V

912 110 14
                                    

Zamrugałam i dyskretnie otarłam łzy.

Nie dość dyskretnie, bo Maks chyba je zauważył.

– Mogę pozwolić sobie na chwilę brutalnej szczerości? – spytał, patrząc w kierunku drzwi, za którymi zniknął Artur.

Uśmiechnęłam się ponuro.

– Śmiało. – Wytarłam kolejną łzę.

– Twój mąż to dupek. Zasługujesz na kogoś lepszego.

Po tych słowach zapadła cisza. Na moment dosłownie mnie zatkało.

Później tama pękła i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam.

Maks nie wahał się długo. Podszedł i objął mnie ramieniem. Najpierw niepewnie, ale w końcu przygarnął mnie do siebie, tak, że szlochałam w jego koszulę.

– Przepraszam. Nie chciałem...

Pokręciłam głową.

– Nie przepraszaj. Masz rację. Artur zachował się jak dupek. – Pociągnęłam nosem. – Nie po raz pierwszy, zresztą.

Otaczał mnie zapach Maksa. Przyjemny, ciepły i lekko korzenny. Powstrzymałam ochotę, by wtulić się w jego koszulę. Przecież byliśmy dla siebie praktycznie obcy.

Dlaczego więc czułam się przy nim bardziej sobą, niż przy własnym mężu?

W korytarzu rozległy się kroki, którym towarzyszył stukot babcinej laski. Szybko wyślizgnęłam się z objęć Maksymiliana. On także się odsunął. Cóż, byłoby dziwnie, gdyby Gabriela zastała nas splecionych w objęciach.

Już na samą myśl o tym poczułam się niezręcznie.

Mimo wszystko babcia musiała dostrzec, że coś się przed chwilą wydarzyło. Gdy weszła do kuchni oboje byliśmy zbyt sztywni, zbyt milczący, by wyglądało to na swobodną pogawędkę dwójki nieznajomych.

Gabriela na chwilę zastygła z kagankiem w dłoni. Jej bystre oczy błyszczały w blasku świecy, kiedy popatrywała to na mnie, to na Maksa, stojącego już w stosownej odległości.

Pierwsze zaskoczenie minęło. Zdziwienie zniknęło z twarzy babci, zastąpione zwyczajnym, lekko łobuzerskim wyrazem. Sądziłam, że teraz rzuci jakąś kąśliwą uwagę, ale ona tylko odchrząknęła, udając, że niczego się nie domyśla.

Przygryzłam wargę, by powstrzymać natarczywą potrzebę wytłumaczenia się.

– O, widzę, że robicie herbatę – rzuciła babcia, spoglądając na szumiący coraz głośniej czajnik z takim entuzjazmem, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

Skwapliwie pokiwałam głową. Ten zastępczy temat był chyba nam wszystkim na rękę.

– Też chcesz babciu?

– Nie! – rzuciła natychmiast. – Tak tylko chodzę i sprawdzam, czy nic jeszcze nie spłonęło od tych przeklętych świec. – Wycofała się do wyjścia. Stojąc w progu odwróciła się, by znów na nas zerknąć. – Ach, piękna ta noc. Taka romantyczna... I magiczna... – Powiedziawszy to, opuściła nas, znikając w korytarzu. Nie umknął mi uśmieszek, który zaigrał na jej twarzy.

Zachichotałam nerwowo.

– Babcia jest czasem dziwna – szepnęłam do Maksa, bo po jej sugestywnych słowach moje policzki lekko spąsowiały.

Nie odpowiedział, patrząc na mnie z jakimś nieodgadnionym wyrazem. Poczułam pilną potrzebę, by zerwać ten kontakt wzrokowy, zanim do głowy zaczną napływać mi myśli nieprzystające mężatce.

Ktoś niespodziewany (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz