Kiedy się obudziłem, Vio nie było już w domu. Założyłem nowe ubranie i w kuchni zastałem Greena.
—Dzień dobry, Shadow, widzę, że komuś tu humor dopisuje.
—Co? —schowałem twarz w dłoniach —Znaczy… —próbowałem wyjaśnić. Czy Green będzie zły, że znów flirtuje z jego bratem?
—Vio też był dzisiaj cały w skowronkach. Co mu zrobiłeś?
—Zaprosiłem go na randkę —odpowiedziałem, nie patrząc na rozmówcę.
—Och —wydawał się zdziwiony. —To świetnie.
—Nie przeszkadza Ci, że członek twojej rodziny idzie gdzieś sam z demonem?
—Mówimy tu o Vio, bardziej obawiałbym się o Ciebie. Ale spróbuj nie przyprowadzić go całego, a osobiście skrócę Cię o głowę. Poza tym, miło jest patrzeć, jak Vi się uśmiecha.
—Tak —westchnąłem rozmarzony. Green mnie wyśmiał.
—Powodzenia. Zjedz coś przed wyjściem.Z koszykiem w ręku szedłem obrzeżami miasta. Kaptur naciągnięty na głowę powiewał wraz z czarnym płaszczem. Wiatr nieubłaganie próbował wyrwać mi z ręki wstążkę, którą wiązałem. Wreszcie, za główną bramą zaczynał się las. Wiązałem wstążki na drzewach, aż w końcu, doszedłem do wzgórza. Jezioro Hylia stało przede mną w całej okazałości, a w oddali widać było Górę Śmierci. Nad wrzosowiskiem unosiła się rzadka mgła, a słońce co chwilę chowające się i wyglądające na przemian zza chmur tworzyło tęczę nad taflą jeziora. Rozłożyłem na ziemi koc, który rano ukradłem samemu Vio i począłem wyjmować rzeczy z koszyka. Czas dłużył się okropnie. Nie miałem zegarka. Nie wiedziałem czy godzina spotkania już minęła. Może nie miał zamiaru przyjść? Może reszta nie przekazała mu jak mnie znaleźć? Może proponując podchody chcieli się mnie pozbyć?
Bawiłem się nerwowo falbanką czarnej koszuli, na którą namówił mnie Red, kiedy Vio pokazał się za horyzontem skąpany w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Wyciągnąłem z koszyka kwiaty i stanąłem mu naprzeciw.
—Witaj Shadow —uśmiechnął się blondyn. Jego włosy uczesane były w luźny dobierany warkocz, a oprócz peleryny miał na sobie płaszcz na którego tle łatwo kontrastował jeden haber. —Przepraszam za spóźnienie, trochę trudno było znaleźć niektóre wskazówki.
—Przyszedłeś! —moje wątpliwości przeminęły z wiatrem, a ja wyciągnąłem przed siebie bukiet dzikich fioletowych kwiatów.
—Oczywiście. —wziął ode mnie prezent i uważnie go obejrzał. Usiedliśmy na kocu, kiedy wreszcie oderwał wzrok od bukieciku. —Dość osobliwe połączenie. Zdajesz sobie sprawę co znaczy?— Milczałem. Miałem wrażenie, że popełniłem jakiś katastrofalny błąd. —Fiołki symbolizują piękno, pasję i miłość, ale są też kwiatami myślicieli i filozofów. Lawenda to oddanie, ale również brak zaufania. Z drugiej strony, Irys to właśnie zaufanie, ale też mądrość i nadzieję. Przypołudnik, ten jest ciekawy —uśmiechnął się szyderczo, jak wtedy gdy obmyślaliśmy plany władzy nad Hyrule— oznacza: "twój wygląd mnie poraża". Szałwia, ona też oznacza mądrość. No I wrzosy—popatrzył przed siebie —podobno przynoszą szczęście —powąchał bukiet po przy przyłożył go do klatki piersiowej.
—Zatem… pozostaję przy tej przypadkowej wiadomości —oznajmiłem trochę spięty.
—Zadaniem dla ciebie jest zatem dowiedzieć się co oznacza to: wskazał na kwiatek wpięty do płaszcza. A poza tym: dziękuję. —przybliżył się, a mój żołądek obrócił się i przyjemne ciepło ogarnęło moje ciało. Miłe uczucie, jakby coś łaskotało mnie od środka wysłało przyjemny dreszcz po moich nerwach. Jak wtedy kiedy go spotkałem. Kiedy malował moje pazury i tańczył w blasku księżyca na szczycie świątyni ognia. Lekko musnął ustami mój polik i byłem pewien, że moja twarz się paliła. —Ja też mam coś dla ciebie. —szepnął. Wyciągnął z torby książkę. —Najpierw chciałem dać ci poezję, ale pewnie by ci się nie spodobała, potem myślałem nad swoim ulubionym horrorem, ale pisany był językiem pełnym archaizmów, więc przystałem na serii krótkich kryminałów.
—Dziękuję. —okładka była niepozorna, cała rdzawoczerwona z czarnym tytułem, który w blasku zachodzącego słońca lśnił na złoto.
—Sam to wszystko przygotowałeś? —zapytał Vio spokojnie.
—Red pomagał mi przy robieniu jedzenia. Podałem mojemu towarzyszowi kieliszek, sugerując, by skubnął nim ciasto. —Mam też piwo korzenne —Dodałem z pełnymi ustami.Jedliśmy spokojnie. Vio powoli delektował się każdym kęsem, przez co czekałem chwilę, aż wreszcie coś powie.
—O czym myślisz? —wytarł usta kciukiem i zrobił to samo mi.
—O tobie. —odpowiedziałem krótko.
—Schlebiasz mi. —zaśmiał się.
—Często o tobie myślę —pokręciłem głową. —Zastanawiam się, co jest między nami.
Vio westchnął ciężko.
—Mam wrażenie, że teraz nieważne co powiem, i tak mi nie uwierzysz. Ale, Shadow, nigdy nie udawałem. Naprawdę uważałem Cię za przyjaciela i zawsze mi się podobałeś. Miałem wrażenie, że ktoś wreszcie mnie rozumie, jednak za każdym razem gdy przez myśl przychodziło mi, że może się zakochałem, mówiłem sobie, że to głupie, niemożliwe i, że moim zadaniem jest wyeliminowanie Cię —zatrzymał się. Spojrzał w dół i kontynuował powoli:—a potem umarłaś.
—Szalałem za Tobą, Vi. Już zanim osobiście Cię spotkałem przyrzekłem sobie, że Cię poznam.
—I nadal tego chcesz? —zapytał, a ja kiwnąłem.
—Chcę Cię wysłuchać. Opowiedz mi o wszystkim co robisz, co Cię interesuje, co chcesz wiedzieć, o twojej ulubionej książce, o czym chcesz.
Vio oparł się o moje ramię i mówił z zafascynowaniem o swoich sukcesach w dziedzinie eliksirów i przyszłorocznym konkursie łucznictwa.—Chmury się rozeszły —zauważyłem gdy skończył. Chcesz pooglądać gwiazdozbiory?
—Wymyśliłeś jakieś nowe? —zapytał.
—Niestety niedużo. Tam gdzie byłem nie było światła, a wy rzadko wychodziliście z domu po zmroku. Tam jest królik. Tam skąd pochodzę reprezentuje on strach i dobro. Nikt nie lubi królików. Mówi się, że są z Księżyca.
—Księżyc jest dzisiaj piękny —stwierdził Vio.
—Mhm… —zgodziłem się. —ma ładną tęczę dookoła.
—Halo —wszedł mi w słowo.
—Słucham?
—Ta tęcza. Światło odbite od księżyca załamuje się w lodowej mgle. —wyjaśnił. Srebrny blask lekko oświetlał jego twarz, a zimne, jasne oczy zabłyszczały. Wypuścił z ust parę. —Widziałeś kiedyś śnieg?
—Słyszałem jedynie opowieści. Po drugiej stronie nigdy nie pada.
—To, może będziesz miał szansę. Bądź co bądź, już przecież grudzień.
—Już jest grudzień? Ile mnie nie było? Co mnie ominęło?
—Odszedłeś pod koniec kwietnia. —Vio westchnął ciężko — To było trudne prawie osiem miesięcy. Nasz stan psychiczny był tak zły, że dosłownie błagaliśmy Zeldę o pozwolenie do ponownego rozdzielenia, bo nie byliśmy w stanie podjąć nawet najmniejszej decyzji. Ledwo to zniosłem. Nie wiem co bym zrobił gdyby ofiara nie zadziałała. —brzmiał tak spokojnie, a ja miałem ochotę urwać mu głowę. Gdyby przesadził, mógłby umrzeć i żaden z nas nie stanąłby już w Hyrule. Nigdy byśmy się już nie zobaczyli.
—Vi, chcę żebyś mi coś obiecał. —powiedziałem, a on wreszcie spojrzał prosto na mnie. —Jeśli umrę przez coś innego niż lustro, nie próbuj mnie wskrzesić. Pakty z demonami są niebezpieczne. Spróbuj ułożyć sobie życie beze mnie. Znajdź coś co sprawia Ci radość. Nie przepracowuj się. Już po moim odejściu doprowadziłeś się opłakanego stanu.
—Dobrze, ale co jeśli… —położyłem mu palec na ustach.
—Żadnych "ale". Umówmy się tak: jeśli w najbliższą pełnię po moim odejściu nie dostaniesz ode mnie znaku: nie próbujesz mnie wskrzesić.
—Zrozumiałem —oznajmił, a ja położyłem głowę na jego udach. —Życie jest takie kruche. Proszę, zostań ze mną —wyszeptał tak cicho, jak gdyby nie mówił do mnie i złapał mój policzek dłonią.
—Nigdzie się nie ruszam —stwierdziłem.
—Och… —zdziwił się. —Nie czuj się zobligowany, rób co chcesz, nie myśl, że należy mi się coś z sprowadzenie cię. To było naprawdę dość samolubne posunięcie. Nic za co powinieneś być wdzięczny.
—Ale to jest właśnie to co chcę robić. —podniosłem się i lekko pocałowałem jego usta. Popatrzył mi w oczy prawie płacząc i przyciągnął mnie powoli do swojej klatki piersiowej. Powoli gładził moje włosy, zupełnie nie do rytmu własnego pędzącego serca. Moje własne serce rezonowało z jego, pompując ciepłą przyjemną krew po całym moim ciele łącznie z twarzą. Zawiesiłem pazury na jego płaszczu, a on trzymał mnie jak gdybym miał zniknąć. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy traciłem cielesną formę. Było mi ciepło, chociaż śnieg zaczynał prószyć gdzieniegdzie zwiewne gwiazdki. Czułem się jak w domu, chociaż nigdy nie miałem własnego, jednak tak wyobrażałem to sobie z opowieści. Byłem spokojny, chociaż moje serce biło jak oszalałe. Czułem się spełniony, chociaż to zupełnie nie o tym marzyłem.
—Powinniśmy wracać zanim śnieg nas przykryje. —szepnął Vio i wiedziałem, że jak zwykle miał rację, ale nie chciałem by ta chwila minęła. Złapałem go mocniej i zrozumiał, bo zaśmiał się i powiedział: —Jeśli będziesz miał ochotę, możemy kontynuować w domu.Florystyka jest fajna
1324 słowa.
CZYTASZ
Lawenda i fiołki |viodow
FanfictionOd czasu kiedy zniknąłem nie czułem już nic, ale każdego dnia widziałem jak Vio ledwo żyje, przeze mnie.