On

2 0 0
                                    

Podekscytowana blondynka podeszła do szafy i wyciągnęła z niej torbę brunetki. Nawet nie spytała się jej o pozwolenie, a zaczęła wyrzucać z walizki rzeczy, poszukując w niej jakiejś ciekawej kreacji, czy zestawu. Przyjaciółki dobrze wiedziały, że jeśli wyjdzie tak na stołówkę to nie będzie miała życia. Nie chciały dla niej źle, po prostu pomagały.

— Bella ja tu coś znajdę, a ty w tym czasie szykuj kosmetyki! — krzyknęła Lily.

— Robi się szefowo! — odpowiedziała jej ruda.

W tym czasie Dorothy siedziała koło brunetki i pomrukiwała kręcąc z niedowierzaniem głową. Bella wyciągnęła z pod łóżka kosmetyczkę i wzięła się do pracy nad dziewczyną. Zrobiła jej uniwersalny makijaż ze względu na brak wiedzy o ubiorze, był on delikatny.

— Znalazłam! — pisnęła blondynka z radością. Trzymała w dłoni białą, koronkową sukienkę, którą Ania dostała od rodziców.

Nastolatce na jej widok oczy się zaszkliły, szczęśliwe i bolesne wspomnienia znowu powracały, miała ich już serdecznie dość. Lily podała jej ową rzecz, by mogła się w nią przebrać. Bez wahania założyła ją na siebie, była piękna.

— I jak? — spytała nieśmiało. Dziewczyny złapały się za serce i westchnęły przeciągle, wyrażając tym samym swój zachwyt.

— Jesteś cudowna, oczywiście o wiele mniej ode mnie, ale jednak. — wypowiedziała się na jej temat liderka.

—- A w ogóle dlaczego muszę wyglądać akurat tak? Przecież to zwykły obiad. — spytała Ania. Te popatrzyły się na nią jakby była całkowicie z innej planety.

— Ty sobie żartujesz? — spytała tym razem Bella. Brunetka kiwnęła głową na nie. Od śmierci rodziców już nie żartowała.

— Musisz wyglądać pięknie, ponieważ jesteś nowa. Wzrok wszystkich skupi się przede wszystkim na tobie. Tutaj ocenianym jest się powierzchownie. — wytłumaczyła jej Dorothy.

Nastolatka miała jej już odpowiedzieć, ale po placówce rozniósł się donośny głos wydobywający się głośników oznajmiający, że wszyscy mają stawić się na stołówce za pięć minut, gdyż posiłki rozdawanie dzisiaj będą szybciej niż zwykle.

— A teraz Ania posłuchaj mnie uważnie. — zaczęła Lily. Jej ton i nastawienie diametralnie się zmieniły. Podeszła do brunetki, kładąc jej palec wskazujący na klatce piersiowej i groźnie patrząc w oczy.

— Po pierwsze idź pewnie i nie pokazuj słabości, bo cię wykończą. A po drugie, ważniejsze, nie zbliżaj się za żadne skarby do mojego chłopaka, inaczej cię własnoręcznie wykończę. Nie siadaj z nami, poszukaj znajomości. — zagroziła. 

Następnie odsunęła się od niej, miło uśmiechnęła i wyszła wraz ze szokowanymi przyjaciółkami z pokoju. Widocznie Ania się co do niej z początku nie pomyliła. Ale skąd miała wiedzieć, który to jest jej chłopak?

Najchętniej nie przychodziłaby na obiad, ale była straszliwie głodna, w końcu nie jadła dzisiaj śniadania. Podeszła do zielonych drzwi, chwyciła i pociągnęła za klamkę wcześniej licząc do trzech, po czym wyszła i zamknęła je cicho za sobą. Na korytarzu nie było już nikogo, całkowita pustka, lecz na sali obok, w jadalni, panował gwar i hałas. Próbowała wejść tam niezauważenie, jednak jej skradanie się i tak nie podziałało. Wzrok wszystkich padł na nią jak tylko przekroczyła próg.

Starała się nie patrzeć na nikogo, tylko na swoje stopy. Skierowała się prosto po tacę obiadową i do okienka, gdzie kucharki podawały jedzenie. Ustawiła się w niedługiej kolejce i czekała cierpliwie na swoją kolej.

— Dzień dobry. Poproszę dwie łyżki ziemniaków tłuczonych. — uśmiechnęła się do starszej kobiety serdecznie. Staruszka z czepkiem na włosach nawet nic jej nie odpowiedziała, tylko obojętnie podała jej tacę. Czy tutaj wszyscy tacy są?

Odwróciła się na pięcie nie patrząc gdzie idzie i to był jej błąd. Wpadła na coś, a raczej na kogoś, tym samym wysypując na swoją sukienkę całą zawartość talerza. Śmiech roznoszący się po pomieszczeniu był nie do wytrzymania, łzy zaczęły spływać po jej zaróżowionych policzkach, zbłaźniła się. Spojrzała w górę i napotkała niebo, niesamowite oczy jakiegoś chłopaka, jej serce zabiło szybciej. Przeprosiła go cicho, po czym rzuciła tacę gdzieś w kąt i pobiegła wprost do pokoju. Otworzyła gwałtownie drzwi i rzuciła się na swoje łóżko.

Dlaczego jest taka słaba? Dlaczego wciąż łamie obietnicę złożoną matce? Dlaczego nie może się z tym wszystkim pogodzić? Zanosiła się płaczem, leżąc w białej niczym śnieg pościeli, rozmazując sobie tym samym makijaż. W dodatku ubrudziła sukienkę od rodziców. Jest naprawdę do niczego. Przynajmniej tyle dobrego, że dziewczyny nie wrócą tak szybko do pokoju i będzie mogła się jakoś pozbierać. Podeszła zmęczona do okna i patrzyła na samochody wyprzedzające się na ulicy. Niespodziewanie zielone wrota się otworzyły i do pokoju ktoś wparował, lecz nie były to trzy nastolatki, a ktoś inny. Brunetka nie odwróciła się, tylko pozostała w bezruchu dalej spoglądając przez szybę.

— Cześć. — po pomieszczeniu rozniósł się głos niskiego, przyjemnego dla ucha barytonu. Ania obróciła się od okna napotykając na sobie wzrok, całkiem przystojnego chłopaka.

Był to wysoki, dobrze zbudowany szatyn, z roztrzepanymi na wszystkie strony włosami i zniewalającym, białym uśmiechem na twarzy. Rozpoznała go po oczach, to na niego wpadła na stołówce, dobrze, że przynajmniej jego nie ubrudziła. Znała to uczucie, motyle w brzuchu i ciepło na twarzy. Nie chciała tego, przynajmniej nie teraz. Otarła pośpiesznie ręką łzy z policzków.

— Cześć. — odpowiedziała cicho siadając na łóżku.

— Jestem Dylan, a ty? — przedstawił się siadając tuż obok niej. Wyciągnął dłoń, by mogła ją uścisnąć.

— Ania. — odpowiedziała mu tylko lekkim, wymuszonym uśmiechem. Siedzieli tak chwilę w ciszy, on chciał dotrzymać jej towarzystwa, a ona natomiast chciała zostać sama. Postanowiła, więc go w jakiś delikatny sposób wyprosić.

— Dlaczego tu ze mną siedzisz? Przecież tam jest tyle ładnych dziewczyn, lepiej do nich idź. — powiedziała pod nosem, spoglądając na chłopaka z ukosa. Dylan spojrzał na nią zdziwiony. Po raz pierwszy jakaś nastolatka nie pragnęła jego bliskości, zaintrygowało go to.

— Po co mi ładne dziewczyny, skoro siedzi tutaj piękna kobieta? — posłał jej flirciarski uśmiech. Brunetka szybko zamrugała. Czyżby się przesłyszała?

— Nie jestem piękna. — zaczęła. — Jestem nikim. Nie powinno mnie tu w ogóle być, na tym świecie. Chciałabym dołączyć do rodziców, tam byłoby mi lepiej. — wyznała. Nareszcie wyrzuciła z siebie to wszystko co dobijało ją do ziemi. Zwierzyła się nieznajomemu chłopakowi.

— Nawet tak nie mów. — powiedział lekko zdziwiony jej brakiem wiary w siebie. Nakierował jej głowę swoją dłonią tak, by na niego patrzyła.

— Jesteś cudowna. — uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. 

Przytulił ją, zrobiło jej się ciepło na sercu, tego potrzebowała. Osoby, która nie pytając o nic po prostu przy niej będzie. Czyjaś obecność, pomagała.

W tej chwili zielone drzwi do pokoju się otworzyły i do środka weszły trzy przyjaciółki. Bella i Dorothy stały z tyłu jak słupy soli i patrzyły się na czerwoną od złości blondynkę, która wychodziła z siebie w tym momencie.

— Dylan, skarbie! Co ty robisz z tą lafiryndą?! — krzyknęła na całe gardło.

cdn.

Wszystko prowadzi do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz