2.

9 2 5
                                    

Muszę przyznać, że Alfred mnie zdziwił.

Po samym jego wyglądzie i początkowym zachowaniu stwierdziłem, że jest jakimś pierwszym lepszym dzieciakiem, który po prostu obudził mnie w autobusie.

Ale był czymś więcej.

Od spotkania w autobusie minęły jakoś... dwa miesiące. Coś takiego. Nie wiem, nie liczę. Spotkałem się z Alem parę razy, pisaliśmy też dość dużo. Poznałem go trochę lepiej.

Jego matka jest właścicielką sieci kwiaciarni w naszym mieście i w okolicy. Ojciec bodajże nauczycielem angielskiego. Nie miałem jeszcze okazji ich spotkać. Może i dobrze. Rodzice ogółem niezbyt za mną przepadają.

Al chodził do drugiej klasy i był na profilu plastycznym, zresztą nic dziwnego. Wysłał mi zdjęcia kilku swoich rysunków. I muszę przyznać, były świetne. Może nie był żadnym Da Vinci'm, ale jego rysunki pokazywały emocje. Rozmawialiśmy też czasami na facetime. Zwykle wydurniał się. Ogółem jest dość głośny, ale wyjątkowo mi to nie przeszkadzało.

Automatycznie przypomniałem sobie, jak raz makaron poszedł mu nosem. Potem zaczął się śmiać i płakać na raz.

Nigdy jakoś nie czułem się komfortowo, rozmawiając z innymi. Miałem wrażenie, że nigdzie nie pasuję. 16 lat byłem kompletnie sam, a tu nagle poznałem swojego pierwszego kolegę w pieprzonym autobusie.

"Gdybyś obudził się wcześniej lub wcale nie zasnął, to pewnie byście się nie poznali."

Ale zasnąłem. Tak wyszło. I jestem z siebie dumny, że zasnąłem. Mam dzięki temu Alfreda.

On też chyba mnie polubił. Ewidentnie nie rozmawiał ze mną na siłę i zawsze był wesoły. Starał się wręcz poprawiać mi humor, bo przecież "chodzisz zawsze jakiś taki smutny, zasnąłem-w-autobusie. Rozchmurz się pan, uśmiechnij się!".

Uśmiechnąłem się, wręcz słysząc głos okularnika w głowie. Był dość wysoki jak na chłopaka, ale nie brzmiał też jak mały dzieciak.

Właściwie to był idealny. To taki głos, z jakim po prostu można sobie Al'a wyobrazić.

Rozmyślanie o koledze spowodowało, że aż zechciałem do niego zadzwonić.

Odebrał po kilku sygnałach.

Od razu ujrzałem jego uśmiechniętą twarz i wesołe oczy. Był akurat bez okularów.

- Wyjątkowo szybko odebrałeś, Lewis. - starałem się brzmieć obojętnie, co chyba wyszło. Wyszczerzył się do kamery.
- Jaaaasne. A ty prawie nigdy do mnie nie dzwonisz. - wstał i zaczął gdzieś iść, bo patrzył przed siebie, a nie w telefon.
- Jak tam szkoła? Sorry, nie mam pomysłu na żadne pytanie. Po prostu możesz opowiedzieć o swoim dniu. Jak chcesz.

Opowiadanie o naszych dniach to była wręcz rutyna. Jeśli nie przez telefon - pisząc do siebie. Zależało od warunków. Za każdym razem pytaliśmy się nawzajem, co robiliśmy.

I tak mówiłem dość mało. Nic ciekawego się nie działo.

- Ano, Lilly złamała nos Sue jak graliśmy w kosza.. tak ją pierdolnęła, że się prawie udusiłem. I dużo krwi było. Duuuużo. - zaczął cicho się śmiać.

Jak bardzo Alfred nie byłby normalny, wydaje mi się, że lubi patrzeć na cierpienie innych.

- Pisałem dziś jeszcze kartkówkę z matmy i chyba dostanę pałę. Nienawidzę tego gówna. - westchnął dość głośno, a potem położył się na łóżku.
- Wiesz, jak coś to mogę ci pomóc z matmą, jestem z niej... relatywnie dobry. - uśmiechnąłem się delikatnie do kamery.
- Naprawdę? Błagam cię.. życie mi uratujesz. Tato zagroził, że zabierze mi telefon, jeśli będę miał tróję lub niżej na koniec semestru.
- Jasne. Możemy się gdzieś spotkać i wtedy ci pomogę.

Potem jeszcze narzekaliśmy obaj na swoje klasy. Ogółem gadaliśmy gdzieś trzy godziny. Potem Al się pożegnał i oznajmił, że idzie czytać, było gdzieś koło 20. Gdy skończyliśmy rozmawiać, znów jakoś gorzej się poczułem. Kontakt z Alfredem definitywnie poprawiał mi humor i przyznaję się do tego bez bicia.

Po prostu z brązowookim było mi lepiej i łatwiej.

Sam wziąłem jakąś książkę i skupiłem się na lekturze. Około 23 popisałem jeszcze chwilę z okularnikiem i poszedłem spać.

Cały dzień jako taki, wieczór bardzo przyjemny.

[tytuł]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz