- Nie wiem, czy to da radę. - przyznał Milo, przyglądając się paskowi taśmy do montażu, rozciągniętemu w poprzek futryny drzwi wejściowych.
Jake Szczota stanął obok, rzucił okiem na prowizoryczny szlaban i rozpoczął skomplikowany proces myślowy.
- A skąd. - zdecydował po chwili intensywnych rozważań. Nie omieszkał zwrócić uwagi na szczerbę w drzwiach. Wcale by się nie zdziwił, gdyby się okazało, że nadal mają w płucach po parę drzazg z tamtej pamiętnej nocy. - Serio nie wiesz, gdzie zachachmenciłeś te klucze?
- Za chuja Wacława. - odparł zrezygnowany byczek i aż go zgięło w przypływie frustracji. - I wcale mnie to nie bawi, Jake. Ani trochę.
- Na pewno się znajdą, kiedy nie będziesz ich potrzebował. - Szczota wzruszył ramionami i wrócił za stół, by rozpołowić zgrzewkę piwa.
Tamten spojrzał na kolegę, jakby właśnie oberwał od niego z liścia.
- Wyobrażasz sobie nie potrzebować kluczy do domu?
Jake zachował pokerowy wyraz twarzy, kiedy z namaszczeniem układał flaszki na stole.
- Miałem na myśli: kiedy przeminie groźba, że jakiś kloszard się tu wedrze i zachlasta nas we śnie. - dało się słyszeć pukanie do drzwi. - Kuźwa mać, chyba właśnie jednego przyzwałem.
Milo schylił się, by wyjrzeć przez szczerbę w drzwiach, jako że nie były one zaopatrzone w judasza. Powstał i wypalił sobie soczysty cios w czoło, aż plaśnięcie poniosło się echem.
- Ja pierdolę, zapomnieliśmy o Dariuszu. I co teraz zrobimy?
Nie miał pod ręką zapasowej rolki taśmy, a za tę i tak zapłacił słono. Szlaban, jaki by nie był, zasługiwał na szansę i nie godziło się go demontować z byle powodu, na przykład dla Dariusza. W tej postaci tworzył dosłowny problem nie do przejścia.
- Każ mu wejść przez okno. - podsunął Szczota, jakby sam robił to co wieczór.
- Otwórz mu któreś. - zgodził się byczek bez namysłu.
Jake wykonał polecenie i otworzył okno w kuchni na oścież.
- Te, dzisiaj wchodzimy awaryjnym! - krzyknął w kierunku gościa, gestem zapraszając go do środka.
Tamten szybko zrozumiał, co jest grane i pospiesznie wsypał się do rudery przez ościeżnicę. Miał przy sobie pękatą foliową reklamówkę.
- Co tam niesiesz? - zapytał Szczota, nie uraczywszy kolegi powitaniem.
- Zakąskę. - Daro wyciągnął z siatki dwie paczki chipsów i Grappę Party. - Gdzie mam to dać?
- Zajmę się.
Nie czekając na niczyje przyzwolenie, Jake wyciągnął z kredensu największy garnek, jaki widział. Odebrał Dariuszowi wikt, otworzył obie paczki chipsów i wsypał do naczynia. Doskonale wiedział, że Milo nie posiada żadnych misek, od kiedy ugościł grupę maczet.
- Seksi. - ocenił, patrząc na zupę z oleju palmowego z dodatkiem ziemniaków. - Idziemy.
Przeszli do tak zwanego salonu. Gospodarz nadal wisiał nad ościeżnicą, jakby mógł siłą woli wymusić na pasku taśmy niezniszczalność. Łypnął na nowo przybyłego przez ramię, ale odezwał się do Szczoty.
- To ten stary, ćpun czy... Czy ten trzeci?
- Ten trzeci. - odparł Jake, jakby rozmawiał o typie mąki, zamiast o koledze z wieczornego autobusu. - Masz szczęście, że nie przyprowadziłem starego. Po paru głębszych wyłazi z niego milicjant.
CZYTASZ
One Szczoty I Coldposty
Historia CortaPiszę shoty paskudy bo poważna literatura kosztuje mnie za dużo oczopląsu raz na sto lat. Dla czytelników nieszanujących estetycznej wrażliwości. Wszystko płynie nie mówcie że nie ostrzegałam. Okładka miała być placeholderem ale chyba jej nie zmieni...