Bonus

97 11 53
                                    

Z okazji urodzin Lily, bonusik ode mnie ;)

Był wczesny poranek, kiedy słońce zaczęło wdzierać się do pokoju, rażąc po oczach rudowłosą kobietę. I choć z początku zdawało się jej to nie przeszkadzać, już po chwili zaczęła się ona wiercić, w ostateczności rozbudzając się na tyle, by uchylić swoje powieki. Pierwszym, co zarejestrowała był fakt, że w pokoju znajdowała się zupełnie sama, a w powietrzu zaczął unosić się cudowny zapach, dobiegający z kuchni. Zaciekawiona, a zarazem głodna, ruszyła na dół, gdzie zauważyła Jamesa, stojącego przy kuchence, który najwyraźniej starał się coś przyrządzić. Mężczyzna wciąż był ubrany w piżamę, na co Lily uśmiechnęła się szeroko i podeszła do niego cicho, przytulając go od tyłu.

- Dzień dobry, kochanie - przywitała się, mocniej się w niego wtulając. - Co gotujesz?

- No cóż, z początku miało to być śniadanie niespodzianka, ale ktoś postanowił wcześnie wstać, więc teraz jest to już jedynie zwykła jajecznica - mruknął, a następnie cmoknął ją w czoło. - Jak się spało?

- Dopóki sobie nie poszedłeś to świetnie - odparła, wyciągając dwa talerze i sztućce. - Odzwyczaiłam się już od spania bez ciebie. 

James zaśmiał się, spoglądając z uśmiechem na swoją dziewczynę, która, choć wciąż była ubrana w swoją koszulę nocną, a jej rude włosy sterczały na wszystkie strony, wydawała mu się w tej chwili najpiękniejsza. 

- Jesteś tą samą Lily Evans, która jeszcze trzy miesiące temu mówiła, że jesteśmy razem zbyt krótko, by wspólnie mieszkać? - zaśmiał się, obserwując jej reakcję.

- Te wygodne łóżko mnie przekonało - mruknęła, rumieniąc się przy tym znacznie, a okularnik od razu zdał sobie sprawę, że jej zdanie miało też drugie dno.

- Merlinie, Lily! - zawołał James, siadając do stołu. - Syriusz i jego durne żarty naprawdę cię popsuły! 

- Narzekasz? - spytała prowokująco, zakładając ręce na piersi. 

- Nie śmiałbym - odpowiedział zgodnie z prawdą, całując ją szybko. - Nie po to starałem się o ciebie od piątej klasy. 

Rudowłosa uśmiechnęła się promiennie na jego słowa. Czasami dalej nie potrafiła uwierzyć, jak dużo zmieniło się w jej życiu w zaledwie rok. Jak to się stało, że chłopak, który tak niemiłosiernie ją denerwował, który nie raz doprowadzał ją do łez swoimi mało przemyślanymi słowami, którego nienawidziła całym sercem, zdołał namieszać jej w głowie do tego stopnia, że zdecydowała się z nim zamieszkać zaledwie miesiąc po skończeniu Hogwartu? Ale wtedy, kiedy zaczynała się nad tym zastanawiać, zawsze przypominała sobie te wszystkie chwile. James, pocieszający ją, kiedy martwiła się o tatę. Wspólna nauka i patrole, podczas których rozmawiali o wszystkim, i o niczym, a tematy nigdy im się nie kończyły. Gorąca czekolada, pita w kuchni, która stała się ich rytuałem. Bal, na którym traktował ją jak księżniczkę. Lily miała wrażenie, że znów czuje te motylki w brzuchu, jak za pierwszym razem, kiedy jeszcze wstydziła się przyznać sama przed sobą, że czuje coś do ciemnowłosego chłopaka. Przypominała sobie spojrzenia, którymi ją obdarzał. Te wszystkie razy, w których ją przytulał, a ona czuła się w jego ramionach bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Widziała przed oczami każdą ich sprzeczkę, które teraz były jedynie okazją do śmiechu. Przypominała sobie, jakim był dla niej wsparciem, kiedy tak stresowała się OWTM'ami, że prawie zemdlała. Jak pierwszy raz wyznał jej miłość, tak na poważnie. Ich pierwszy pocałunek. Pierwsze niewinne zbliżenia. Jego dłonie na jej ciele. Widziała jego twarz za każdym razem, jak zamykała oczy. I wtedy zdawała sobie sprawę, że po prostu nie mogło być inaczej. Że to jest najprawdziwsza miłość, a James jest jej po prostu pisany, co potwierdzał nawet fakt, że ich patronusy były dopasowane. 

Miłość aż po grób · JillyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz