2. Stary dobry przyjaciel

87 8 0
                                    

- Ach! To moja córka! - wykrzyknął mężczyzna, z wyczuwalnym francuskim akcentem, wskazując chudym palcem na dziewczynę, schodzącą po stopniach nieco szybkim tempem.

- Piękna, czyż nie? - szepnął na ucho wysokiemu młodzieńcu, który stał bezczynnie między gospodarzem posiadłości a drugim, już od trzech lat zadomowionym gościem, który niezbyt ufnie spoglądał na chłopaka. - Nie mówiąc, już nawet o olśniewającej pannie Mikaelson! - mówiąc to, skinął łagodnie głowę w kierunku blondynki, której jak na zawołanie kąciki ust wygięły się w sztuczny uśmiech.

- Twój brat jest na górze, Norko? - spytała ją z kpiną w głosie jasnowłosa. Dziewczynę irytowało, kiedy ona używała tego zdrobnienia.

- Tak. - mruknęła antypatycznie do niej, nie okazując jej nadmiernej sympatii. Tak w istocie nie wiedziała, czy przebywa tam, bądź gdzieś indziej.

Brata bliźniaka Éléonore, Natanaëla często nie było w rezydencji Laurence'ów. Nikt nie miał pojęcie, dokąd się panoszył, gdyż nie chciał o tym rozmawiać. Nawet z ojcem. Cudem było kiedy Éléonore widziała go raz na jakiś czas w domu. Dom dla niego figurował dosłownie noclegiem.

- Miło mi poznać, jeste... - podszedł do niej ciemnowłosy, wyciągając pomału rękę, aby ująć i ucałować wierzch jej. Jednak nie było mu to dane, gdyż dziewczyna, zerknęła raz na jego twarz, raz na dłoń z drwiną i zgrabnie omijając go, ruszyła przed siebie.

Blondyna zaśmiała się z jej reakcji pod nosem.

- Gdzieś się wybierasz, moja droga? - zapytał jej ojciec, obserwując jej każdy ruch z uniesioną jedną brwią do góry i układając dłonie po obu stronach swoich bioder.

- Przejść się. - odparła beznamiętnie. - Niedługo wrócę! - dodała przy wyjściu, na sekundę obracając głowę w stronę salonu. Otwarła mocarne drzwi i wychodząc na zewnątrz, zatrzasnęła je mocno z głośnym hukiem.

Przebyła szybkim krokiem przez cały ogród, który prezentował się Idealnie od wielu pokoleń, szczególnie wiosenną porą. Wyciągnęła miniaturowy złoty kluczyk z kieszeni jej zwiewnej sukienki i otworzyła kłódkę w mosiężnej bramie, zamykając ją za sobą.

Kroczyła w żółwim tempie chodnikiem, po którym krzątała się duża ilość francuskich obywateli, ale również turystów, czy imigrantów.

Kierowała się do ciemnej uliczki, omijając trzy stare budynki mieszkalne i dwa sklepy spożywcze, zamknięte rzecz jasna, ponieważ już dawno nie były zdolne do użytku. Wtem ku jej oczom ukazały się mroczne, a zarazem wąskie schodki w dół.

Trzymając ruszającej się, zatem nie do końca stabilnej poręczy, zeszła spokojnym krokiem w kierunku ledwo palących się lamp na dole.

Znalazła się pod długim kamiennym podziemnym przejściem

Naprzeciwko jej eleganckich (i za pewnie drogich) trzewików znajdowało się głębokie wypuklenie, w którym płynęła woda z rzeki. Odbijała się od ścian skalnego łuku, przez co jej pluskanie dotarło do uszu dziewczyny. Szatynka podążyła w prawo długim betonowym przejściem, oglądając się od czasu do czasu wokół siebie.

Ręce jej się zatrzęsły niemiłosiernie, a po jej kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. Nałożyła na swoje barki spadające z jej ramion futro, które w locie zabrała z mieszkania. Mimo wszystko oddech miała spokojny, a jej tęskny wzrok, bez żadnej paniki wypatrywał czegoś.

Albo raczej kogoś.

Uśmiechnęła się promiennie, gdy zauważyła umięśnioną sylwetkę mężczyzny, która była oparta o wilgotny mur, co jakiś czas zaciągając się fajką. Gdy podeszła bliżej jego oświetlona delikatnie twarz, jak i budowa ciała zrobiła się bardziej wyraźna. Trzy pierwsze guziki od jego białej koszuli były rozpięte. A sama koszula idealnie opinała jego delikatne mięśnie na rękach, przy tym fenomenalnie komponowała się z czarną jak noc kamizelką biznesową, która w kieszeni miała wystający srebrny łańcuszek.

Mimo swojego całkiem młodego wieku lekki zarost rósł na bladej twarzy, a jego czarne jak smoła włosy zostały starannie ułożone.

No nie El, nie jesteś za młoda na takie znajomości?

- Potrzebuje czegoś od ciebie - zagadała pierwsza odważnym tonem, gdy znalazła się metr przed około dwudziestoletnim mężczyzną.

- Ja też się cieszę, że cię widzę, Éléonore. - odezwał się zachrypniętym głosem, w którym wcale nie było wyczuć jego radości.

- Chce wiedzieć, co, albo kto jest przyczyną ataków na ludzi. - powiedziała stanowczo, prosto z mostu. Widząc, że chce coś odpowiedzieć, wyjaśniła szybko: - Nie wierzę w bajeczki, że to był niedźwiedź.- na jej słowa uśmiechnął się wręcz niezauważalnie.

- Nic się nie zmieniło. Nie pierdolisz się w tańcu. Jak zawsze - zaśmiał się gardłowo. - Skąd ta pewność? - popatrzył na nią z wymalowaną na twarzy kpiną.

-Intuicja. - rzuciła bezemocjonalnie, przechylając głowę w lewą stronę , przy okazji zabierając mu papierosa z ręki.

-Nie. -zaśmiał się nieprzyjemnie. - Skąd pewność, że wykonam twoją prośbę? - burknął sucho, patrząc jej prosto w oczy i unosząc teatralnie brwi do góry.

- Czyli mam przez rozumieć, że jesteś za słaby, żeby to zrobić... - uśmiechnęła się prowokująco, unosząc tylko lewy kącik ust w górę i zakładając ręce na piersiach. - ...Dla mnie?

Cisza.

- No cóż... - Éléonore wygięła dziwnie usta i wciągając dym papierosowy do swoich płuc. Pomału oddaliła się od mężczyzny, aby wrócić do ojca i ich gości, na których widok nie zamierzała się cieszyć.

Jej kolega, widząc, że dziewczyna próbuje go opuścić, ciężko westchnął.

- Mam za to coś w zamian? - spytał, przecierając zmęczoną dłonią czoło. - Jeżeli nie, nie mamy o czym rozmawiać.

Dziewczyna odwracając się do niego, wyszerzyła zęby w zwycięskim uśmiechu.

- I to rozumiem. - zaśmiała się. - Oczywiście, że tak.

Uniósł brwi w formie pytania.

- Moją nieskończoną przyjaźń i miłość, Matthias. - dodała kąśliwie.

- Kuszące. - wzniósł prawy kącik ust do góry. Podobało mu się w jaki sposób wymówiła jego imię. - Ale nie. - powiedział srogo, przybierając poważną minę.

Westchnęła głośno, wypuszczając po raz kolejny dym tytoniowy z ust.

Musiała skorzystać z ostatecznych środków.

Wsunęła swoją dłoń do prawej miseczki stanika, wyciągając z niej grubą garść pieniędzy (zabrała je wcześniej i potajemnie ojcu z ukrytej szuflady w jego gabinecie, o której tylko "nikt" nie wiedział). Włożyła naburmuszona grubą gotówkę w silną dłoń bruneta. Na co ten wyszczerzył się zadowolony, prezentując swoje białe zęby z srebrnym przyklejonym kryształkiem na kle.

- I to rozumiem. - powtórzył jej poprzednie słowa z ironią, przeglądając każdy banknot po banknocie uważnie.

- Wystarczy ci tyle?

- Starczy. Przekaże je Pascalowi. - burknął ucieszony, tym razem patrząc na jej twarz i na jej reakcję na wspomnienie o jego zastępcy.

- Nie...- jęknęła przeciągliwie. - Dobrze zdajesz sobie sprawę, że za nim nie przepadam. - warknęła ostro na niego, jednak szefowi gangu wyraźnie nie spodobało się brzmienie jej głosu.

Agresywnie złapał ją mocno za szyje i przycisnął do najbliższej ściany. Spojrzała na niego wystraszona, wciągając gwałtownie powietrze przez usta.

- Nie tym tonem. - wycedził ostro przez zęby. - Przekaż lepiej wiadomość twojemu braciszkowi, aby jak najszybciej spłacił to co ma do spłacenia. - syknął na nią, przybliżając swoją twarz do jej, która zamiast strachu wyrażała zaskoczenie.

Zaśmiał się nieprzyjemnie, po czym puścił ją i zanim mogła cokolwiek powiedzieć, on szybkim krokiem pogrążył się w ciemnościach miasta.

France Of Darkness • Stefan SalvatoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz