III: A kiedy znikniesz za drzwiami...

237 24 54
                                    


Dni powoli zamieniały się w tygodnie, ale tygodnie jednak nie zmieniały się tak szybko w kolejne miesiące, jednak świat dookoła z kolorowego i barwnego, tętniącego życiem, przechodził w wyraźny stan uśpienia i stagnacji. Pierwsze płatki śniegu spadły w tym roku dość szybko, więc w pośpiechu kończono ostatnie przygotowania do zimy. W tym czasie Kaeya mozolnie dochodził do siebie. Rana goiła się raczej normalnie, przynajmniej wierząc słowom zielarza, który się nim opiekował. On sam jednak wiedział, że był na co najmniej dobrej i w miarę szybkiej drodze, żeby wyzdrowieć w pełni. Przynajmniej fizycznie.

Ciągle nie potrafił sobie przypomnieć, co zaszło nocy, podczas której został zaatakowany, a kiedy tylko starał się sięgać wspomnieniami w tamte chwile, atakował go ostry ból głowy przechodzący dopiero po wypiciu gorzkiego i paskudnego naparu z roślin, których Kaeya nigdy wcześniej nie widział na oczy. Oczywiście, kiedy pierwszy z tych dziwnych napadów został zażegnany, od razu wypytał zielarza, jakie zioła mu podał i co to był za ohydny napar. Blondyn jedynie obdarzył go jakby nieco urażonym wzrokiem na wzmiankę o smaku mieszanki, ale wyjaśnił co mu podał i w jakich ilościach, jak gdyby czuł, że po takim czasie, kiedy się opiekował ciemnowłosym, ten dalej mu nie ufał co do medykamentów tworzonych przez niego samego. Od tamtej pory wszystko, co podawał Kaeyi, przygotowywał na jego oczach, chociaż sam pacjent nie był tym specjalnie zainteresowany.

Problem stanowił jednak fakt, iż Kaeya nie podzielił się informacją, że ma braki w pamięci, a ostry ból, który go nęka, jest z tym związany. Albedo natomiast czuł, że nie wie wszystkiego, czego powinien, żeby móc skutecznie leczyć swojego pacjenta, jednak wyciąganie informacji siłą nigdy nie było jego mocną stroną, więc robił to, co potrafił najlepiej – czekał.

– Wychodzę. Muszę zrobić zapasy jeszcze kilku rzeczy na zimę. Staraj się nie ruszać się za bardzo z łóżka.

Albedo właśnie zakładał swój zimowy płaszcz i zabierał torbę, do której planował zapakować wszystko, co uda mu się zdobyć.

– Nie martw się, będę grzeczny dopóki nie wrócisz – odpowiedział nieco radośnie ciemnowłosy siedząc na łóżku i ostrożnie jedząc posiłek złożony z wodnistej zupy z warzywami i kawałkami suszonego mięsa położonymi na talerzyk obok. Tak bardzo tęsknił teraz za ucztami w tawernie albo w koszarach...

Albedo tylko zmierzył go wzrokiem i cicho westchnął.

– Powinienem wrócić przed zmrokiem, a jeśli coś mnie zatrzyma, to przyślę kogoś, żeby pomógł ci zmienić bandaże. Na stoliku masz napar, jakbyś znowu miał napad bólu.

– Jakiś ty troskliwy – zaśmiał się. – Zarumieniłbym się, gdybyś wypowiedział to chociaż z udawanym zmartwieniem.

– Za krótko się znamy, żebym się martwił na tyle, poza tym, będę cię potrzebować na wiosnę, więc rozsądnym wydaje się być utrzymacie cię żywym.

– No co ty, znamy się już kilka ładnych tygodni, jak możesz być taki oziębły? – Ciemnowłosy poprawił się na łóżku i zaczął grzebać łyżką w misce z zupą.

– Tak naprawdę to nie wiemy o sobie niczego.

I z tymi słowami zamknął za sobą drzwi przedsionka. Kaeya pierwszy raz od naprawdę długiego czasu został sam w tej ciepłym, tajemniczym domostwie, w którym pachniało kredą i ziołami. Skończył w pośpiechu swój posiłek i odstawił naczynia na małą szafeczkę obok.

Wstał z łóżka dopiero, kiedy musiał dołożyć drewna do kominka, żeby utrzymać ciepło w izbie, gdzie pomieszkiwał. Teoretycznie, nie było tu nic dziwnego; proste łóżko, komoda, która została wypełniona ubraniami dla wyższego mężczyzny, stolik i jakieś krzesło, które Albedo przeważnie zajmował, kiedy musiał tworzyć maści dla Kaeyi. Zwykły pokój, w którym, jak się dowiedział jakiś czas temu, zielarz przyjmował normalnie swoich pacjentów wymagających większej opieki, ale coś mu w tym wszystkim nie pasowało.

𝕗𝕖𝕖𝕝𝕚𝕟𝕘𝕤&𝕖𝕩𝕡𝕖𝕣𝕚𝕞𝕖𝕟𝕥𝕤 || 𝕜𝕒𝕖𝕓𝕖𝕕𝕠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz