Wpis: 22.12.21

18 1 0
                                    

No, pisane nie było dawno. W chuj dawno. Jakoś ponad miesiąc.

Wypadałoby się wyjaśnić w związku z tym. Tym bardziej, że tylko tydzień z całej nieobecności nie miałem dostępu do telefonu.

Najpierw wróćmy do dnia osiemnastego listopada. Był to dzień kiedy zaraz po powrocie do domu z terapii chciałem opisać tutaj co tym razem mi nawtykała psychiatra. No ale do mojego powrotu do domu nie doszło. I to właśnie była po części jej wina.

Sesja przebiegała tak jak zawsze - terapeutka zadawała mi co pare minut pytania, na które odpowiadałem lub nie. W większości były to krótkie odpowiedzi, bez punktów zaczepienia. Nie ufałem jej za cholerę, bardzo mnie męczyła godzina 'rozmowy' z nią. W pewnym momencie spytała o myśli samobójcze. Pamietam, że nie odpowiedziałem. Nie chciałem żeby powiedziała matce. Wiem, że niby jest ta tajemnica zawodowa czy coś, ale mimo wszystko trzeba uważać na to co się mówi innym. Tym bardziej jeśli jest to trzecia wizyta u terapeuty.

Starałem się jakoś uniknąć udzielenia odpowiedzi mówiąc po prostu, że nie chcę odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem co będzie potem.

Ona odebrała to jako potwierdzenie.

Powiedziała, że musi zadzwonić po moich rodziców oraz karetkę. Serce mi stanęło. Od razu domyśliłem się co za tym idzie, jak to się skończy.

Czekał mnie psychiatryk.

Czułem nadchodzący atak paniki. Bałem się jak cholera. Bałem się reakcji matki, tego miejsca. Mogłem poczekać jakieś dziesięć minut i wracałbym do domu rowerem, słuchając muzyki i zastanawiając się nad sensem chodzenia na te rozmowy.

Przyjechała matka ze swoim mężem. Była wściekła. Terapeutka zaczęła wyjaśniać, że 'nie dzieje się dobrze' i lepiej mnie wziąć na obserwację. Nie wytrzymałem i rozpłakałem się. Byli mi wstyd przy matce i wujku, którzy tłumaczyli, że 'znają swoje dziecko i wiedzą, że czasami potrzebuje się wygadać'.

Nie wiedząc co zrobić napisałem na grupie moich ziomków. W rzeczywistości potrzebowałem wsparcia od kogokolwiek. Mamke wkurzała się na mnie bo stukałam w telefon kiedy oni próbowali coś poradzić na tą sytuację. Mimo wszystko nie zwracałem na nią uwagi, w końcu było już za późno by cokolwiek zmienić.

Przyjechali ratownicy medyczni. Zabrali mnie z mamke do szpitala psychiatrycznego karetką. Nie była to najprzyjemniejsza podróż, strasznie trzęsło. Na wpuszczenie czekaliśmy jakieś dwie godziny. Moja rodzicielka cały czas rozmawiała z ratownikami, momentami żartując - starała się jakoś polepszyć atmosferę, która z minuty na minutę stawała się coraz cięższa do zniesienia.

W końcu nas wpuścili, zarejestrowaliśmy się. Przyszła jakaś pielęgniarka, przyprowadziła dwóch lekarzy, chyba psychiatrów. Najpierw wzięli oni na rozmowę mamke, potem mnie. Chcieli wiedzieć dlaczego tu jestem, pytali o 'myśli S' itp. Gdy skończyli wyprosili nas na dosłownie pięć minut po czym ponownie wezwali.
I padły słowa, których najbardziej nie chciałem usłyszeć.

'Chcielibyśmy, żebyś tu został na jakiś czas na obserwację.'

_.-o0xXx0o-._
@allaneeiam

Zapiski EMOsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz