się do samotnego mieszkania w kawalerce i codziennej pracy za barem. Najważniejsze było by wiązał koniec z końcem i nie zalegał z rachunkami. Tak długo jak udawało mu się spełnić te warunki reszta pozostawała nieistotna.
Wiatr był szczególnie silny, wlokąc po ziemi kilka mokrych od deszczu liści. Jesień nie należała do ulubionych pór roku Ventiego, przynosząc jedynie depresyjny nastrój do serca. Brunet przekręcił klucz w zamku, zamykając tylne drzwi baru przed pójściem do domu. Ponownie czekała go podróż zupełnie po ciemku jedynie w swoim własnym towarzystwie, kończąca się dotarciem do mieszkania, zjedzeniem paczki mrożonek zrobionej w mikrofali, a następnie pójście spać. Rutyna ta powtarzała się już od tak dawna, że chłopak nie za bardzo nawet wyobrażał sobie wyjście z niej.
   Uliczna latarnia dająca jedyne źródło światła w zaśmieconej uliczce, przyciągała ćmy, które swój cień odbijały na asfaltowej drodze, udając jakieś nocne mary. Na szczęście poza wyniesieniem śmieci nie zostało już nic do zrobienia, więc Venti miał spore szanse na szybki powrót do domu i nasycenie wygłodniałego żołądka, który domagał się jakiegokolwiek jedzenia już od kilku godzin. Praca przy podawaniu jedzenia dla ludzi nie pomagała wcale w jego sytuacji. Z jednej strony mógłby zjeść coś w przerwie, ale z jakiegoś powodu codzienny stres odbierał mu możliwość jedzenia w tym miejscu.
   Chłopak schował klucze do kieszeni i złapał za trzy stojące obok budynku spore czarne worki ze śmieciami. Jakimś cudem podniósł je i zaciągnął w stronę śmietnika, który na szczęście znajdował się zaledwie kilka metrów od drzwi. Kolejne powiewy wiatru powodowały drobne dreszcze ze strony chłopaka, który westchnął ze zmęczenia po wrzuceniu pierwszego worka do kosza. Zimne i drobne krople deszczu zaczęły spadać z nieba, nasilając opad z każdą chwilą. Venti zaczął przeklinać w myślach swojego pecha, siłując się z kolejnymi workami, które nie chciały za nic upchnąć się w koszu. Przez myśl chłopaka przeszła również jedna dziwna myśl, każąca mu obejrzeć się dokładnie za siebie. W końcu ta atmosfera niczym wyjęta żywcem z horroru każdego w jakiś sposób potrafiłaby dobić. Myśl ta jednak nie znikała, a nawet stawała się coraz to bardziej alarmujaca i w końcu zmusiła chłopaka na rzucenie okiem na drogę za sobą. Jak mógł się spodziewać niczego ani nikogo tam nie zastał. Sam ten pomysł stał się teraz tak absurdalny, że chłopak wysilił się nawet na uśmiech, śmiejąc się z własnej głupoty. Dla pewności jednak obejrzał się raz jeszcze na pustą uliczkę, wzdychając cicho.
Kiedy w końcu udało mu się uporać ze śmieciami, wcisnął dłonie do kieszeni kurtki i ruszył powolnym krokiem w drogę powrotną do domu. Nie musiał się aż tak spieszyć, bo i tak bardziej już zmoknąć nie może, skoro nie została na nim już nawet sucha nitka. Nie wyglądało na to by deszcz miał osłabnąć na sile w najbliższym czasie. Venti miał nadzieję, że w ten sposób chociaż jego rośliny na balkonie odżyją, bez potrzeby podwajania kosztów rachunku za wodę. Dzięki temu temu oberwaniu chmury przy okazji ten nieprzyjemny zapach miasta zdawał się nieco zmywać. Sam deszcz też z jakiegoś powodu przynosił swego rodzaju uczucie nostalgii za każdym razem gdy się pojawiał. Mimo to jednak Venti uznał tę zmianę pogody za część swojego codziennego pecha, na który narzekać mu przyszło już od dłuższego czasu. Dodatkowo cały czas towarzyszyło mu to irytujące uczucie, każące upewniać się cały czas czy nie jest przypadkiem obserwowany. Zmusiło go to nawet do przyspieszenia nieco kroku, a serce uderzyło mu do gardła gdy usłyszał dźwięk podobny do kroków za sobą. Mimo iż parokrotnie upewnił się, odwracając się za siebie, jak tylko jego wzrok wracał na drogę znajdująca się przed nim dźwięk ten powracał. Venti zaczął już oskarżać się o bycie paranoikiem. Wziął głęboki wdech i otrząsnął się nieco z kropli deszczu kapiących powoli z kosmyków grzywki. Każdemu zdaża się w końcu czasem przesadzać i każdy ma czasami dziwne myśli, tym bardziej kiedy jest się głodnym i zmęczonym. Chłopak zatrzymał się na chwilę i westchnął cicho. Rozejrzał się tylko raz jeszcze na lewo i prawo po czym spojrzał w niebo, pozwalając by deszcz zmoczył jego twarz jeszcze bardziej. Wypełniający go niepokój nadal go nie opuszczał, ale brunet postanowił jakoś ugasić w sobie to przeczucie. W myślach pocieszył się czekającym w domu telewizorem i kolejnym randomowym teleturniejem, bo akurat gdy kończył zmianę zazwyczaj leciały powtórki ze starszych programów. Dla wielu ludzi wydało by się zabawne, że to właśnie sposób w jaki chłopak spędza swój wolny czas, ale dla niego była to jakaś dawka dziennej normalności, mimo iż pytania z większości audycji znał już na pamięć.

Écailles de serpent | Xiaoven Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz