V.

465 53 2
                                    

Leżał na trawie. Słońce przyjemnie łaskotało go po twarzy. Ciepły wiatr muskał policzki. Skądś doszedł go czyjś śmiech. Czyjś? To był JEJ śmiech. Usiadł. Otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko. Widział. Widział Hermionę, siedzącą pod drzewem z książką. Widział jej piegi, uroczo obsypujące policzki. Widział niesforne włosy, wychodzące zza uszu. Widział piękne, czekoladowe oczy i uśmiech, nieprzerwanie goszczący na twarzy. Po chwili oderwała wzrok od tekstu. Spojrzała na niego i roześmiała się ciepło. Wyciągnął do niej rękę.

Severus ockną się z paskudnym bólem głowy. Zniknęła ..... a przed jego oczami znowu nie było kompletnie nic. Sięgnął po zegarek stojący na szafce nocnej i musnął palcami dużą, chłodną tarczę. Wpół do dziewiątej. Cudownie.

Niechętnie wstał z łóżka i zmarszczył brwi, zdawszy sobie sprawę, że w sypialni nie ma psa. Flame, nie ważne ile razy Snape zwracałby mu uwagę, przywykł spać obok niego i zeskakiwał z łóżka zaraz po swoim panu. Jednak dzisiaj Severus ani nie poczuł czterdziesto kilowego, owalnego ciężaru na kołdrze, ani nie usłyszał pazurów uderzających o podłogę.

Rozmasował bolące skronie i skierował się do kuchni. Gdy tylko wyszedł z sypialni, uderzyła w niego słodka woń śniadania i przytłaczający zapach mocnej, czarnej kawy. Tylko że on nie pił czarnej kawy, a jedyną osobą, która lubiła jej intensywny smak była Narcyza.

— Widzę, że nasze Książątko w końcu się obudziło — przywitała go z rozbawieniem. Gdyby tylko mógł, posłałby jej teraz spojrzenie godne politowania. Nim zdążył cokolwiek zrobić, kobieta wspięła się na palce, by zamknąć go w mocnym uścisku. Pogładził ją po plechach. Zmieniła się. Zdawało mu się, że nieco przytyła, a na jej brzuchu znalazło się przedziwne wybrzuszenie — musisz koniecznie kogoś poznać — z uśmiechem złapała go za rękę i poprowadziła do swojego brzucha — to jest Abraxas.

Severus zamarł. Nie spodziewał się po Malfoy'ach takiej decyzji. Niepewnie pogładził brzuch. Mały następca wielkiej fortuny i jeszcze większego nazwiska przywitał go mocnym kopnięciem.

— Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałaś? — zapytał wciąż oniemiały, zabierając dłoń.

— Przecież widzieliśmy się ponad pół roku temu. Wtedy było jeszcze za wcześnie, żeby cokolwiek mówić — z czułością pogładziła brzuch — chodź, zrobiłam śniadanie.

— Ile razy mam cię prosić, żebyś budziła mnie jak przychodzisz?

— Słodko spałeś. Nie miałam serca cię budzić — w odpowiedzi Severus tylko pokręcił głową, a na usta cisnęło mu się: nie jestem już dzieckiem, jednak wiedział, że dla Narcyzy, która przywykła traktować go jak młodszego brata, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Kobieta owinęła swoje palce wokół jego i pociągnęła za sobą do kuchni — dobrze się czujesz? Strasznie kasłałeś w nocy...

— Narcyzo, od której ty tutaj jesteś? — zapytał już nieco ostrzej, siadając do stołu.

— Od za dwadzieścia trzecia — odparła z rozbawieniem godnym małej dziewczynki — nie mogłam spać — dodała pośpiesznie, uśmiechając się na sam widok poważnej miny Severusa — przecież wiesz, jak to jest być w ciąży.

— No pewnie — rzucił z ironią — mam wieloletnie doświadczenie.

Blondynka zachichotała pod nosem.

— Nie pamiętasz, jak byłam w ciąży z Dracusiem?

— Pamiętam — warknął, znajdując talerz z kanapkami — pamiętam też, jak w przypływie ciążowej bezsenności wysadziłaś mi pół pracowni — mruknął kąśliwie, jednak z wyczuwalnym rozbawieniem. — Właśnie. Jak Draco?

— Przyzwyczaja się — upił łyk ciepłej kawy. Lepkie fusy nie zdążyły jeszcze opaść na dno. Przykleił się do jej warg, pozostawiając na nich gorzki posmak.

Narcyza od wielu lat marzyła o domu otoczonego tylko spokojem i naturą. Gdy po wojnie, Malfoy'om przyszło się ukrywać, zamieszkali w małej posiadłości położonej gdzieś pośród dzikich dolin Szkocji i mimo że małżeństw nie posiadało się ze szczęścia, móc w końcu odetchnąć od ciągłego strachu, egoistycznych arystokratów i skarpet Czarnego Pana, suszących się nad kominkiem, dla Dracona, sytuacja stała się krytyczna, bo odcięty od wszelkich rozrywek młody szlachcic kompletnie nie miał co robić.

— Ostatnio poznał nawet jakąś nawet dziewczynę — dodała ciszej, jakby wstydziła się własnych słów.

— Mugolkę? — bardziej stwierdził niż zapytał. Znał Narcyzę już wystarczająco długo, by potrafić znaleźć prawdziwy sens jej niewypowiedzianych słów.

— Tak... — przyznała wyraźnie przygnębiona.

— Co na to Lucjusz? — spytał, mimo że spodziewał się odpowiedzi.

— Przekonuje go, że powinien zaakceptować wybory naszego syna — odparła dumnie, poprawiając się na krześle — prosił też, żebym ponowiła nasze zaproszenie.

— Już o tm rozmawialiśmy — odpowiedział rzeczowo — nie chcę was narażać. Przecież wiesz, że Ministerstwo wciąż ma na mnie oko. Nie mogę sobie tak po prostu zniknąć na kilka dni. To niebezpieczne i dla was i dla mnie.

— Severusie...

— Nie — powtórzył ostro — teraz musicie jeszcze bardziej uważać, a poza tym... — urwał. Nie wiedział czy chce mówić Narcyzie o pannie Granger. Nawet jeśli była jego przyjaciółką, przed którą nie miał żadnych tajemnic.

— Poza tym — powiedziała w nadziei, że Snape w końcu dokończy.

— Ostatnio widuje się z panną Granger — wymamrotał zawstydzony.

— Słucham?! — Narcyza prawie że poderwała się z krzesła — dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?! — na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech — opowiadaj!

— Nie ma o czym...

— Na pewno jest! Kiedy się ostatnio spotkaliście?

— Wczoraj... — uśmiechnął się na wspomnienie wczorajszej rozmowy i wspólnego spaceru — Narcyzo, nie wiem co sobie pomyślałaś, ale ja nadal jestem dla niej tylko ślepym nauczycielem, którego trzeba prowadzać za rękę jak małe dziecko!

Odwrócił głowę słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu. Nim zdążył wstać, Narcyza już wepchnęła mu go w ręce.

— Nieznany numer — mruknęła cicho. Severus zmarszczył brwi i wziął od niej telefon. Bez większego problemu odnalazł przycisk z zieloną słuchawką i akceptował połączenie.

— Dzień dobry, profesorze... — usłyszawszy JEJ głos – zamarł — mam pana numer od Beth. Nie widziałam pana rano w parku i chciałam tylko zapytać, czy wszystko dobrze — mówiła jak najęta, a gdzieś za jej głosem dało się słyszeć trąbienie innych samochodów.

— Granger, do cholery nie możesz rozmawiać przez telefon jadąc samochodem! — to było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Nawet jeśli głupie i niestosowne.

— Spokojnie, profesorze, daje sobie radę — rzuciła wesoło, po czym z jej ust wypłynęła długa wiązanka przekleństw, skierowana w stronę innego kierowcy — przepraszam — rzuciła w stronę telefonu — na pewno wszystko u pana dobrze? Gdyby coś było nie tak, proszę mówić. Przyjdę i wyprowadzę psa.

— Nie martw się Granger. Wszystko jest dobrze.

— W takim razie do zobaczenia jutro, profesorze.

— Do zobaczenia, panno Granger — odparł ze słabym uśmiechem i odłożył telefon na stół.

— Ślepy nauczyciel, którego trzeba prowadzić za rękę jak małe dziecko — przedrzeźniła go Narcyza. — Przyniosłam ci nowe książki — dodała nie mogąc powstrzymać uśmiechu — ale chyba powinnam przynieść też coś dla panny Granger.

— Nie ironizuj sobie ze mnie, dobrze? — mrukną cicho — i zapisz mi jej numer — podał jej telefon.

— Myślisz, że umiem obsłużyć to mugolskie ustrojstwo?

— Poradzisz sobie. 

BlindnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz