Rozdział 4

1.5K 179 10
                                    

Hejka :)) Przepraszam Was, że tak długo zajęło mi napisanie kolejnego rozdziału,  ale brak weny i mnóstwo nauki. Aktualnie, w tym momencie siedzę w samolocie i lecę do Chin, do Guangzhou ^^ I zostało mi jeszcze  parę godzin, wiec myślę że dam rade coś jeszcze napisać :3
Okej nie przedłużam, miłego czytania :D

***

-Paul! Zejdź szybko! - Krzyknąłem zdyszany,  gdy przechodziłem przez drzwi wejściowe. Na rękach nadal niosłem nieprzytomnego Chrisa, który padł ofiarą trzech osiłków z naszego cudownego liceum. Został dosyć mocno pobity, jego oko spuchło, a z nosa i ust obficie ciekła krew. Mogłem sobie tylko wyobrażać jakie będzie miał siniaki na brzuchu i reszcie ciała.  Szybko wszedłem do skromnego salonu i położyłem biedaka na starej, brązowej kanapie. Światło słoneczne delikatnie przebijało się przez białe firanki, oświetlając ciemnozielone ściany, na których wisiały przeróżne zdjęcia w drewnianych ramkach. Na jednym z nich byłem ja, jako mały dzieciak wraz z dziadkami podczas pobytu w górach. Pamiętam,  że strasznie wtedy sypał śnieg, wiec musieliśmy zatrzymać się w małym hoteliku na noc. Złamałem wtedy nogę, zjeżdżając na sankach ze stromego wzgórza. Nie należałem do osób bogatych, co jakoś nigdy mi nie przeszkadzało. Miałem co jeść, gdzie spać, mogłem spokojnie skorzystać z toalety. Mieszkałem razem ze starszym bratem Paulem i młodszą siostrą Clarą, która za nie długo skończy 15 lat.  Nasi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej ponad 3 lata temu. Od tamtej pory opiekuje sie nami Paul, który zaczął ciężko pracować mimo trwających studiów, by zapewnić nam jako takie warunki. Wspomagają nas czasem dziadkowie, ale im również nie jest łatwo.
Poszedłem do naszej malutkiej kuchni i otworzyłem żółtą szafkę z lekami. Okej chłopie, skup się. Przed sobą widziałem mnóstwo pudełek, o przeróżnych koloroch i nazwach. "Kurwa, na co ja właściwie patrzę" zapytałem w myślach samego siebie. Zupełnie nie znam się na tych wszystkich medycznych sprawach. Jak mój brat to ogarnia na studiach?
-Dlaczego mamy trupa w salonie? - Podskoczyłem, wściekły, że dałem się tak zaskoczyć. O wilku mowa. Stał w progu z tym swoim pytającym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu i zmęczonym uśmiechem. Pewnie znowu całą noc harował na parę zmian. Naprawdę chciał coś osiągnąć  i wyrwać się z tej mało ambitnej okolicy, przy okazji zabierając nas ze sobą. Tak przynajmniej myślę.
-On jeszcze żyje... - powiedziałem, znowu spoglądając na nic nie mówiące mi opakowania z tabletkami.
-Zanim się skapniesz, że to lekarstwa na kaszel to biedaczek umrze - westchnął - idź znaleźć jakieś ubranie na zmianę  dla niego, a ja się zajmę resztą.
Pokiwałem głową, momentalnie zażenowany. No tak dla kogoś takiego jak on, to jest bardzo proste. Ale ja praktycznie nigdy nie choruje. Skąd mam wiedzieć takie rzeczy? Wróciłem do salonu i ruszyłem w stronę schodów. Spojrzałem jeszcze raz na Chrisa nadal leżącego nieruchomo na kanapie. Na szczęście Paul potrafił działać cuda jeśli chodzi o tego typu sprawy. Mogliśmy go oczywiście  zawieźć do szpitala, ale codziennie trafia tam tyle osób z dużo poważniejszymi obrażeniami i wątpię by zajęli się nim należycie, zwłaszcza, że warunki tam są może trochę lepsze niż w chlewie. Podeszłem powoli do niego i spojrzałem na jego twarz. Brązowe loczki, lekko poplamione krwią, opadały na wszystkie strony. Pomięta koszula pobrudzona ziemią tam, gdzie go kopali. Mimo całej krwi i opuchlizny miał spokojny wyraz twarzy, wyglądał jakby śnił o czymś przyjemnym, bezpiecznym. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem przestać na niego patrzeć. Byłem wściekły na tych gnojków,  którzy już pierwszego dnia stworzyli mu takie piekło. Wziąłem koc z szafy i jak najdelikatniej umiałem, przykryłem nim Chrisa. Następnie ruszyłem po ubrania, starając się odrzucać obraz jego zielonych oczu. Logiczne, że się martwię, chyba każdy odczuwałby to samo. Prawda?

Dziękuję, że  jesteśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz