3.

78 21 32
                                    

— Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem na raz tyle śniegu — ekscytował się Taehyung, gdy mijali pokryte białym puchem drzewa, które byli w stanie dostrzec dzięki bezchmurnemu niebu i świecącemu w pełni księżycowi. Lecieli coraz bliżej ziemi, na której już niebawem mieli wylądować, będąc coraz bliżej miejsca docelowego, gdy rozmyta plama żółtego światła była coraz bliżej. — To wygląda niesamowicie. — Taehyung wyglądał przez szybę, dłońmi brudząc jej i tak już popalcowaną powierzchnię.

Nie byli oni jedynymi, którzy swoim samochodem lądowali przy wyłaniającej się ogromnej budowli. Zewsząd nadlatywały identyczne pojazdy, znikające za bramą od szerokich drzwi prowadzących zapewne do garażu.

— Ile ich jest? — zapytał Taehyung, gdy zgubił się przy dwudziestym którymś samochodzie, licząc je przez niecałą minutę.

— Tysiące — odparł Hoseok, przytrzymując się oparcia fotela, gdy Jimin uderzył kołami o kostkę, a zaraz po tym przekroczyli żelazną bramę, aby dostać się na terytorium posiadłości Mikołaja, przyprawiając Taehyunga o coraz głośniejsze westchnięcia, gdy jego oczom ukazały się najróżniejsze ozdoby i pełno kolorowych lampek, które przystrajały każdy nawet najmniejszy kawałek terenu. Największą ozdobą był jednak kilkumetrowy posąg tradycyjnie wyglądającego Mikołaja z saniami i zaprzęgiem reniferów.

Jimin przez chwilę jechał za innymi samochodami, jednak gdy od bramy garażu dzieliło ich już niecałe dwadzieścia metrów, skręcił w już słabiej oświetloną uliczkę po prawo, aby przejechać nią jakiś kawałek i zatrzymać się w miejscu gdzie nikt nie był już w stanie ich dostrzec.

— Musimy najpierw zanieść Seokjina do domu — wytłumaczył im, odkręcając swój tułów, aby podeprzeć się łokciem o fotel i spojrzeć na cały czas śpiącego Różowego Mikołaja. — Lepiej żeby nikt go nie widział w tym stanie — westchnął z politowaniem, kręcąc głową kilkukrotnie.

Taehyung uśmiechnął się pod nosem, ponieważ pomimo tego, że elf wielokrotnie mówił o tym jak Seokjinowi oberwie się za to co zrobił, to i tak widać było, że się o niego troszczył. Nie chciał aby ten wpadł w jeszcze większe kłopoty, gdyby ktoś oprócz nich miał się dowiedzieć, że nie dość, że, z tego co Taehyung zdążył zrozumieć, bez pozwolenia poleciał w podróż, to jeszcze upił się na niej, aby na koniec sprowadzić do Laponii dwójkę ludzi.

— Możemy go zanieść, ale najpierw.. — powiedział Taehyung, nie kończąc już zdania, tylko spoglądając wymownie na Jeongguka, który uniósł brwi w niezrozumieniu.

Nastolatek nacisnął na klamkę i odsunął znajdujące się najbliżej niego drzwi, powodując, że do środka wdarło się drażniące zimno, a następnie nachylił się w stronę Jeongguka, aby złapać go za przedramię i wyciągnąć na zewnątrz, samemu lądując na sięgającym mu prawie do połowy łydek śniegu jedynie w skarpetkach.

— No dajesz — popędził go, gdy dziewiętnastolatek zatrzymał się w drzwiach.

— Zwariowałeś — zaśmiał się Jeongguk, próbując się jakoś wybronić od wciągnięcia go na już szczypiące go w policzki zimno. — Właź do środka, bo zachorujesz. — Sam pociągnął Taehyunga w stronę samochodu, owijając swoje palce o jego przedramię, na co tamten na moment się zachwiał, by jednak już po chwili obiema dłońmi pociągnąć drugiego w swoją stronę, nareszcie wyciągając go na zewnątrz.

Przez nagłą utratę podpory i śliską powierzchnię, gdzie jego stopy nie były w stanie dłużej opierać się w jednym miejscu, Taehyung poleciał do tyłu, gdzie na szczęście miękki śnieg złagodził jego upadek. Jednak Jeongguk, który wylądował na nim zrekompensował ból, który wyciszył śnieg. Taehyung sapnął, gdy powietrze z jego płuc zostało nagle usunięte, przez drugie ciało lądujące na jego piersi, ale już po chwili śmiał się głośno, mogąc odczuć, jak śnieg osypał mu się na twarz, naruszony przez głowę samego Jeongguka, który jak tylko odczuł temperaturę, zaczął drżeć z zimna.

Jak Taehyung poznał Różowego Mikołaja | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz