3

58 10 75
                                    

-Aa no tak. - powiedziałem i ją przytuliłem, po czym ją wyrzuciłem z łóżka. - Do swojego akysz.

-Aha? Taki z ciebie przyjaciel?-

-Tak, tak wynocha. Chce się jeszcze wyspać, a ty grubasie zajmujesz pół miejsca.

-Pf, to nie ja tu jestem czarna. - Po czym wyszła z pokoju

-TY!- nie dokończyłem. Położyłem się spowrotem do Łóżka i zakryłem twarz poduszką. Rozmyślałem o tym, jak bardzo moja egzystencja musiała upaść, żeby śnić o takich rzeczach.

Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a ja oderwałem twarz od poduszki by zobaczyć kto je otworzył. Była to znowu Eri.

-Ej, nie chce ci nic mówić. Ale jest dziesiąta.-oparła się o ścianę. - Wstawaj. Dzisiaj jest dzień sprzątania

-Zlituj się nade mną kobieto! - wyciągnełem ręce w górę. - O barbatosie czy ty to widzisz? Jestem tutaj torturowany!

-To tylko sprzątanie. - Spojrzała na mnie głupio, letko rozbawiona.

-AŻ sprzątanie. Aż! - podkreśliłem.

-Ty jednak jesteś głupi. - Złapała się za głowę. - Dzisiaj ty robisz śniadanie. - spojrzała poważnie.

-Dobrze mami. - odkryłem się i wstałem z łóżka, gdy byłem już przy drzwiach Eri poklepała mnie po plecach.

-Dobry chłopiec.

-Ja wiem - przewróciłem rozbawiony oczami, a Eri się zaśmiała.

Po chwili już byłem poza moim pokojem.

Narazie spiąłem niedbale włosy i podszedłem do lodówki i spojrzałem niedbale do jej zawartości.

-Jemy tosty?! - krzykłem do Eri, która była w łazience.

-Cały tydzień je jedliśmy!!-zaczęła marudzić.

-I nagle ci to przeszkadza... Naprawdę czasami kobiety są nie do zrozumienia. "cały tydzień jedliśmy tosty." bo tosty sa super. - Zaczełem do siebie mamrotać i wyciągać rzeczy na naleśniki.

Gdy już wszystkie składniki były na blacie podszedłem do innej szafki po miskę.

-Dobra. Więc najpierw...-Gadałem do siebie.

Wziąłem dwa jajka i wbiłem je do miski. Następnie dodałem mąki i mleka. A na końcu, gdy wszystko wymieszałem dodałem jeszcze serek waniliowy i cukier.

Po dodaniu tajnych składników wymieszałem jeszcze raz masę i Zaczełem smażyć naleśniki.

Po chwili moja przyjaciółka wyszła z łazienki i usiadła przy stole obserwując moje ruchy.

-Masz bardzo ładne dłonie - Odezwała się po chwili.

-Znamy się prawie dziesięć lat, a ty dopiero teraz to zauważyłaś? - powiedziałem do niej przewracając kolejnego naleśnika.

-Mhm.. Teraz zauważyłam patrząc jak przewracasz naleśniki. - Oparła się o stół łokciami i przesłała mi najbardziej uroczy uśmiech jaki tylko mogłem zobaczyć.

-Więc um... Dziękuję? - reszte czasu mojego gotowania przeznaczyliśmy na gadanie i żartowanie. Kilka razy prawie dostałem poduszką, ponieważ mój żart był obleśny lub okrutny.

-Wiesz czym się różni dziecko od zupki chińskiej?

-em.. Nie?

-zupka chińska nie krzyczy jak polewa się ją wrzątkiem.

-KAEYA!

***
-Smacznego - powiedziałem, kiedy kładłem już jej talerz na stół.

-Nawzajem.

Zabierałem się już do jedzenia, kiedy nagle Eri piskła.

-To jest przepyszne!! - Zaczęła się zachwycać naleśnikiem. - Nadawałbyś się na męża. Twoja żona będzie niezłą szczęściarą! - po tych słowach zabrała się do jedzenia, a ja pochyliłem głowę na dół.

-Cieszę się, że ci smakuje. A teraz jedz powoli bo sie za dławisz.

-dobrze tato. - Odpowiedziała śmiejąc się pod nosem i biorąc kolejnego gryza swojego śniadania.

***

-Eri!!! Ja już nie mogę! - Powiedział Venti, który nam pomagał - Kaeya... Okaż litość i dobij mnie miotłą.

-przepraszam przyjaciu. Ale w tym będziemy cierpieć razem

Bard jęknął z bezsilności i uderzył głową w podłogę.

-Jeżeli, aż tak bardzo wam źle to dokończymy jutro. - Eri oparła się o miotłę i powiedziała do nas.

-Ahh.. Jak ja cię uwielbiam. - Powiedziałem do niej chwytając się za serce.

-Wiem, wiem, kochasz mnie. - Odwróciła się i zaczęła iść w stronę schowka na rzeczy do sprzątania.

-Oczywiście, że cię kocham. - Powiedziałem i odłożyłem również moje narzędzie do sprzątania.

-Kaeya, dzisiaj jem z wami i to ja decyduje co to będzie. - powiedział stanowczo- Chodź, idziemy do sklepu.

Bard wstał z ziemi i pociągnął mnie za kucyk.

-AUA! - krzykłem i chwyciłem barda za warkocz.

-KAEYA! - krzyknął niższy mężczyzna.

-IDZIECIE DO TEGO SKLEPU CZY CO? - krzyknęła Eri z kuchni.

-idziemy, ale dajcie mi się ogarnąć! - puściłem warkocz Ventiego, a on puścił mój kucyk. Następnie poszedłem do swojego pokoju i wyciągłem z szafy swój ulubiony outfit i go ubrałem.

Umyłem zęby i poczesałem włosy, ale przed spięciem ich założyłem swoją opaskę na oko. Gdy już to zrobiłem spiąłem jak zawsze włosy w niski kucyk.

Spojrzałem na siebie w lustrze z zadowoleniem i pokazałem się swoim przyjaciołom.

-Ulalala... Jaki przystojniak! - Powiedziała Eri, która piła energetyka.

-W końcu. Chodź do tego sklepu. - Powiedział Bard i wstał

-idę! - powiedziałem wesoło - do zobaczenia Eri.

-Tak tak, idźcie już.

Przez prawie całą drogę z Ventim milczałem, aż w końcu odeszliśmy na tyle daleko od domu, że już go nie było widać.

-Kaeya. - Zatrzymał sie Venti.

-No? O co chodzi?

-Zakochałeś się w Eri?

zaplątanie //Ale KaeyaxReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz