Kawa.Jedyne czego dziś potrzebowałam do szczęścia, albo jakiegokolwiek sensownego funkcjonowania, oczywiście była niedostępna. Moja wspaniała współlokatorka stwierdziła że wypicie mojej kawy, w mój najmniej ulubiony dzień, poniedziałek, będzie cudnym pomysłem. Najlepsze jest to że nienawidziła sypanej i zawsze wykrzywiała się na jej widok.
Ale, kiedy skończy się jej ukochana rozpuszczalna i po prostu nie jest w stanie ruszyć dupy do sklepu, który znajduje się całe pięć minut od naszego mieszkania, nagle jej nienawiść rozpuszcza się - jak jej kawa - w powietrzu, i jest pierwsza w kolejce do sypanej.
A więc wyobraźcie sobie moją złość dzisiaj rano, kiedy niewyspana, już w złym humorze, wpadłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie tego wspaniałego napoju, i zobaczyłam Melissę siorbiącą moją kawę.
-W tym domu obowiązuje zasada "Co twoje, to moje", więc jdy do bisu, jakoś przedtem nigdy ci to nie przeszkadzało - Upierała się Ukrainka. To nie tak że nie miała racji, ALE, w kwestii kawy byłyśmy umówione że po prostu nie dotykamy. I tyle, takie proste.
-Pieprzona komunistka. - Warknęłam, już czując że ten dzień nie może się udać.
Tylko uśmiechnęła się, przysuwając kubek do jej warg i wypijając całą zawartość na raz. Wiedziała jaką otrzyma reakcje ode mnie, i nie mogła ukryć rozbawienia kiedy ogłosiłam jej, że ma dwie sekundy na zniknięcie z mojego pola widzenia. Jednak, dla własnego zdrowia, uciekła do swojej sypialni, zamykając drzwi na klucz.
Jeszcze chwile stałam, wyzywając ją pod nosem w każdym języku jaki znam, po czym skierowałam się leniwie do łazienki.
Szybko umyłam oraz wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż, mocniej niż zwykle akcentując moje usta matową, ciemnoczerwoną szminką. Ubrałam krótką, ale odpowiednią do mojej pracy, jeansową spódniczkę, biały sweterek Polo Ralph Lauren, kupiony mi przez Ansela chyba dwa lata temu, i biżuterię, jakieś pierścionki i naszyjnik nic specjalnego. Do tego rajstopy w kolorze skóry i czarne szpilki.
Wychodząc z łazienki zawołałam moją przyjaciółkę że jestem gotowa, i że jeżeli da mi dzisiaj prowadzić, to może, ale nic nie obiecuję, nie zabije jej.
Chwile później Melissa, w pudrowo różowym sweterku i białych spodniach, stała przede mną, nie do końca pewna czy może ufać moim słowom.
-Mogę chociaż kontrolować muzykę dziś? - Zapytała niewinnie, wpatrując swoje brązowe oczy prosto w moje, pewnie myśląc, że szczęśliwie mnie to zahipnotyzuje, albo po prostu na tyle się zakłopotam, że się zgodzę dla własnego spokoju.
-Nic z tych rzeczy, kochana, dziś słuchamy Lany. - Odpowiedziałam, utrzymując kontakt wzrokowy, jednocześnie zakładając kurtkę.
-Dobra szmato, ale przypominam ci że możesz za darmo zrobić sobie kawę w automacie za pół godziny, więc nie rozumiem czemu mam być aż tak karana - Odparła.
-Słuchanie Lany, wielka mi kara - Przewróciłam oczami, nie mając siły czy humoru żeby zacząć następną kłótnie dzisiaj, mimo, że bardzo chciałam.
~~*~~
Mój jak na razie spokojnie przebiegający dzień zakłócił pewien wysoki brunet. Jak zwykle, w pokoju nauczycielskim, oraz jak zwykle, podczas okienka między lekcjami. Każdego innego dnia nie przeszkadzałby mi, no, oprócz tego, że stresowałabym się jak gówniara w jego obecności i pewnie nie umiałabym skupić się na czymkolwiek innym, ale to nie ważne. Niestety dzisiaj nie jest każdy inny dzień, i z moim nastrojem na prawdę nie miałam ochoty bawić się w kotka i myszkę. Na szczęście, a w sumie na jego szczęście, nie moje, nie byliśmy sami. Droga Bahar także miała teraz przerwę. Po przywitaniu się chyba oboje wyczuli mój paskudny nastrój i zamiast rozmowy ze mną zajęli się sami sobą. Zamiast poprawić, albo właściwie nie pogorszyć mi humoru, zdenerwowało mnie to coraz bardziej.
CZYTASZ
Kolega z Pracy
RomanceRiley Miller. Wysoki i przystojny fizyk po czterdziestce w szkole podstawowej w małej miejscowości Charlbury w Anglii. Vanessa Riddle. Młoda i ambitna nauczycielka j. Angielskiego, poliglotka zakochana w romansach i fantasy, marząca o wielkiej miło...