Część 2

99 8 2
                                    

Mecz był... Widowiskowy. A przynajmniej dla zebranych widzów, którzy krzyczeli i ekscytowali się każdym zdobytym punktem. Ja nie podzielałem ich entuzjazmu, choć Soonyoung co chwila komentował każdy ruch i strzał. Niewiele z tego rozumiałem i chyba nie chciałem nic rozumieć.

Wyszliśmy na szarym końcu, bo przedzieranie się przez tylu ludzi było niemal niemożliwe. Cierpliwie zaczekaliśmy na naszą kolej. Miałem jedynie nadzieję, że Soonyoung nie zafunduje mi więcej takiej niespodzianki. Marzyłem o tym, by znaleźć się w domu, rzucić się na łóżko i mieć nadzieję, że Hyeri nie była na mnie zła. Obydwojgu nam zależało na jak najlepszym występie, ale na obecną chwilę nasze wizje zbyt się różniły.

Dotknąłem kieszeni, chcąc schować dłonie do środka, ale wtedy dotarło do mnie, że nie mam przy sobie łyżew.

— Moje łyżwy... Moje łyżwy zostały w środku! — zawołałem, rozglądając się wokół.

— Zostawiłeś je pod ławką? Myślisz, że uda nam się tam wejść? Możliwe, że już zamknęli — zauważył przejęty Soonyoung, oglądając się za siebie.

— Są dla mnie bardzo ważne i cenne. Muszę je odzyskać! Jutro mam trening — oznajmiłem, łapiąc się za głowę. Musiałem natychmiast po nie wrócić. Byłem nawet gotów włamać się na teren boiska, tak zdeterminowany byłem. — Przepraszam za kłopot. Odzyskam je i od razu wrócę — westchnąłem ciężko, załamany tym, jaki jestem nierozgarnięty.

Wbiegłem po schodach do budynku, w którym mieściło się boisko, mając nadzieję, że jakiś woźny wpuści mnie chociaż na chwilę. Moje łyżwy były dla mnie niesamowicie ważne i aż nie mogłem uwierzyć, że odpłynąłem na tyle, by zostawić je w takim miejscu! W mojej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze i bałem się, że będę musiał zgłosić kradzież na policję, choć na dobrą sprawę nie była to nawet kradzież. Głupiałem, nie mogąc znieść świadomości, że łyżwy, będące moją częścią, przepadły przez moją nieuwagę.

Fanów nie było już na korytarzu, ale boisko wciąż pozostawało otwarte. Drzwi od razu uległy, kiedy je pchnąłem, sprawiając, że serce w mojej piersi zaczęło walić jak szalone. Do moich uszu dobiegł jakieś odgłosy. Ktoś tu był. Słyszałem szuranie po lodzie. Ktoś robił leniwie kółka. W pierwszej chwili pomyślałem, że to osoba odpowiedzialna za sprzątanie obija się w pracy i zamiast sprzątać, beztrosko jeździ po lodowisku. Schyliłem się więc, idąc na czworaka w kierunku ławki, na której siedziałem razem z Soonyoungiem. Byłem pewny, że zajmowaliśmy właśnie te miejsce, ale po moich łyżwach nie zostało ani śladu. Ktoś musiał je sobie przywłaszczyć, nie zdając sobie sprawy, że mają dla mnie ogromną wartość.

Przeszedłem kawałek dalej, wciąż ukrywając się za barierkami, ale moje poszukiwania nie przyniosły pożądanych przeze mnie efektów. Jakiś perfidny złodziej ukradł moje łyżwy i pewnie wystawił je za jakąś śmieszną cenę. To łamało mi serce i rozwścieczało mnie jednocześnie.

— Hej, ty!

Usłyszałem i aż zamarłem, wciąż pochylając się przed ławką. Drżącą ręką poprawiłem okulary, podnosząc się wolno i odwracając do mężczyzny, który zatrzymał się tuż za mną. Kiedy przyjrzałem mu się lepiej, zdałem sobie sprawę, że już gdzieś go widziałem. Bez ochraniaczy wydawał się zupełnie inną osobą, ale nie miałem już wątpliwości, że to Kim Mingyu robiący furorę na boisku. Zlustrował mnie prędko spojrzeniem, a wtedy wiedziałem, że nie traktuje mnie na serio.

— Zmykaj stąd. Nie rozdaję już dzisiaj autografów — powiedział.

Czy to była hokejowa wersja Yoon Jeonghana? Tak nagle po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Już nie znosiłem tego gościa, a było to pierwsze zdanie jakie do mnie powiedział.

How to land a triple axelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz