- Nie za długo u nas gości? - powiedziała z jadem dziewczyna, obserwując zza okna blondynkę, która opalała się wygodnie na leżaku w ogrodzie państwa Laurence.
- Zostanie tyle, ile potrzebuje, panienko Éléonore. - odpowiedziała nieśmiało jej opiekunka, która stała za szatynką i kończyła pleść wstążkę w jej włosy. - Twój ojciec jest zobowiązany, aby wyrównać rachunki. C'est tout ce que je sais.
- Jakie znowu długi? - prychnęła zirytowana, krzyżując niezadowolona ręce na piersi. - Wszak dysponujemy dużą ilością funduszy. Niech je zabierze i czmycha.
- Oh, panienko! Gdyby tu krążyło wokół pieniądzy! - zawołała przygnębiona staruszka i zaraz po tym błyskawicznie opuściła pokój dziewczyny.
Komnata Éléonore była w odcieniach srebra i błękitu z wielkim, lazurowym łożem z baldachimem na środku. Po prawej strony stała ogromna szafa ze srebrzystymi upiększeniami, a koło niej niewielka toaletka. Za to po lewej ścianie ustawiona została jasnoniebieska komoda z najrozmaitszymi książkami.
Żyła tu jak w pałacu.
Dziewczynie nie śniło tutaj pozostać, dlatego zdecydowała pójść do ojca, który całymi dniami przesiadywał w swoim gabinecie.
Jedną z reguł rezydencji jest to, iż za każdym razem należy pukać w drzwi, nim przekroczy się próg dowolnego pomieszczenia. A w szczególności biura gubernatora Vincenta Laurence'a.
Na pozór nic wielkiego, wszakże dziewczynie działały na nerwy wszelkie zasady w ich posiadłości. Zatem nie do wszystkich się stosowała, co czasem jej ojciec z lekka przymykał na to oko.
Mimo to postrzegał, to za brak szacunku i zero etykiety.
- Bonjour, mon enfant chéri. - powitał ją radośnie z życzliwym uśmiechem mężczyzna, gdy dostrzegł swoją córkę w wejście.
Gabinet charakteryzował się purpurowy nastrój, a umeblowanie zrobione zostało z ciemnego dębu. Po obu stronach dosyć przestronnego pokoju stały wielkie komody z kolosalną liczbą ksiąg.
- Witaj, ojcze... - powiedziała niepewnie, badając wzrokiem, jak mężczyzna składak podpis na dokumentach na swoim biurku. - Na jak długo będzie się u nas gościła, panna Mikaelson? - próbowała zebrać się na przyjemny i niepodejrzany ton głosu, starając się również przy tym okazać szacunek do ich gościa. Aczkolwiek czuć było od niej odrazę do tego nazwiska.
- Ne soyez pas grossier, Éléonore. Mam olbrzymi dług u ich rodziny. - objaśnił spokojnie, wpatrując się w ważne papiery. - Czy jest jakiś problem z obcą mową? Nie ma sprawy, moja droga. Zatrudnię najlepszych profesorów!
Nic nowego się nie dowiedziała.
Jej wzrok z twarzy ojca powędrował na jego biurko, a dokładniej na codzienną gazetę paryską „Tous les jours". Niby normalna, nudna, lecz dziewczynę przyciągnął uwagę nagłówek aktualnego wydania: „Nowe ataki zwierząt na ludzi w Paryżu".
- Mogę to wziąć? - spytała donośnie, wskazując palcem na pismo.
Pan Laurence nawet nie zerkając na córkę, skinął potwierdzająco głową.Szatynką zbliżyła się do biurka i zabierając w locie czasopismo, skierowała się do wyjścia, mówiąc na odchodne:
- Bonne journée!
W żwawym tempie wróciła do swojej komnaty, zamykając je na trzy spusty. Usadowiła się na parapecie w tym samym oknie, przed którym czesala ją niańka i poczęła czytać:
Tous les jours. Kryminalnie.
piątek, 13 maja 1912 rok
Nowe ataki zwierząt na ludzi w Paryżu.
Okaleczenia przez dzikie zwierzęta.
Dwóch mieszkańców, którzy zaginęli, zostało znalezionych martwych po tym, jak ich martwe ciała zostały znalezione porozrzucane na opuszczonej drodze.
Młoda para mężczyzn zidentyfikowana jako Jérôme Masson (34 lata) i William Prêtre (32 lata) z Paryża zostali znalezieni po tym, jak nie wrócili do domu z miejscowego baru w czwartek, 12 maja.
Lekarz sądowy stwierdził, że po przeprowadzeniu dalszych badań okazało się, że zostali brutalnie zaatakowani i zabici przez nieznane zwierzę.
Dwa ostatnie wypadki dołączają do rosnącej listy ataków sprzed ostatnich trzech lat.
Starsza aspirant z Paryża, Dolorès Fouché, wyraziła swoje zaniepokojenie atakami, o mało nie ogłaszając godziny policyjnej dla mieszkańców na obrzeżach Paryża.Przedstawiciel Departamentu Zasobów Naturalnych milczy w kwestii wyjścia na prostą i stwierdza dokładnie, jaki rodzaj zwierzęcia może powodować ataki.
„Być może to niedźwiedź brunatny lub wilk. Nie jesteśmy do końca pewni". Jedno ze źródeł podało, że mówi o tym, proszący o zachowanie anonimowości. Osoba, z którą rozmawiał reporter, nie miała uprawnień do składania oświadczeń dla prasy.
Francuska Policja twierdzi, że ataki są „mordercze i niepodobne do niczego, co ktokolwiek widział w Paryżu lub jej okolicach".
Powiedzieli dalej: „To prawdziwa tragedia i wszyscy zaangażowani z Departamentu Kryminalistyki Paryża i Francuskiej Jednostki Kryzysowej bardzo ciężko pracują, aby rozwiązać te straszne zabójstwa i położyć kres terroru".
Apelujemy ludność miasta o całkowitą pogodę ducha.
- Niedźwiedź albo wilk. - prychnęła z podirytowaniem. - Też mi coś. - położyła pismo na parapecie, po czym znów wyszła z pomieszczenia i krętymi schodami udała się na dół, do salonu.
Widok kolejnego gościa wprawił siedemnastolatkę w zakłopotanie.
CZYTASZ
France Of Darkness • Stefan Salvatore
Fanfiction„ - Don't underestimate the allure of darkness, Stefan. Even the purest hearts are drawn to it." SPOILER ALERT: Historia łączona będzie z „Hybrid recipe • Klaus Mikaelson". Z czasów przed wydarzeniach jak i w trakcie z serialu „The Vampires Diaries...