one

1.5K 93 52
                                    

Wstałem jak codzień rano, czyli jakieś niecałe dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Nie wiem jak to działa, że zawsze umiem się wybudzić na ostatni moment i nagle w ciągu jednej sekundy mieć wszystkie siły świata, żeby ubrać się w pięć sekund i zrobić inne czynności w niecałe cztery minuty.

Zebrałem się cały i wyszedłem ze swojego pokoju do toalety, by umyć „na spokojnie" zęby i przeczesać włosy. Gdy to tylko zrobiłem wyszedłem z pomieszczenia z powrotem do pokoju po plecak, nawet już nie patrząc jakie tam są zeszyty.

Wziąłem go byle jak na ramię i ubrałem niedbale buty i zaraz potem wyszedłem z domu.

Blok w którym mieszkam jest niezbyt ładny, ani dzielnica, w sumie nic tutaj nie ma ładnego. Mieszkam tam razem z mamą w czteroosobowym mieszkaniu, które wbrew pozorom jest dosyć duże. Na podwórku przed domem widać zasadzone przez moją rodzicielkę kwiaty, które pewnie prędzej czy później zostaną ukradzione bądź zdewastowane.

Wiele razy myśleliśmy razem nad zmianą mieszkania, jednak przyzwyczajenie do tutejszych miejsc, kwiaciarni i kawiarnii, które moja mama uwielbia, jest za duże, by się teraz przeprowadzić.

Do szkoły też jakoś szczególnie daleko nie mam, możliwe że jakieś trzy minuty wyjdą z tego szybkiego marszu, jakim się teraz poruszałem.

Spojrzałem na swój zegarek spod bluzy i widniała na nim 7:58, a ja byłem już pod szkołą.

Znów mi się upiekło.

Od pewnego czasu mój wychowawca, który uczy matematyki strasznie na mnie nalega bym rzekomo „wziął się za siebie" w kontekście nauki. Mówił też coś o punktach za zachowanie, których zawsze mam mało, bo zwyczajnie nie robię nic na rzecz szkoły, ani się nie udzielam. W tym roku nawet nie głosowałem na samorząd szkolny. W taki sposób zostałem zapisany na kilka zajęć, z czego wolontariat mam dzisiaj, aż całe dwie godziny.

Będąc szczerym w tym wolontariacie nikt nie jest z przyjemności, ale tylko po to by dostać stypendium, a kilka dzieciaków być może jest tam z przypadku jak ja.

Przemierzałem już korytarz w dźwięku dzwonka i gwaru nastolatków ze szkoły, by odnaleźć klasę w której znajduje się nauczyciel fizyki.

Mój marsz wkrótce stanął się biegiem do klasy za chłopakiem, którego kojarzyłem z przesiadywań na lekcji.

Wleciałem do klasy najszybciej jak się da zamykając za sobą drzwi na tyle szybko, że było słychać sam trzask drewna. Cała klasa w jednym momencie spojrzała na mnie, a ja spuściłem głowę w dół i usiadłem w swojej ławce na samym końcu klasy.

Sprawdzanie obecności, osoba za osobą, a ja już nie umiałem wytrzymać w miejscu. Chciałem już mieć za sobą te lekcje i te całe gówniane koło.

Kiedy nauczyciel miał już wypowiedzieć moje nazwisko rozejrzał się po klasie, a ja posłałem pusty niezrozumiany uśmiech. Już w tym momencie wiedziałem, że weźmie mnie do odpowiedzi.

-Nick...- westchnął mężczyzna. -Twój wychowawca prosił, byś poszedł na przerwie do sekretariatu po plan.- skończył i zaczął czytać dalej.

-Przepraszam.- zacząłem, a mężczyzna spojrzał na mnie spod okularów. -Jaki plan?- dopytałem.

-Idź no do sekretariatu teraz to załatwić, Nicholas jak ty sobie dasz radę beze mnie...- chwycił się za głowę. -Idź do sekretariatu, powiedz Jolce- znaczy jakiejś pani jaka tam będzie, że chcesz odebrać plan dóbr wolontariusza, bo wychowawca ci kazał.- powiedział i pokazał palcem na drzwi.

Zebrałem plecak z którego nawet nic nie wypakowałem na lekcje i wyszedłem z sali. Sekretariat na całe szczęście znajduje się na samym dole, gdzie obecnie miałem lekcje. Niewiele myśląc od razu ruszyłem do niego.

Będąc już pod drzwiami zapukałem w nie kilka razy i po usłyszeniu cichego „proszę" wszedłem.

W pokoju rozprzestrzeniał się ładny zapach pomarańczy z jakiegoś powodu, a na biurkach pierwszy raz od dawna zagościły jakieś kwiatki. W końcu tą ponurą sale wypełniała jakaś aura.

-Dzień dobry, ja przyszedłem po plan z koła wolontariatu.- wysepleniłem szybko, a kobieta spojrzała na mnie jak na debila.

-Czekaj słonko, to my mamy koło wolontariuszy tutaj?- spytała, a ja stałem jak ogłupiały.

-No tak, pan z matematyki mnie na nie zapisał i powiedział, że tutaj mam do odebrania ten cały jakiś plan.- powiedziałem miętoląc swoje dłonie.

-Beatka! Chodź na chwile!- wykrzyczała kobieta, a ja lekko się wzdrygnąłem na ten krzyk. -Beatko wiesz może coś o klubie wolontariuszy?- spytała drugiej kobiety. Obie kobietki były wbrew pozorom podobne do siebie - duże okulary, czarny strój i ciemne włosy.

-Jola, przecież ten klub tutaj jest dłużej niż ja sama pracuję...- odetchnęła. -A ty kochany co chcesz?- spytała ta druga.

-Przyszedłem po plan wolontariusza, tak jak mówiłem tej drugiej pani.- powiedziałem, a starsza pani zaczęła od razu grzebać w jakiś wymiętolonych papierach.

Po jakimś czasie wyciągnęła mały papier na którym widniało kilka lubryk i mi go podała.

-Słuchaj teraz słonko.- mówiła tak jakbym jej nie słuchał od dwudziestu minut. -W pierwszej lubryce piszesz co takiego zrobiłeś, w drugiej ile ci to zajęło, a w trzeciej podpis wychowawcy. No i tak cały czas do końca roku, a na koniec roku dajesz tę karteczkę wypełniona przez ciebie i nauczyciela do sekretariatu, a w sekretariacie podbijają, zrozumiałe?-

-Tak, dziękuje i dowidzenia.- powiedziałem wychodząc już praktycznie z tego miejsca.

To było conajmniej dziwne przeżycie.

Niewiele myśląc udałem się do łazienki, ponieważ właśnie trwały ostatnie minuty mojej lekcji. Następną lekcją jest hiszpański jednak ja mam czas.

Usiadłem na szkolnym parapecie przy oknie w którym były kraty i wyciągnąłem paczkę papierosów z moich sztruksów. Wyciągnąłem jedno papierosa i resztę schowałem na miejsce, zaraz po tym wyciągnąłem zapalniczkę z szarej bluzy na zamek. Odpaliłem używkę i delektowałem się tym papierosem jakby był moim ostatnim w paczce. To już chyba takie przyzwyczajenie.

Volunteer || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz