two

836 84 64
                                    

Uczniowe przechodzili obok mnie obojętnie, praktycznie nawet nie zwracając na mnie uwagi. Nie żeby mi to nie pasowało. Siedziałem i myślałem o niebieskich migdałach jak zwykle, jednak moje przemyślenia przerwał mi mój przyjaciel, który zamiast wejść po ludzku do szkolnej toalety to zrobił szopkę, że prawdopodobnie panie z sekretariatu już wszystko wiedzą co tu się dzieje.

-Witam! Sapnap, kochany! W końcu się widzimy, daj się uściskać.- powiedział Clay wyciągając do mnie rękę, na co ja mu ją podałem, a ten mnie lekko ucałował w dłoń.

-Ciszej rób z siebie pajaca, nie na całą szkołę...- odburknąłem wycierając dłoń w bluzę.

-Dobra sklej mordę, dasz bucha?- spytał, a ja podałem mu kawałek używki.

-Do której dzisiaj?- spytałem ściągając nogi na ziemie z parapetu, by chłopak mógł usiąść obok mnie.

-Kończę jakoś dwadzieścia po piętnastej... chyba.- westchnął jakby mówił o jakiejś katastrofie.

-Nie narzekaj, ja dzisiaj w domu będę pewnie po siedemnastej.- powiedziałem, a chłopak posłał mi niezrozumiałe spojrzenie. -No lekcje mam do za dziesięć czwarta i później do piątej wolontariat.- powiedziałem i przeczesałem włosy.

-Nie chcesz się zerwać? Ten wolontariat to jakiś syf, nawet tam nie pomagacie przecież.- powiedział oburzony blondyn.

-Pokaże się tam raz i później odpuszczę do końca roku.-

-Jak uważasz stary.- powiedział i wyrzucił papierosa przez okno wprost w szkolny żywopłot.

Dzwonek zadzwonił i obaj udaliśmy się do klasy. Clay to mój przyjaciel od podstawówki, chodziliśmy razem do klasy, później w gimnazjum tak samo, ale w średniej podzielili naszą klasę na dwie części przez co nie mamy ze sobą kilku lekcji i kończymy czasem o różnych godzinach, bądź zaczynamy. Z początku nam to przeszkadzało i kilka razy byliśmy u dyrekcji z pytaniami czy da się coś z tym zrobić, ale po kilku miesiącach się poddaliśmy. Teraz to nikomu już nie przeszkadza, mimo zazdrości czasem o to, że jeden z nas wcześniej kończy lekcje.

Przemierzając korytarze koło setki uczniów w końcu dotarliśmy do klasy przeciskając się pomiędzy wszystkimi, bo panuje tu jeden wielki chaos.

Usiedliśmy obaj z tyłu i wpatrywaliśmy się tępo w tablice, ponieważ nauczyciel się spóźniał.

Spojrzałem na blondyna, a ten machinalnie spojrzał się z powrotem na mnie. Chciałem już wydusić z siebie „gdzie ten chłop do cholery?", lecz w tym momencie wszedł niski siwy mężczyzna, który uczy nas matematyki liniowej.

Połowa klasy wstała żeby się z nim przywitać jednak ja i Clay siedzieliśmy na miejscu i nie raczyliśmy wstać.

-Tak dzień dobry kochani, dajcie chwilę tylko się rozpakuję...- powiedział mężczyzna cały obładowany jakimiś torbami z papierami i laptopem w ręku.

-Nick Armstrong? Twój wychowawca prosił, żeby cie zwolnić z reszty lekcji na rzecz wolontariatu, ponieważ niektórzy rodzice się nie zgodzili na prowadzenie tego kółka w takich godzinach. Wystarczy że podpiszesz to dla Pana i możesz iść.- rzekł mężczyzna, a ja wstałem z niskiego poniszczonego krzesła i odebrałem od niego dwie śnieżnobiałe kartki na których od razu się podpisałem.

Wziąłem kartki ze sobą do ławki, zarzuciłem torbę na ramię i uśmiechnąłem się zdradziecko do blondyna, który na pożegnanie pokazał mi środkowy palec.

Wyszedłem z klasy i ruszyłem do biblioteki. Biblioteka w tej szkole tak naprawdę nie służy do wypożyczania książek tylko do różnych zajęć pozalekcyjnych.

Podążałem schodami na górę, aż w końcu znalazłem się przed drzwiami tego śmiesznego miejsca. W środku znajdował się mój wychowawca cały podekscytowany, wysoka kobieta, która jest tutaj bibliotekarką i kilka osób. Jakieś dwie blondynki, które gadały ze sobą, jakiś rudy chłopak, którego kojarzę z występów na auli i ładny chłopak o brązowych włosach.

-Nick! Jesteś, tak się cieszę.- powiedział wychowawca chwytając mnie za ramiona i lekko potrząsając mną. Wyciągnąłem przed siebie lekko papiery z podpisem o zwolnieniu, a ten wytargał mi je niedbale z rąk.

Usiadłem w rogu biblioteki na jakimś krześle, które ledwo się trzymało i patrzyłem na nich wszystkich co robią. Blondynki dalej gadaly ze sobą szepcząc sobie po uszach, rudy chłopak recytował coś przed mężczyzną, a brązowowłosy rysował. Coś dużego. Prawdopodobnie jakiś głupi plakat.

-Ależ Nick! Weź dołącz do Karla twojego kolegi... Pomóż mu nosz.- wysyczał do mnie mężczyzna, a ja wstałem z krzesła i podszedłem do chłopaka.

Ten chłopak wyglądał na naprawdę zainteresowanego i takiego, który skupia sie na swoim zadaniu w stu procentach. Miał słuchawki w uszach, więc postanowiłem pstryknąć go w głowę.

-Przepraszam, nie wiedziałem że będzie ktoś jeszcze.- powiedział i odsunął sie trochę na bok bym mógł usiąść obok niego.

-Nick jestem.- powiedziałem podając mu dłoń, a ten ją uścisnął nad wyraz mocno i rzekł ciche „Karl". Trzeba przyznać że jest to ładne imię.

-Co my tu mamy robić?- spytałem. -Jestem pierwszy raz, jeszcze nie ze swojej woli.- dodałem, a chłopakowi podniosły sie kącik ust.

-Spoko ja też nie byłem, ale przyzwyczaiłem sie z czasem. Jakoś czas tutaj mija szybciej, sam wpadniesz w takie koło czasowe wkrótce.- powiedział spoglądając kątem oka na mnie.

-Nie mam zamiaru tu zostać na dłużej... żeby nie było.- powiedziałem, a chłopak tylko parsknął śmiechem.

-Tutaj jak się wchodzi, to zostaje się na zawsze, zobaczysz Nick.- jego słowa brzmiały niczym z horroru, ale jego pogodna twarz totalnie zaprzeczała temu co mówił.

-Dobra weź pędzle i akryle to pomalujesz napis.- powiedział spychając mnie z krzesła.

-Akryle? Chodzi o plakatówki?- spytałem wstając z krzesła, a chłop popatrzył na mnie ze niezrozumieniem.

-Jakbym chciał plakatówki to bym powiedział, że chce plakatówki. Nick masz tam na przeciw szafkę z farbami, jest nawet podpisana...- westchnął, a ja odwróciłem się w stronę szafek, gdzie rzeczywiście była jedna szafka podpisana. -Chodzi o akryle, A KRY LE, kumasz?- spytał, a ja dalej stałem jak debil.

-Dobra znajdę.- powiedziałem i zacząłem szperać w szafce za czymś co miało nazwę Akryle. Jeżeli jest to nazwa firmy to jest do dupy.

Przewaliłem wszystko na boki robiąc miejsce na moja rękę żeby złapać ostatnie pudełko, z myślą żeby to były te całe akryle. Chwyciłem i przeciągnąłem do siebie. Jaki był mój zachwyt, że w końcu znalazłem to gówno.

Kiedy spojrzałem z powrotem do środka szafki był tam niemały syf, a dokładnie wszystko rozwalone.

Westchnąłem ciężko i odwróciłem się powoli do tyłu, jednak za mną stał Karl.

-Ja wale, nie strasz.- powiedziałem podając mu akryle.

-Przepraszam, chciałem zobaczyć czy było to takie trudne.- powiedział biorą  ode mnie pudełeczko i zaglądając do szafki. -Czyli było...- westchnął widząc ten cały burdel.

Volunteer || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz