Hej! Tym razem mam dla Was coś świątecznego. Mam nadzieję, że jesteście w nastroju na romans pod choinkę, a historia Dagi i Maksa przypadnie Wam do gustu.
W miarę możliwości postaram się wstawiać jeden rozdział tygodniowo.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat planów związanych z innymi opowiadaniami, zachęcam do zajrzenia na tablicę.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania! 🎅
***********
Droga do Jeżówki wyglądała bajecznie. Przyprószone śniegiem drzewa i wciąż sypiące z nieba płatki wprawiły mnie w świąteczny nastrój, którego nie mogła popsuć nawet naburmuszona mina Artura.
– Cholera – warknął, uderzając palcem w ekran smartfona. – Czy w tej dziurze naprawdę nie ma zasięgu?
Policzyłam w myślach do dziesięciu. Uznałam, że najrozsądniej będzie zignorować jego narzekania i spróbować cieszyć się chwilą. Przecież nie co roku miałam okazję spędzić święta z całą rodziną Rybickich. Zwykle nie udawało nam się zgrać. Nikt jednak nie odważył się odmówić przyjazdu do Jeżówki, gdy zaprosiła nas tutaj babcia Gabrysia. Zwłaszcza, że to jej osiemdziesiąte urodziny, które zamierzała świętować z odpowiednim rozmachem.
Artur westchnął, wsuwając telefon do kieszeni płaszcza.
– Jak niby mam pracować?
Zabębniłam palcami w kierownicę.
– Może po prostu nie pracuj? – zaproponowałam. – Są święta, a ty masz w końcu kilka dni wolnego.
Popatrzył na mnie, jakbym postradała rozum. Zaraz jednak się zreflektował.
– Okej. Przepraszam. Obiecałem, że to będą nasze święta i postaram się tego trzymać. Ale ten projekt...
Uniosłam dłoń.
– Nasze święta, Artur – przypomniałam. – Nie chcę słyszeć o żadnym projekcie.
– Jasne. Już się zamykam.
Jego dłoń jeszcze raz powędrowała w kierunku kieszeni, jakby chciał upewnić się, że telefon nadal tam jest. Przewróciłam oczami, ale powstrzymałam się od komentarza. Sytuacja między nami była ostatnio wystarczająco napięta. Nie chciała dodatkowo jej zaogniać. W końcu przyjechaliśmy tu, żeby oderwać się od codzienności i odbudować nadszarpnięte małżeńskie relacje.
Uśmiechnęłam się do siebie krzywo.
Na razie szło nam raczej marnie...
Im bliżej byliśmy domu babci, tym bardziej biały stawał się krajobraz. Śnieg sypał coraz mocniej i zaczęłam zastanawiać się, czy za dwa dni drogi będą nadal przejezdne. Gdybyśmy utknęli w Jeżówce, Artur chyba by się popłakał.
Kątem oka zerknęłam na siedzenie pasażera i zauważyłam, że mój mąż przysnął. Jego głowa opadła na bok, a z otwartych ust płynęła strużka śliny.
Może będzie mniej marudny, gdy trochę się prześpi – pomyślałam z nadzieją.
Pokonałam ostatni zakręt, próbując nie wypaść przy tym z drogi. Zimowe widoki jak z pocztówki to jedno, ale jazda w taką pogodę była niezłym wyzwaniem.
– Nareszcie – mruknęłam, widząc znajomy lasek, za którym stał dom babci Gabrysi.
Wyglądało na to, że wuj Kajetan użył samojezdnej odśnieżarki, którą chwalił się ostatnio przez telefon. Gmina notorycznie zapominała o bocznej drodze. Pewnie uznali, że nie warto przejmować się mieszkańcami jedynego domu, który stał na jej końcu.
CZYTASZ
Ktoś niespodziewany (ZAKOŃCZONA)
RomanceZapraszam na świąteczny romans! Co się wydarzy, gdy do drzwi zapuka niezapowiedziany gość? Życie Dagmary zdawało się poukładane. Mąż, etat i wygodne mieszkanie w stolicy dawały jej poczucie stabilności. Małżeństwo z Arturem nie było wprawdzie idealn...