| Rozdział IV | W Centrum Uwagi |

671 44 7
                                    

          – Może kukurydzy? – Zaczepił mnie jakiś wysoki, ciemnoskóry mężczyzna w dłoni trzymający talerz ze wspomnianym już przysmakiem. Odruchowo zaciągnęłam się jej zapachem, czując jak przyjemnie rozchodzi się po całym moim ciele. Uśmiechnęłam się, oceniając w głowie wszystkie za i przeciw. Coś z tego wieczoru chyba muszę mieć. Po chwili zastanowienia pokiwałam ochoczo głową, przyjmując talerz. Korzystając z tego dotknęłam dłoni mężczyzny, który po chwili jedynie zastanawiał się, gdzie się podział trzymany przez niego talerz z kukurydzą.

           Może się to komuś wydawać całkiem proste. Dbać o to, by nikt cię zbytnio nie pamiętał i zarazem każdy dobrze się bawił. W sumie to taka osoba ma rację- dla mnie, osoby, która ma w tym sporą wprawę jest to całkiem proste. Nie mogę się jednak przez to skupić na tych wszystkich zabawach i tańcach, którymi zajęci są normalni nastolatkowie. Czasami naprawdę mam ochotę rzucić wszystko i trochę potańczyć. Przez cały czas muszę jednak zwracać uwagę na znaczną część bawiących się ludzi. Dla nich wszystkich ten wieczór jest właśnie po to, by się zabawić i świętować (chociaż to dopiero po tym jak Antonio dostanie dar). Dla mnie można powiedzieć, że to tylko nieodpłatne nadgodziny w pracy.

          Dalej przenikliwie obserwując otoczenie, bez pośpiechu wzięłam kęsa kukurydzy. Starając się nią rozkoszować, dostrzegłam gdzieś w tłumie tańczącą Isabelę i przyglądającego się jej Mariano. Już postawiłam ku niemu pierwszy krok, jednak mój wzrok dostrzegł, że obok stała oczywiście zapatrzona w niego jego matka. W takim wypadku podejście bliżej nie wchodziło w grę, a poza tym goście powoli gromadzili się w głównym holu, co z kolei oznaczało zbliżające się wręczenie daru. Nadszedł czas zajmowania swoich miejsc.

         Dokończyłam szybko jedzenie, oddałam talerz i podążyłam ku schodom na pierwsze piętro. Przepychając się przez tłum ludzi, dostrzegłam wśród nich Camilo, który na szczęście zajęty był rozmową z siostrą i mnie nie zauważył.

          Zgodnie z tym co wcześniej mi polecono, miałam stanąć obok drzwi Abueli, znajdujących się idealnie naprzeciwko drzwi Antonia. Dzięki temu miałam szybką drogę do naszego dzisiejszego "solenizanta", a jednocześnie nie rzucałam się zbytnio w oczy. W razie jakichkolwiek problemów miałam jak najszybciej znaleźć się przy Abueli, trzymającej świecę. Odetchnęłam, rozluźniając się i opierając o drewnianą barierkę przed sobą.

          Abuela zeszła kilka stopni niżej, a wszyscy tu zgromadzeni zawiesili swój wzrok właśnie na niej. Nie spodziewałam się tego, ale poczułam na sobie jej wzrok. Zmrużyła powieki, kiwając delikatnie głową. Liczyła na mnie. Można powiedzieć, że pierwszy raz miała taki stosunek co do mnie. Nie wiedziałam jak na to zareagować, więc jedynie wyprostowałam się, jednym kiwnięciem głowy potwierdzając moją gotowość.

          – Przed pięćdziesięciu laty w mrocznej godzinie próby, ta świeca obdarzyła nas magiczną i potężną siłą. – Spojrzała na trzymany w dłoniach przedmiot. Wyciągnęła dłonie do przodu, tak aby wszyscy mogli ją dostrzec. Magiczna energia, w postaci świecących drobinek, unosiła się wokół, tworząc różne wzory, działające na mnie wręcz hipnotyzująco. – Spotkał nas niezwykły zaszczyt. Dzięki mocy, którą otrzymaliśmy możemy służyć wam i waszym bliskim. W dzisiejszy wieczór spotykamy się raz jeszcze, by być świadkami jak kolejny członek rodziny wstępuje w krąg światła.

          W powietrzu rozległ się dźwięk bębnów. Rytmiczne odgłosy, raz cichsze, a raz głośniejsze, dodawały napięcia, którego ja w sobie miałam już wystarczająco dużo. Usłyszałam jak kurtyna pode mną się rozsuwa, a ludzie zaczynają klaskać. Casita utworzyła z kamiennych kafelek dywan, obracając je na drugą stronę. Mi nigdy nie było dane doznać tak magicznego momentu.

SKRADZIONY DAR • Encanto | Camilo MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz