June wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami. Nie było widać w nich nienawiści, raczej zmartwienie. W sumie też bym się tak zachowała. Nawet jak kogoś nie lubisz istnieją pewne zasady, jedną z nich jest właśnie pomoc gdy ktoś płacze w miejscu publicznym, w tym przypadku było to metro.
Pociągnęłam nosem.
- Wszystko w porządku - zmusiłam się na uśmiech
- Gdzie jedziesz? - spytała
- Do takiej pizzeri, tam gdzie pracuje Leo. Wiesz, ten z którym siedzisz.
- Dobrze się składa, bo też tam jadę - zdziwiło mnie to bardzo, ale zaraz dodała - Bo wiesz, jesteśmy razem w parze, do tego projektu na angielski.
O nie, ja jestem w parze z moim partnerem z ławki - Zay'em.
June usiadła obok mnie i zaczęła przeglądać telefon. To było miłe. Bardzo.
Jechałyśmy w ciszy. Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i zmyłam resztki makijażu z twarzy.
Po 15 minutach dojechałyśmy, praktycznie pod samą restaurację. Była 20, na dworze robiło się już ciemno.
Wysiadłyśmy obie z pociągu. Weszłyśmy do budynku. W środku pachniało pizzą. Wszystko było jak zawsze.
Leo stał za ladą z butelką coli. Najpierw spojrzał na June i się uśmiechnął. Nie był to szczery uśmiech, raczej taki z grzeczności i wcale mu się nie dziwiłam. Potem dostrzegł mnie, gdy tylko zobaczył moje opuchnięte od płaczu oczy, podszedł do mnie. Nie zapytał się czy wszystko ok, bo to chyba oczywiste, że coś nie jest okej. Tylko spytał:
- Co się stało? - to zdanie sprawiło, że ponownie się rozryczałam, ale po chwili się opanowałam. June Torres na mnie patrzyła, nie mogłam płakać - Siadaj i mów o co chodzi, chcecie coś do picia?
Obie zaprzeczyłyśmy.
Usiadłyśmy przy jednym ze stolików, gdy Leo do nas dołączył opowiedziałam całą historię.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu.
- Kurde... - westchnął ciężko mój kolega - Nie wiem co mam ci powiedzieć, ale jeśli cię to pocieszy to jestem gejem
- Chyba już to wiem - powiedziałam - Ale co ja mam teraz zrobić - głos mi się znów załamał, ale nie rozpłakałam się.
- Wiesz co, twój problem nie jest taki zły - powiedziała June, znów wróciła ta wredna pani konfident - Niektórzy ciężko chorują, nie mają jedzenia, rodziny, a ty rozpaczasz bo zrobiłaś coming out, chociaż nawet nie jesteś cholerną lesbijką! - dziewczyna wzięła plecak i wyszła trzaskając drzwiami.
Teraz rozpłakałam się na dobre, a Leo poklepywał mnie po plecach.
- Wiem, że to brzmi głupio, ale na serio wszystko będzie dobrze.
- Nie brzmi głupio, brzmi sensownie.
- No widzisz - uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
Potem chwilę gadaliśmy. Okazało się, że była to długa chwila. O północy do knajpy z buta wparował Zay.
- Leo, widziałeś Lan- urwał, gdy mnie zobaczył.
Była to chwila po moim kolejnym płaczu, dlatego oczy miałam opuchnięte.
- Całe szczęście, tak się martwiliśmy... Nie odbierałaś i... Bałem się, że no wiesz... Coś sobie zrobiłaś. Muszę zadzwonić do twoich rodziców, że cię znalazłem. Och Lana, nawet nie wiesz jak się martwiłem.
CZYTASZ
Children don't have problems
Fiksi RemajaW Nowym Jorku 4 nastolatków mierzy się ze swoimi problemami takimi jak odkrywanie siebie, choroby psychiczne i życie - samo w sobie - najtrudniejsza zagadka z jaką przyszło im się zmierzyć ;D Od autorki: Btw opis kinda boomerski czy coś ale mam nadz...