—Dzień dobry, Shadow —usłyszałem głos Vio.
—Która jest godzina? — zapytałem dostrzegając czarne niebo za oknem.
—Kwadrans po czwartej. Aby dojść do miasta przed zmrokiem musimy wyjść przed wschodem. No chodź, zjemy coś.Okazało się, że jednym z powodów tak wczesnego wyjścia była moja umiejętność do wnoszenia się nad ziemią. Po ciemku było to zdecydowanie mniej męczące. Wędrówka dawała im się we znaki bardziej niż mi. Byłem cicho. Słuchałem jasnoświatowych piosenek, które śpiewali by umilić sobie drogę, dziwnych żartów Greena, z których śmiał się tylko Red, podczas gdy Blue i Vio tylko prychali lub przewracali oczami. Zatrzymaliśmy się gdy wzeszło słońce.
—Zarządzam postój —Green odwrócił się do wszystkich towarzyszy. Usiedliśmy na kamieniach. Każdy dostał jabłko, Vio zapewnił, że jest około siódmej rano i bohaterowie rozpoczęli naradę. —musimy brać kolejki. Pół godziny powinny być do wytrzymania.
—Czy to naprawdę konieczne? —zapytał Red.
—Lepiej zapobiegać niż leczyć —odpowiedział Blue. —Jeśli skręci kostkę, albo złamie nogę, będą z tego same problemy.
—Musimy to robić dopóki powierzchnia jest kamienista. —Vio drżał, ale próbował tego nie pokazywać. Był jedynym bez okrycia wierzchniego.
—Ktoś zgłasza się na ochotnika, czy robimy patyczki? —zapytał Green.
—Ja mogę. —Vio podniósł rękę.
—Nie wyglądasz najlepiej —skomentował Blue.
—Zimno mi. —powiedział, a ja momentalnie wstałem i zdjąłem pelerynę. Wystawiłem ją w jego stronę, on jednak położył dłoń na mojej i popchnął ją w moją stronę —dasz mi ją przy kolejnej zmianie. —zdjął miecz i łuk podając je przyjaciołom. Uklęknął, a ja nadal nie wiedziałem co się działo. Stałem zdezorientowany, aż Green zauważył moje zagubienie.
—Turami bierzemy cię na plecy. —wyjaśnił.
—Złap mnie za szyję. —rozkazał Vio. Tak też zrobiłem. Wstał, a ja złapałem się mocnej. Chwycił moje nogi i oznajmił: —idziemy.Oddałem Vio pelerynę po tym jak postawił mnie na ziemię. Zmieniali się tak jeszcze trzy razy, aż wreszcie kazali mi iść na malowniczej łące o zachodzie słońca. Muszę przyznać, że było to dość niezręcznie. Czterech chłopców, których próbowałeś zabić niesie Cię na plecach do domu ciesząc się i opowiadając żarty. Jeżeli wcześniej nie byłem dla nich ciężarem, teraz dosłownie właśnie tym się stałem. Pod wieczór doszliśmy do miasta. Sklepy już się zamykały, a na targu nie było już prawie stoisk. Zatrzymaliśmy się pod gospodarstwem średniej wielkości. Ich dom.
—Witaj w domu! —oznajmił Green.
—Podoba Ci się? —zapytał Red entuzjastycznie.
—Podoba, —kiwnąłem głową —ale…
—"Ale" zostaw na później. Zaraz zacznie padać i staniemy w błocie —Blue zadrżał robiąc skwaszoną minę.
Green otworzył drzwi. Ich ojciec zajrzał zza stołu. Momentalnie podniósł się uderzając w stół. Talerz i sztućce obiły się z brzękiem. Red wyszedł mężczyźnie naprzeciw i ledwo stał na palcach gdy ojciec to ściskał.
—Gdzie byliście? Uciekliście bez słowa. Jesteście cali? Kiedy ostatnio jedliście? Czemu nic nie mówiliście?
—Zaraz wszystko opowiemy. —Green został wciągnięty w objęcia ojca, a Red przyciągnął bliżej Vio i Blue.Kiedy ojciec wreszcie ich puścił, Green i Vio spojrzeli się na siebie porozumiewawczo. Vio przełknął ślinę.
–Ojcze, wybacz mi. —zaczął Vio, a Leon popatrzył na niego zmieszany. —Wiemy, że wykazałeś się ogromnym zrozumieniem kiedy pozwoliłeś nam się rozdzielić. Chcę jednak, abyś zrozumiał, że ciało nie może istnieć bez własnego cienia. Dlatego też postanowiłem wymierzyć sprawiedliwość własną krwią i przywrócić do żywych jedyną osobę, która sprawia, że dostrzegam światło. —powiedział pewnie Vio, jak gdyby napisał sobie tę mowę i nauczył się jej na pamięć. Potem odwrócił się i spojrzał na mnie, schowanego w kącie, owiniętego jego peleryną. Chciałem: uciekać przed wzrokiem generała, płakać ze szczęścia i nad własnym losem, krzyczeć jak bardzo nie chcę tu być, wymiotować czując jak mój żołądek obraca się i wiruje, aż wreszcie roztopić się pod ciepłą dłonią Vio, która złapała mnie za rękę i niczym przewodnik Wysłała przez moje ciało gorący dreszcz pędzący aż do uziemienia.Generał spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem. Niezrozumienie znikło z jego twarzy, jak gdyby połączył właśnie jakieś fakty.
—To ty jesteś Shadow, tak? —kiwnąłem głową. —Vio mi o tobie opowiadał. —Przerwał, ale widząc, że nie mam zamiaru mówić, kontynuował: —Jeśli nie zranisz moich synów, ani jej wysokości, jestem skłonny zakopać topór wojenny. —Popatrzył na mnie, ale nadal nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kiwnąłem głową bo przecież bez Ganona ani Vaatiego uprowadzanie księżniczek i wabienie rycerzy nie ma już sensu. —Jeśli tak, to mam nadzieję, że poczujesz się jak w domu. —Czyli jak? Jak powinno się czuć w domu? Kiwnąłem.
—Zaprowadzę Cię do pokoju —zaproponował Vio, a ja popatrzyła na niego błagalnie.—Przepraszam za tatę. —powiedział blondyn zamykając drzwi swojego pokoju.
—Zmień opatrunek. —powiedziałem nie patrząc na niego.
Vio wyjął z szafy ubrania. Podał mi je i wyszedł z pokoju.
Znów pozostawiony sam miałem ochotę coś zniszczyć. Lustro w jego toaletce po raz pierwszy pokazywało moje własne odbicie. Moja twarz nie była już fioletowa. Zdawała się być na ironię bardziej opalona niż Blue, a przecież nie widziałem słońca miesiącami. Jej kolor był jednak pozbawiony nasycenia, jak twarz kogoś, kto stracił dużo krwi. Jedno z oczu zmieniło kolor na niebieski, drugie nadal świeciło na czerwono. Miałem piegi. Niedużo. Mniej niż Green i nie tak dziko usiane po całej twarzy. Mniej nawet niż Red, jednak tak jak u niego zdobiły tylko moje poliki i nos. Dłonią rozchyliłem popękane od zimna usta. Nawet ze skórą niczym chory hylian, miałem zęby bestii. Za normalnymi ludzkimi kłami chowały się dwa razy dłuższe jasno żółte kły demona, pasujące do tych w dolnej szczęce.Założyłem koszulę od Vio. Była ciemno-fioletowa, miękka i za duża sporo większa niż potrzebowałem. Nie mogła być na niego dobra. Nie wydawała się nawet noszona. Spodenki były trochę zbyt szerokie nawet na mnie, nie wiem czy Vio mógłby je nosić. Podłoga zaskrzypiała, zobaczyłem powolny ruch klamki. Drzwi otworzyły się, wlewając do pokoju podłużny snop światła z korytarza. Vio podszedł bliżej i usiadł na łóżku. Miał na sobie zapinaną na guziki piżamę, a woda kapała z jego włosów na ramiona.
—Już wiem o czym zapomniałem. Nie kupiłem Ci szczoteczki do zębów. Trzeba będzie dokupić z ubraniami, chociaż przyznaję, zakładałem, że stare będą nadal dobre. —uśmiechnął się lekko. —jutro z samego rana mam trening łucznictwa. Green i Blue idą gdzieś z tatą po południu, Red wraca z pracy przed ich wyjściem.
—Kiedy wracasz? —nawet jeśli to Vio mnie zdradził, to nadal jego obecność mnie uspokajała. Tylko jego naprawdę znałem.
—Obiecałem Zeldzie, że pójdę z nią do biblioteki, a zakładam, że wypyta mnie o wszystko. Powinienem być na obiedzie.
Mruknąłem na znak zrozumienia.
—Czas na mnie. —wstał, ja również się podniosłem.
—Gdzie idziesz?
—Na dół —odpowiedział bez chwili namysłu.
—Po co?
—Spać? —popatrzył na mnie bez zrozumienia.
—To nie jest twój pokój? —zapytałem retorycznie. Vio jedynie uśmiechnął się i wyszedł życząc mi dobrej nocy.1088 słow
CZYTASZ
Lawenda i fiołki |viodow
FanfictionOd czasu kiedy zniknąłem nie czułem już nic, ale każdego dnia widziałem jak Vio ledwo żyje, przeze mnie.