kotwica

237 12 1
                                    

Gdzie szeryf prosi Dereka o przypilnowanie 
jego syna, a oni dwaj, no cóż, są po zerwaniu.
————————————————————————

Nie chcąc robić awantury, Stiles jedynie kiwał powoli głową. Zdawał sobie sprawę z zagrożenia czyhającego po mieście i dlatego przez kilka ostatnich nocy nie mógł zmrużyć oczu. Istota nie atakowała nadprzyrodzonych istot, nie atakowała też większości ludzi.

Atakowała jedynie tych, którzy mieli zaburzenia psychiczne. Wyleczone bądź nie. Stiles przed i po przygodzie z Nogitsune nabawił się kilku nieprzyjemnych, psychicznych pamiątek, które były względnie zapomniane, ale jednak były, a już samo to stawiało go na celowniku niebezpieczeństwa.

— Zakładam, że to ci nawet nie przeszkadza, bo przecież ze sobą chodzicie — stwierdził szeryf na sam koniec, uśmiechając się delikatnie. Zgarnął jeszcze klucze i żegnając się ze swoim synem, i jego domniemanym chłopakiem, opuścił mieszkanie.

— Nie powiedziałeś mu, że zerwaliśmy — stwierdził ponuro Derek, a Stiles pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Wybacz, ale jesteś ostatnią osobą, która powinna mi mówić jakie tematy warto poruszać przy moim ojcu, a jakie sobie odpuścić. Poza tym nie wiem. Nie świta ci, że też nie mówisz wszystkiego ludziom, którzy chcieliby wiedzieć cokolwiek? — uśmiechnął się krzywo w jego kierunku i rozdrażniony ruszył do kuchni.

Nie był zły na Dereka, że się zgodził. Wolałby, żeby ten powiedział nie, ale gdyby ten odmówił, to przyniosłoby to setkę pytań w stronę nastolatka, a ten ich nie chciał. Zerwanie tej dwójki było świeżą sprawą i jedyną osobą, którą o tym wiedziała, był Peter, który został popchnięty przez zapłakanego Stilesa.

I tak, Stiles płakał. Przepłakał właściwie po tym całą noc, następnie nie przychodząc ani do szkoły, ani na spotkanie stada. Wszyscy próbowali dowiedzieć się, co jest nie tak, ale on wytłumaczył się strachem o nowe, nadprzyrodzone gówno. Właściwie to wszyscy mu uwierzyli. Wszyscy, oprócz Dereka, któremu łamało się serce na każdą zmyśloną wiadomość na chacie grupowym czy wspomnienie załzawionych oczu młodszego.

Stiles posprzątał naczynia po kolacji, którą zjadł wraz ze swoim tatą i przygotował sobie kolejny kubek kawy. Nie chciał zasnąć. Czuł się przy Dereku bezpiecznie, a to było właśnie najgorsze. Wolał przestać na nim polegać. Tak właściwie, nie miał już przecież takiego prawa. Nie byli już razem i praktycznie powinni albo być dla siebie nikim, albo przyjaciółmi. Stiles wiedział jednak, że praktyka nie zadziała i nie będą ani jednym, ani drugim. Co najwyżej mogli zostać znajomymi, którzy byli w przybliżeniu nikim. Wróciliby na sam początek ich relacji. Z tą świadomością Stiles oblał sobie rękę wrzątkiem. Przeklął głośno i podłożył rękę pod zimną wodę, lecącą z kranu.

— Jaka z ciebie niezdara — usłyszał za swoimi plecami. Następnym co obiło mu się o uszy, był dźwięk otwieranej szafki. Co oznaczało, że Derek wyjmował z niej apteczkę, dobrze pamiętając, co gdzie jest.

Kiedy czarnowłosy do niego podszedł, ten zakręcił kran i bez słowa podał mu swoją rękę. Nie odzywali się do siebie ani słowem, ignorując prąd, który przeszedł ich obu.

————

— Stiles, nie będziesz pić piątej kawy z rzędu. Odstaw ten cholerny czajnik — Derek warknął, wyrywając młodszemu przedmiot z ręki.

— Bo ty niby wiesz, co jest dla mnie lepsze? - prychnął w jego kierunku, na co starszy przewrócił oczami. Stiles był inteligentny i wilkołak naprawdę nie rozumiał, dlaczego ten nie dodał dwu do dwóch. Przecież to wszystko było tak widoczne, że aż bolało.

one shoty twOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz