Content warning: autobusiarstwo, długie
- Poczekaj, jestem na forach. - powiedział Maro do telefonu, zanim wdepnął do toalety na stacji benzynowej. Gość po drugiej stronie linii wymemłał jakieś przyzwolenie i się rozłączył. - Urwanie dupy w tej robocie.
Los oszczędził mu kolejki, choć wyrażenie oszczędzona kolejka było niedopowiedzeniem - w wucecie nie było żywej duszy. Napawając się tą pustką, stanął przed klozetem, jednak wtedy zdarzyła się rzecz niespodziewana. Z muszli wyrósł czerwony kwiat. Autobusiarz nie był wybitnie otrzaskany w botanicznych tematach, ale wiedział, że ten rodzaj badyla wabi się róża. Nie musiał zresztą długo czekać na potwierdzenie swoich założeń.
- Jam jest Róża, co z Klozetu się Wynurza. - powiedział kwiatek głosem zmysłowej mamuśki. - Gratulacje użytkowniku. Zostałeś wybrany...
- Sranie w banie. - urwał Maro i chwycił za łodygę, chcąc wyrwać różę z kibla. Co prawda na sam widok tej abominacji mu się odechciało, ale personel stacji będzie wdzięczny, jeśli przy okazji wyplewi im bajdurzącego chwasta z klozetu. Niech straci i zachowa się jak przyzwoity człowiek raz na sto lat.
Niestety dobry uczynek nie poszedł zgodnie z planem. Woda zaczęła spuszczać się sama, na dnie muszli otworzył się wir o mocy dwudziestu siedmiu mężów i róża wraz z kierowcą zostali wciągnięci do sracza.
Świat po drugiej stronie nie był tym, czego Maro się spodziewał. Leżąc na plecach jak długi, słyszał stukot dzięcioła na drewnie i czuł zapach świeżej żywicy. Otworzywszy oczy, ujrzał polanę pośrodku iglastego boru. Znajdował się w kręgu innych facetów w średnim wieku - także kierowców, co ocenił po układzie zmarszczek na ich obliczach. Tak zwane fotostarzenie skóry nie oszczędzało ich rasy. Naprzeciwko nich stała niewiasta o aparycji nowoczesnej wiedźmy, z krótkim rudym włosem, w okularach przeciwsłonecznych, crop topie i spodniach do jogi. Po lewej miała trzy chaty z drzwiami zasłoniętymi prześcieradłem, po prawej dwa kolejne oraz autobus ogrodzony żółto-czarną taśmą ostrzegawczą.
To było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Maro w natchnieniu podziwiał opływowy kształt pojazdu, jego czyste szyby, eleganckie zasłony, dwa paski - granatowy i czerwony, na słonecznie żółtym tle. Zaryzykowałby stwierdzenie, że nigdy wcześniej nie widział równie przystojnej maszyny. Niestety, szybko zdał sobie sprawę, że nie jest jej wyłącznym adoratorem. Inni zebrani także ślinili się na sam widok.
- Zasady są proste. - oznajmiła wiedźma. - Kto zje całe drzwi, dostanie ten autobus na własność.
- Hej, nie pisałem się na to! - oburzył się fagas z wielokątną twarzą.
- To jest konkurs, na który nikt z was się nie pisał, ale każdy potrzebował. - wyjaśniła tonem, który przekonywał najbardziej opornych. - Reszty dowiecie się w swoim czasie. - wyciągnęła rękę do roszczeniowego wielokąta. - Zapraszam, pójdziesz na pierwszy ogień. Jak się nazywasz?
- Tomasz.
- To prawie jesteś moim imiennikiem, albowiem noszę imię Tomas Paweł. Wybierz dom, Tomku.
Tomasz podrapał się po brodzie i wskazał skrajnie na lewo.
- Znakomicie. - kobieta podeszła do nieszczęsnej chaty i wydarła prześcieradło z futryny, odsłaniając drzwi lśniące czerwoną chińską tandetą. - To oznacza, że skosztujesz dziś plastiku.
Pozostali autobusiarze patrzyli, jak wielokątny Tomek wyciąga z kieszeni sztućce, które wzięły się tam cholera wie skąd.
- Spoko. - powiedział niepewnie, ale jedno spojrzenie na żółtą maszynę dodało mu otuchy. - Dla takiej sztuki plastikowego diabła bym wpierdolił.
CZYTASZ
One Szczoty I Coldposty
Short StoryPiszę shoty paskudy bo poważna literatura kosztuje mnie za dużo oczopląsu raz na sto lat. Dla czytelników nieszanujących estetycznej wrażliwości. Wszystko płynie nie mówcie że nie ostrzegałam. Okładka miała być placeholderem ale chyba jej nie zmieni...