Część 1

147 12 0
                                    

Odgłos przesuwających się ostrzy łyżew po lodzie był muzyką dla moich uszu. Ten świst w powietrzu i dźwięk lądowania sprawiał, że po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Mój przyjaciel zrobił zgrabny obrót, lądując sprawnie na jednej nodze. Przejechał kółko z szerokim uśmiechem i zarumienionymi policzkami. Soonyoung lubił szpanować, ale tylko, kiedy ktoś go obserwował. Podczas treningów zawsze pozostawał skupiony. Dopiero przed widownią mu odbijało. Czasami jednak mu tego zazdrościłem. Potrafił wejść w ciało nowej osoby, całkowicie się wtedy zmieniając. Czasami aż trudno było mi uwierzyć, że to ten sam chłopak, którego znam. Na lodzie wstępowało w niego dzikie zwierzę.

Soonyoung zahamował zamaszyście tuż przede mną. Na jego twarzy znajdował się szeroki uśmiech, ale ja wiedziałem, że nie było to zwykłe szczęście, a również i duma. Nie dziwiło mnie to jednak. Jeżdżąc w takim niesamowitym stylu również czułbym ogromną dumę.

— Co to za śniegowa kula? — spytał, na co ukryłem ręce w rękawach puchowej kurtki. Łatwo marzłem, a nie lubiłem, gdy moje ciało dygotało z chłodu. Zawsze nosiłem ze sobą kurtkę. Mogłem wyglądać w niej komicznie, bo poszerzała mnie z każdej możliwej strony, ale przynajmniej czułem ciepło.

— Nie dokuczaj mi — poleciłem, na co usiadł na ławce obok mnie, wyciągając przed siebie nogi. Jego łyżwy miały sznurówki w tygrysie paski. Soonyoung po prostu lubił się wyróżniać, a może to ja lubiłem być zbyt zwyczajny?

— Przygotowałeś już program? Nigdy nie widzę, żebyś trenował.

Tym razem w głosie przyjaciela usłyszałem szczerą troskę. Ścisnął moje udo, patrząc na mnie z przejęciem, jakby oczekiwał, że przyznam mu się do poważnej kontuzji, a prawda była taka, że nic mi nie dolegało.

— Wciąż pracuję nad programem — przyznałem, na co westchnął niesamowicie głośno, wywracając oczami, co nie umknęło mojej uwadze. Nie krył się z tym nawet. Podniósł się, a przez to, że wciąż miał łyżwy na nogach, wydawał się o wiele wyższy.

— Jesteś niezwykle uparty, Wonwoo!

— Też potrafisz być uparty — mruknąłem, starając się nie zwracać na niego uwagi. Soonyoung złapał się jednak pod boki, kręcąc głową z grymasem niezadowolenia na twarzy.

— Nie uparty, lecz stanowczy. To zupełnie coś innego. Startujesz w dwóch zawodach, a czasu nie da się wydłużyć. Jeśli nie rozpoczniesz przygotowywań...

— Nad wszystkim panuję. Wciąż zbieram pomysły i układam je w swojej głowie, więc naprawdę nie musisz się martwić. Zdążę przygotować swój solowy występ, ale najpierw chcę skupić się na moim występie w parze — oznajmiłem, nie chcąc, by Soonyoung dłużej zrzędził mi nad głową. Bywał nieznośny, choć ceniłem jego szczerość.

— Dlaczego w ogóle myślisz? Na lodowisku nie potrzebujesz w ogóle mózgu. Wystarczy ci samo serce — zauważył.

Problem polegał jednak na tym, że chyba nie miałem serca. Byłem zwykły. Można było rzec - przeciętny. Przeciętni łyżwiarze nie wygrywali. Brakowało mi tej iskry, która pojawiła się w spojrzeniu Soonyounga za każdym razem, gdy wjeżdżał na lodowisko. Ta mała iskierka rozpalała go całego. Płonęła w nim pasja, której najwidoczniej mi brakowało. Nigdy nie zająłem wyższego miejsca od niego, na dodatek wiedziałem też, że i tym razem, mój solowy występ nie będzie w stanie zapewnić mi zwycięstwa.

— Jak słodko, przyszliście obejrzeć mój przedpremierowy występ?

Głos, który odezwał się za naszymi plecami był jak sztylet pchnięty w plecy. Zacisnąłem mocno wargi, odwracając się. Soonyoung zrobił to samo, wyraźnie zirytowany. Był gotowy coś powiedzieć, ale powstrzymałem go, chwytając od razu jego nadgarstek.

How to land a triple axelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz