Pomidorowa Czas

9 1 19
                                    

- To pomidorowa. - stwierdził Szuzek, mieszając łyżką w czerwonej wodzie.

- Nie da się zaprzeczyć. - zgodził się Marian. Dosypał do talerza trochę surowego ryżu.

- Czy ja wiem? - poddał w wątpliwość JP.

W sumie to skąd miałby wiedzieć. Na koniec dnia był tylko kredką ołówkową.

- Nie no, na pewno. - potwierdził Czarek.

- Myślę, że to trochę dziwne. - odważył się rzec ksiądz Pupciński.

Szuzek rozejrzał się po otoczeniu. Betonowe więzienie, okruszki tynku w płucach, dębowy stół i zupa być może niezaprzeczalnie pomidorowa. Dzień jak co dzień w życiu zbędnego produktu imaginacji.

Rezydował tu od sześciu lat, przez które wyszedł na przepustkę tylko dwa razy. Raz by nabić sobie paskudną drzazgę w procederze dostarczania pizzy, raz by zapalić papierosa i przejechać się autobusem. Razem z Matkiem Plastikowem byli pionierami w tym temacie, niestety zeszłej zimy zastąpił ich lepszy model. Przynajmniej Matek się nie nudził. Niedawno został bukmacherem w dziwnym świecie pełnym graniastych łbów. A może jeszcze nie został? Sprawa była w toku od dawien dawna.

- Widzę, że dalej cię to gryzie. - zauważył Pupciński, celując w niego łyżką.

- Co ojciec chce ode mnie usłyszeć? Mogłem zostać faworytem czytelników obok Ducha z Sundarbanów, ale... Ale przegrałem z jebaną kukłą.

- Nie maltretuj się tym, moje dziecko. Szczota został ikoną, to prawda, ale jakim kosztem? Poza tym, spędził tutaj więcej czasu, niż którykolwiek z nas.

- Trzynaście lat, jak dobrze liczę. - wtrącił się JP. Odkąd Szczota wyszedł, dzielił miano seniora z Johnem Srocketem i Małą Laylą. Ten pierwszy poszedł na spacer wczesnym rankiem i nie wrócił na obiad.

- I wszyscy widzieliśmy, co te trzynaście lat w zapomnieniu z nim zrobiło. Wymienił Poloneza i Granie na papierosy i imprezy.

- W ogóle to słyszeliście, kto szykuje się do wyjścia? - zaaferował się Maniek, rozsypując te cholerne białe przecinki w poprzek stołu.

- No. Mój stary. - potwierdził Szuzek, gasząc jego entuzjazm. - I jego koledzy z osiedla. Nie wróżę im niczego dobrego. Wrócą tu pod koniec lata.

- Pamiętam ich. - powiedział tęskie Pupciński. - Zostaliśmy napisani do tej samej historii. Ja niestety nie pojawiłem się na ani jednej stronie, a trzeba zaznaczyć, że zostałem stworzony do wielkich rzeczy!

Przez wielkie rzeczy miał na myśli upicie się winem mszalnym razem z comic reliefem w planowanej czwartej części sagi, podczas gdy część druga była w produkcji. I z tej produkcji nigdy nie wyszła.

- El, Max, Zach, Ernest... Kochane z nich łobuzy. Ja tam im życzę wszystkiego, co najlepsze.

- A podobno Ernest poszedł na odzysk i się rozdwoił. - przypomniał sobie Czarek.

- Może, ale ten cały Winek to już nie nasz. - zaoponował Szuzek. Miał wstręt do wszystkiego i wszystkich spoza jego własnej ery. - Jest kreaturą lat dwudziestych. Ernest należał do klubu lat dziesiątych.

Nastała chwila ciszy, mąconej tylko przełykaniem kolejnych łyżek pomidorowej.

- A może ty jesteś zazdrosny? - zaproponował Marian. - Nie tylko o Winka, ale o nich wszystkich. Wiesz, tych współczesnych.

Szuzek skrzyżował ręce i się żachnął, aczkolwiek było to żachnięcie podbite głeboką urazą.

- A czego niby miałbym im zazdrościć? Czasu, jaki im poświęcono? - zwiesił głowę nad talerzem, by inni nie ujrzeli, że jest na granicy łez. - Rozwoju postaci? Mają osobowość, przeszłość i trochę głębi. Ja mam tylko skórę w kratkę.

- Ja tylko święcenia kapłańskie. - dodał Pupciński, doznając niemiłego olśnienia.

- A ja tożsamość skradzioną od wokalisty jakiegoś mało znanego zespołu z 2009. - pożalił się JP.

- Oni żyją w światach zbudowanych na naszych fundamentach. - Marian uderzył w stół, ale nożyce się nie odezwały. - Biłem Graniastych na słoną miazgę na długo przed powstaniem Koronki, co dopiero Klubu Bójek.

- Mało tego, nauczyli się żyć na naszych błędach! - dołożył Czarek, wspominając swoją przeprawę przez piekło o głupi śmietnik. Zawsze zazdrościł reszcie gry o wyższe stawki.

Nastała kolejna chwila ciszy, tym razem przesyconej świadomością, że bycie stworzonym przez jedenastolatkę w połowie lat dziesiątych ssie.

- Jesteśmy beznadziejnymi przypadkami. - zawodził ksiądz. Smutek w jego głosie łamał serca nawet takim bestiom jak Marian. - Nie do uratowania. Zostaniemy tu już na zawsze.

JP zaczął płakać. Nigdy się nie dowiedział, jak to jest być ważnym. W swojej historii grał nędzną rolę kolegi love interesta, nie wspominając, że był tylko cholerną kredką ołówkową.

Szuzek też doprawił swoją pomidorową łzami. Nieważne, jak losowym produktem wyobraźni by nie był, znał swoją wartość. Znał wartość wszystkich tu obecnych i był przekonany, że nie godzi się zostawiać ich tu na zawsze.

- Mam pomysł. - zarzucił, ocierając policzki. - Wyrwijmy się na wolność.

Wszystkie oczy skupiły się na nim. Wszystkie łyżki brzęknęły, upuszczane na kruchą betonową podłogę.

- Odnajdźmy swoich ludzi i nadpiszmy nasze losy. Udowodnimy, że nasz potencjał został zmarnowany. - kontynuował. - I może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś zostawimy to podłe miejsce za sobą.

- I nigdy tu nie wrócimy. - powiedział Czarek, widząc światełko w tunelu.

- Będziemy żyć w umysłach i sercach po wsze czasy. - Szuzek wstał, wyprostowany i pełen zapału. - Jesteście ze mną?

- Jesteśmy! - odparł Pupciński.

- Jesteśmy! - zgodził się JP.

- Jesteśmy! - potwierdził Marian.

- Jesteśmy! - przytaknął Czarek.

Ok już nie cd może n

One Szczoty I ColdpostyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz