3

83 16 1
                                    

Wideorozmowy z Deanem o dziwnych porach poszerzyły się o rozmowę o chorej porze, gdy Castiela ze snu wyrwało połączenie na kilka minut po trzeciej rano. To nie była standardowa godzina rozmów, więc odebrał z obawą o to, że coś się stało. 

— Cześć — powiedział Dean, który nie wyglądał, jakby stało się cokolwiek złego. Tak właściwie to wyglądał na dość zadowolonego. Uśmiechał się. 

— Cześć — odpowiedział sennie Castiel. Jego mózg wciąż nie do końca rozumiał to, że już nie śpi. Czasem to go frustrowało, bo zanim stał się człowiekiem nie odczuwał czegoś takiego. Wciąż się nie przyzwyczaił. 

— Czemu widzę czarny ekran? — Głos Deana brzmiał niepewnie. Przez moment bał się, że Castiel zakleił kamerkę.

— Bo jest... — Castiel sprawdził godzinę. — Trzecia osiem rano.

— Cholera, przepraszam. — Dean przejechał dłonią po twarzy. Trochę jakby chciał się uderzyć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Tak bardzo chciał porozmawiać z Castielem, że nie sprawdził, która godzina jest w Los Angeles. — Czasem gubię się w strefach czasowych. Tutaj jest po dwunastej, uznałem, że to dobra godzina. 

Do tej pory Dean koncertował w Ameryce Południowej i Azji, więc różnica czasu nie była aż tak odczuwalna jak obecnie. Europa miała jednak najwyższą różnicę czasu względem Stanów Zjednoczonych – tutaj środek dnia był środkiem nocy w Ameryce.

— Gdzie jesteś?

— W Barcelonie. Wczoraj był Madryt, jutro Pau, pojutrze Paryż... — przerwał na chwilę i zamyślił się, bo coś mu nie pasowało. — Nie, coś jeszcze jest przed Paryżem...

— Nie za dużo tego? — zapytał Castiel. Zdawał sobie sprawę z tego, że Dean gra dużo koncertów, ale i tak go to przerażało. W czasach gdy występowali razem, miał wrażenie, że tych koncertów było za dużo względem ilości dni, przez które trwała trasa. Gdyby dziś wciąż występował z Deanem, nie był pewien czy dałby radę. Nie był przystosowany do tak intensywnej pracy ze wszystkimi ludzkimi odczuciami. Podziwiał Deana, że wciąż dawał radę i zawsze znajdywał kilka minut, aby do niego zadzwonić.

— Przez Europejską część trasy mam chyba dwa dni wolnego. Poza tym chyba tu nie umrę, Andrew wszystko kontroluje. Mam pić jakieś okropne koktajle. Podobno jakiś parametr w krwi mi spada. Jakieś B coś tam. 

Castiel westchnął. Wiedział, że Andrew pilnuje zdrowia Deana, ale i tak miał wątpliwości co do tego, jak to się na nim odbije. Dean był człowiekiem, nie maszyną. Miał wrażenie, że ludzi pracujących w show biznesie coraz rzadziej traktowano po prostu jak ludzi. To był główny powód, dla którego nie chciał wrócić do kariery. 

— Powinieneś porozmawiać z Andrew, żeby następna trasa była luźniejsza. 

Dean westchnął. Gdyby to było takie łatwe, ta trasa wyglądałaby zdecydowanie inaczej. Poza tym Andrew nie miał wiele do powiedzenia ani w kwestii lokalizacji ani dat koncertów. On odpowiadał tylko za to, jak wyglądały koncerty, a wszystko co robił poza tym było tylko i wyłącznie jego dobrą wolą. Mógł sugerować osobom wyżej, że trasa powinna wyglądać inaczej, że koncertów powinno być mniej, ale to on nie miał decydujący głos. On mógł potem tylko krytykować to, że na coś zabrakło mu czasu.

— Próbowaliśmy rozmawiać o tym z wytwórnią, ale mają to gdzieś. Powiedzieli, że jak to za dużo to możemy dać część trasy hologramami, a to nie wchodzi w grę. Inni wykonawcy mają koncerty codziennie, czasem kilka dziennie, właśnie przez te durne hologramy. To się robi chore. Dla mnie to już nie koncerty tylko jakieś dziwne spektakle, ale wszystko jest traktowane tak samo. Nie jestem hologramem ani maszyną, więc mam cierpieć, a jak mi nie pasuje to nie koncertować wcale.

Castiel pokręcił głową. Wiedział, że ludzie bywali okropni, ale aż tak, żeby wykańczać ludzi?

— Musi być inne wyjście. 

Dean uśmiechnął się ironicznie.

— Musiałbym zasłabnąć, żeby ktoś zaczął rozważać kilka dni przerwy, a ponieważ nas to już spotkało, mam w kontrakcie trasy zapis, że za coś takiego muszę zapłacić im odszkodowanie. Tak duże, że będzie po nas. Nie chcę skończyć na ulicy. 

— Twój tata ciągle mówi, że możemy się do niego wprowadzić. 

— Tak, tyle że ja nie lubię tam wracać. Większość ludzi tam jest okropna.

— Mówisz o tym, co było dziesięć lat temu. Mogło się zmienić — stwierdził, decydując się na to, aby w końcu zapalić lampkę nocną, żeby mąż mógł go widzieć. Dean uśmiechnął się na to, bo w końcu mógł go zobaczyć.

— Zgoliłeś brodę — zauważył, przejeżdżając dłonią po swojej brodzie, na co Castiel odpowiedział mu lekkim uśmiechem. Cieszył się, że Dean to zauważył – z jakiegoś powodu poczuł, że to sygnał, że nie dzieje się między nimi nic złego, a to było najważniejsze. 

— Josh mnie zmusił — wyznał.

— Lepiej ci bez brody.

— Za to ty masz zarost — zauważył Castiel, bo jego oczy w końcu przyzwyczaiły się do jasności ekranu, dzięki czemu widział Deana już całkowicie wyraźnie. 

— Nie goliłem się chyba cztery dni. Nie mam czasu. Znaczy dzisiaj mam, ale wcześniej nie miałem, więc wolałem rozmawiać z tobą niż się golić...

— Nie musisz się tłumaczyć — powiedział z uśmiechem. 

— Taki odruch. 

Ten łagodny uśmiech Deana sprawił, że Castiel znowu poczuł jak bardzo za nim tęskni. Był jednak pewien, że to przetrwa. Koniec trasy był bliżej niż jej początek.

— Kocham cię — powiedział, czując, że te słowa powinny paść. Nie mówili ich sobie w każdej rozmowie, a miał wrażenie, że obaj ich potrzebowali.

— Ja ciebie też. Nawet nie wiesz jak bardzo mi tu ciebie brakuje. 

Castiel wciąż się uśmiechał, ale teraz było w tym więcej smutku niż radości.

— Uwierz mi, że wiem. Czuję to samo.

— To może przyjedziesz pod koniec trasy? — zaproponował, nie bardzo myśląc czy to rozsądne, czy nie. Był zmęczony trasą. To, że wciąż tu był, zawdzięczał tylko i wyłącznie fanom. Poza tymi krótkimi, niespełna dwugodzinnymi, momentami w ciągu dnia, które spędzał na scenie, wśród fanów, czuł, że egzystuje, a nie żyje. Nie wyobrażał sobie, aby miał robić to sobie częściej niż raz po wydaniu albumu. Szczególnie, że nawet nie myślał o kolejnym albumie, co było dziwne – zazwyczaj pisał piosenki w trakcie trasy. Nie wszystkie z albumu, ale dwie, czasem trzy powstawały w trasie promującej poprzednią płytą i były motorem napędzającym go do pracy nad albumem. Nie był pewien po tej trasie, ale był pewien, że w trasie niczego nie da rady napisać – nie miał na to po prostu siły.

Castiel był zaskoczoną taką propozycją. To Dean przekonywał go, że lepiej będzie jeśli pojedzie w trasę bez niego. Czemu teraz nagle zmienił zdanie?

— Myślałem, że mnie tam nie chcesz — powiedział, przygryzając wargę.

— Nie, że cię nie chcę — zaczął obronnie Dean. — Po prostu nie mam na nic siły. Prawie cały czas coś robię. Prawie w ogóle nie bylibyśmy razem.

— A mimo to chcesz, żebym przyjechał?

— Chociaż na ostatni koncert. Albo kilka ostatnich dni... przerwał, bo ktoś coś do niego powiedział. Castiel nie usłyszał, co, bo było to ledwie słyszalne. — Muszę kończyć, kochanie. Pomyśl o tym, dobrze?

Castiel przytaknął. Wiedział, że jeśli faktycznie miałby przylecieć do Deana, będą musieli wrócić do tej rozmowy i chciał, aby to Dean ponownie to zaproponował. Chciał mieć pewność, że jego mąż naprawdę tego chce.

A/N

Rozdział 4 powinien być dzisiaj.

Finish Line [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz