Część 4

79 9 12
                                    

Sam nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić. Te wszystkie wiadomości Mingyu, moje emocje, których sam nie rozumiałem oraz marudzenie Soonyounga sprawiło, że coś we mnie pękło, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Czułem się taki żywy i pełny energii, choć podejrzewałem, że moje ciało wyprodukowało tę energię, bym mógł wykorzystać ją na ochrzanienie Mingyu.

— Zaraz, coś mi tu w ogóle nie pasuje. Czy ja dobrze zrozumiałem? Hokeista Kim Mingyu, którego jestem wielkim fanem oraz ten drugi Kim Mingyu zapisany w twoim telefonie jako "Największy Fan" to ta sama osoba? Myślałem, że się nie znacie. Nic mi nie mówiłeś — jęknął zaskoczony Soonyoung, idąc za mną szybkim krokiem. Nie chciałem zabierać go ze sobą, ale wygadałem się, że idę na boisko do hokeja, a potem musiałem już wyjaśnić resztę.

— To nie tak jak myślisz. Naprawdę wcześniej się nie znaliśmy, a to wszystko jest zwykłym przypadkiem — oznajmiłem.

— A więc hokeista Kim Mingyu jest twoim nowym partnerem? To... Niespodziewane i niezwykłe — przyznał, wciąż nie mogąc wyjść z zachwytu. Wolałem, by nie nastawiał się na happy ending, ponieważ to i tak nie miało prawa się udać.

— Nie jest moim partnerem. To skomplikowane, więc nie pytaj już o nic.

Sam chciałem wiedzieć, co tak naprawdę się działo. Zacząłem zastanawiać się nawet, czy ktoś nie próbuje zrobić mi kawału. Tak nagle dostałem dreszczy, wyobrażając sobie, że to Yoon Jeonghan stoi za tym wszystkim. Może przekupił wszystkich wokół, by odgrywali przede mną szopkę. I choć nie wierzyłem, by płacił Hyeri za udawanie kontuzji, zawsze mógł mieć coś wspólnego z nagłym zainteresowaniem Mingyu moją osobą.

Miałem zamiar od razu iść na hokejowe boisko, ale w przejściu zderzyłem się chyba z górą lodową. Zamroczyło mnie na moment i musiałem poprawić sobie okulary, które aż odskoczyły mi lekko. Cudem były wciąż w jednym kawałku. Chciałem przeprosić prędko mężczyznę, na którego wpadłem, ale za moimi plecami odezwał się pisk Soonyounga. Zmrużyłem oczy, przyglądając się tak samo zdezorientowanemu na mój widok chłopakowi, a wtedy przypomniałem sobie, że widziałem go podczas meczu. Był bramkarzem. Widziałem jego twarz tylko przez chwilę, kiedy zdjął ochraniacze pod koniec starcia, ale nie miałem wątpliwości, że to on. Choi Seungcheol, właśnie tak się nazywał.

— Trybuny nie są teraz otwarte. Nie można tam wchodzić — powiedział dosyć surowo, aż dostałem nieprzyjemnych dreszczy.

— Ja tylko... Jestem umówiony — oznajmiłem.

Bramkarz prychnął, a wtedy wiedziałem, że trafił na listę osób, za którymi nie przepadałem, choć dużo brakowało mu do przegonienia Jeonghana. Nie był przyjemny, ale postanowiłem nie oceniać go przez pryzmat pierwszego spotkania. To było całkiem naturalne, że nie chciał wpuszczać tu nikogo obcego.

— Umówiony? — powtórzył.

— Ja... Ja jestem fanem — wtrącił Soonyoung za moimi plecami, ale obydwoje go zignorowaliśmy.

— Tak, jestem umówiony.

— Więc umawiaj się na randki w inne miejsce — odburknął, odwracając mnie i odpychając delikatnie, aż lekko się potknąłem.

— To nie randka, ja... Szukam Kim Mingyu — oznajmiłem pospiesznie, nie mogąc pozwolić mu, by mnie stąd wyprowadził.

— Obydwoje jesteście jego fanami? Przyjdźcie więc na mecz i nie marnujcie tu swojego czasu. Mingyu jest zajęty i nie spotyka się z fanami.

— Tak naprawdę... — podjąłem, zapierając się, by nie prowadził mnie dalej. — To nie ja jestem jego fanem, a on moim — oznajmiłem, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało. Mógł roześmiać się i uznać mnie za szaleńca, ale wyraz jego twarzy od razu się zmienił. Puścił mnie i cofnął się o krok, uważnie mi się przyglądając.

How to land a triple axelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz