1

128 11 14
                                    

   Ostatni dzień wakacji. Nowy Jork spowijały ciemne chmury, które towarzyszyły ponurej atmosferze wśród wszystkich uczniów. Siedziałam na łóżku słuchając muzyki. Odgarnęłam swoje blond włosy i wstałam z łóżka. Była 7 rano. Nie byłam śpiąca co było bardzo dziwne, zwłaszcza, że zazwyczaj w wakacje wstawałam po 10. Może to przez stres związany ze szkołą?

Tak, zdecydowanie to było to. Szłam do pierwszej liceum i już zanim przekroczyłam próg szkoły wiedziałam, że nie będzie to High School Musical, który oglądałam będąc dzieckiem.

Założyłam o wiele za dużą bluzę z Nirvaną i weszłam do swojej łazienki. Umyłam zęby oglądając z każdej strony mój nowy aparat. Uczesałam włosy i zrobiłam sobie kreski bez których już nie wyobrażam sobie życia. Usiadłam na łóżku i cały dzień zamierzałam oglądać Netflixa.

 Idealny plan na zakończenie wakacji. Otworzyłam paczkę cheetosów. Już miałam włączyć jakiś głupi serial gdy mój telefon zaczął wibrować.

- Lana! - wydarł się do słuchawki mój przyjaciel, Zay

- Nie krzycz typie jest 7 rano!

- Sama krzyczysz.

- Tylko cię udaje.

- Wiem, że pewnie cały dzień spędzisz oglądając seriale i jedząc, ale to ostatni dzień lata!

- Wakacji - poprawiłam go

- No właśnie! Dlatego powinniśmy wyjść na miasto.

- Czy mi się chce? - nie. - Czy to zrobię? - tak - jeśli zastanawiacie się czemu to Zayden to mój przyjaciel od dziecka i nie chcę go zostawiać samego. Mimo jego entuzjazmu beze mnie by nigdzie nie poszedł. Typ wydaje się mega nieśmiały i wsumie taki jest.

- To idziesz?

- Będę o 10.

- Ok - rozłączył się.


Na zewnątrz było około 73 stopni Fahrenheita (23°C), więc zostałam w mojej bluzie z logiem ulubionego zespołu, a spodnie od piżamy zamieniłam na długie jeansy. Do tego białe Nike i czapka z daszkiem. Może wyjdzie jakbym miała wysokie ego, ale wyglądałam naprawdę hot.

Wzięłam telefon, w którego obudowie miałam kartę płatniczą i wyszłam  domu.

Zay stał pod moim domem. Miał na sobie szare dresy i czapkę z daszkiem.

- To gdzie idziemy? - zapytałam

- Może do kawiarni.

- Masz 60 lat?

-Jak już to 69.

- Ogarnij się zboczeńcu - roześmiałam się

- To w takim razie gdzie chcesz iść?

- Na pizze? - Ten pomysł spodobał się nam obojgu.

Poszliśmy do najbliższej stacji metra i wsiedliśmy do jednego z wagonów. Usiedliśmy obok siebie, bo akurat żadna starsza pani nie kazała nam podnieść tyłków z siedzeń.

Ludzie wbiegali i wybiegali z pociągu, jakby już dziś był pierwszy dzień szkoły - wzdrygnęłam się na samą myśl.

Kiedy pociąg ruszył zaczęłam przyglądać się pasażerom. Lubiłam to robić. Tym razem w przedziale byliśmy tylko my dwoje, jakiś pijak który chyba nie był do końca przytomny i dziewczyna. Ładna dziewczyna. Wyglądała na mój wiek. Miała brązowe włosy sięgające do ramion. Jej zielone oczy przenikały nas na wylot. Była ubrana cała na czarno i mimo tego, że na dworze było ciepło, dziewczyna miała na sobie glany.

Children don't have problemsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz