Po tym jak w nocy uciekłam z łóżka Colemana i pognałam do swojego pokoju do rana już nie mogłam zasnąć. Co on ze mną robił?! Musiałam wziąć zimny prysznic żeby ochłonąć. Nie wiem co się dzieje ale jak tak dalej pójdzie to jeszcze się na coś zgodzę.
Od rana Hannah była cały czas uśmiechnięta i nieobecna, "bujająca w obłokach" to chyba było najlepsze określenie.
- Spędziliśmy noc razem - oświadczyła.
- Acha – przytaknęłam czekając na ciąg dalszy opowieści przegryzając w międzyczasie batonika.
- No i my tego...
- O wow, że tobie słów zabrakło? – Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Nie tylko rozmawialiśmy... – Zaczerwieniła się po same uszy.
- Hannah tak na pierwszej randce?! – udałam oburzenie.
- Srete tete! Znamy się całe życie!
- No w sumie... a coś ustaliliście?
- Jesteśmy oficjalnie parą.
- I przypieczętowaliście już ten fakt solidnie. – Zaśmiałam się za co oberwałam w ramię.
- Normalnie im dłużej cię znam tym bardziej mnie przeraża twoje podobieństwo do mojego kuzyna! Ty to chyba za dużo z nim przebywasz a będziesz jeszcze więcej co nie?! – Zaśmiała się i szturchnęła mnie. – A dzisiaj Sylwester i świętujemy!! Kto by pomyślał, że wrócimy z tego wyjazdu jako dwie pary.
- Właśnie, muszę ci coś powiedzieć...
*
Hannah była obrażona przez całe trzy minuty i trochę zawiedziona kiedy jej wyznałam prawdę zapewniając, że jej kuzyn mnie nie interesuje w ten sposób i nie chcę tego zmieniać. Co nie zmienia faktu, że dzisiejszy wieczór ma być niezapomniany.
Niestety humor mi się popsuł jeszcze przy obiedzie. Blond kelnerka zaprosiła królewicza na imprezę sylwestrową ale przekonała się, że Coleman ma więcej wspólnego z żabą niż z tym pierwszym, spławił dziewczynę chamsko, czyli w swoim stylu. Krewka francuska oblała go zupą za co o mało nie wyleciała z pracy. Coleman za to urządził niezłą awanturę, wrzeszczał na nią i menagerkę hotelu ale my wstawiliśmy się za dziewczyną mówiąc, że to był tylko wypadek. Nasz nastrój padł pozostawało go już chyba tylko zapić. Przynajmniej ja tak zrobiłam.
Siedziałam jak piąte koło u wozu. Obrażony Coleman zniknął zaraz przy wejściu do klubu, gołąbki zajęli się sobą czego im naprawdę nie miałam za złe a ja usiadłam w kąciku i przytuliłam się cichutko do butelki. Po godzinie uznałam, że czas się przewietrzyć. Wstałam chwiejnie na mega wysokich obcasach, które zafundowała mi moja stylistka. Dziś wybrała dla mnie złotą, błyszczącą krótką sukienkę, botki w czarnym kolorze. Mocny makijaż i manicure dopełniały czarno złoty look. Kiedy wypełzłam z mojego kącika jak z nory od razu przyplątały się jakieś pędraki. Z jednym zatańczyłam, potem z drugim, następny mi postawił drinka albo dwa a może trzy. Wstałam jeszcze bardziej się chwiejąc. Wszystko wirowało, muzyka dudniła a migające światła wcale nie pomagały. Pomyślałam, że muszę wyjść i to najlepiej na świeże powietrze. Natychmiast!
*
Znalazłem ją na dachu, zarzuciłem jej płaszcz na ramiona, który zabrałem przed chwilą ze sobą jak tylko zorientowałem się gdzie próbuje się ulotnić. Sam też potrzebowałem przerwy.
- Chcesz się przeziębić?
Obrzuciła mnie mętnym wzrokiem.
- I kto to mówi, jesteś w samej koszuli.
CZYTASZ
13
Teen FictionW "13" opowiem wam o młodych ludziach zagubionych w smutku, agresji, niezrozumieniu i niespełnionych oczekiwaniach otoczenia oraz utraconej chęci do życia. To książka o poszukiwaniu wybaczenia, akceptacji, sensu i chęci do oddychania a wreszcie o de...