⬆ nic lepszego, niż "Christmas Means to Me" od Pentatonix dziś nie usłyszycie, a jeszcze wyobraźcie sobie, że Wood śpiewa to z innymi
✩ ✩ ✩
Oliver wpatrywał się w zamknięte drzwi sali północnej zza których wydobywał się jeden wielki, splątany harmider, a w tym harmidrze udało mu się jedynie odróżnić męskie głosy od żeńskich. I nic więcej. I zastanawiał się, co tu właściwie robił.
Gdzie tam były jakieś dźwięki? Jakaś melodia? Przecież to było kłębowisko horrendalnego szumu.
— No, dalej, Wood, to tylko drzwi — zachęciła go złośliwie Angelina, popychając lekko. — Drewna się obawiać nie powinieneś.
— Masz aparat, Georgie? — wysapał Fred.
— Oczywiście, Freddie, chociaż pojęcia nie mam, czy dobrze go użyjemy.
— Na pewno nie zepsujemy.
— No, nie wiem, Catherine wyglądała, jakby chciała nas powiesić na choince Flitwicka, jeśli tylko oddalibyśmy jej aparat w kawałkach... — wzdrygnął się Goergie. — Ale Nessie jak zawsze słodka — dodał zarumieniony.
— Georgie się zakooochaaał! Goergie się zakooochaaał! — rechotał Fred.
— Cicho, bo was odeślę w pudle do Nory — warknęła Angelina, gromiąc bliźniaków ostrym wzrokiem. — Wzięłam was tylko dlatego, boście się uparli.
— Mogę pocałować McGonagall — wtrącił szybko Oliver, rozglądając się niepewnie dookoła, zupełnie jakby bał się, że opiekunka Gryffindoru zaraz wyskoczy zza pobliskiego gobelinu lub zakrętu i wlepi mu szlaban za takie dywagacje. — I możemy zapomnieć o tym chó...
— Nie, nie, nie — przerwała mu śpiewnie Angelina i nacisnęła klamkę. — Większą udręką będzie dla ciebie śpiewanie. Zakład to zakład. Gdzie twoja gryfońska odwaga?
Oliver napuszył się, boleśnie dotknięty tą uszczypliwością i bezceremonialnie wyminął Angelinę, wchodząc pewnym krokiem do sali.
Uderzył go przesyt świątecznego klimatu. Aż się zachłysnął pod naporem intensywnego zapachu cynamonu, anyżu, mandarynek oraz korzennych i maślanych pierniczków. Wszystko to mieszało się ze sobą, tworząc kompozycję tak szaloną, że Oliver z miejsca poczuł się głodny, choć zjadł solidną porcję owsianki, w którą nieco wcześniej wpakował własną twarz.
Niewielka przestrzeń komnaty rozświetlona była świecami i magicznymi kulami przypominającymi bombki we wszystkich kolorach domów Hogwartu, które lewitowały w równych kręgach tuż pod kamiennym sufitem. W rogu sali rozpoznał pianino, co było utrudnione poprzez wiszące na nim w ilościach hurtowych bombki i gęste sieci lśniących błękitem, lodowych i nietopniejących sopelków, podzwaniających raz za razem. Ławki sali stały ułożone w równym rządku pod jedną ze ścian i to one uginały się pod ciężarem świątecznych przysmaków, które od progu sali wyczuł Wood. Błyszczące na niebiesko, czerwono, zielono i żółto cztery choinki oślepiły go swoim blaskiem, ale najbardziej speszyli Olivera uczniowie wlepiający w niego rozbawione spojrzenia.
Każdy z nich miał świąteczną czapeczkę z pomponem w kolorze swojego domu.
Rozpoznał Melody, Juliana i Lee z założonymi na piersiach rękoma i dumnymi grymasami na twarzach, jakby wygrali Puchar Quidditcha. Rozpoznał też — kto by pomyślał! — rezerwową szukającą Krukonów, Cho Chang i chyba Penelopę Clearwater, bliską znajomą Percy'ego. Niedaleko Cho siedział na krawędzi ławki Cedrik Diggory, którego widok Oliver powitał opadającą ku podłodze szczęką, a razem z nim były jeszcze dwie Puchonki, w tym charakterystyczna gotka z roku Diggory'ego, Fran Colville i cicha Leslie Winston, której wystające uszy mogły konkurować z uszami skrzatów domowych. Było też dwóch Ślizgonów, których Oliver widział pierwszy raz na oczy.
CZYTASZ
HOLLY WOODY CHRISTMAS! {oliver wood hp ff}
Fanfictiono świątecznych piosenkach, piernikach i tym, że quidditch wcale nie jest najważniejszy. ━━━━━━━ Lawendova © 19-21.12.2021