Doniczki z naszą przepustką do hajsu przetransportowaliśmy do domu dziadków Wiktora. Staruszkowie dawno nie żyli, dom stał pusty. Idealny do rozkręcenia biznesu.
Niektóre z krzaczków miały już szyszki, więc Jakowski od razu zebrał się do zbiorów.
— No dobra, towar mamy, ale co z klientelą? — Zapytałam. — Chyba nie będziesz chodził po liceum wymachując gramem na sprzedaż.
Wiktor popatrzył na mnie, przez chwilę się zastanawiał, aż w końcu chyba go olśniło.
— Będziemy dalej prowadzili naszą poradnię. Zamiast porad, będziemy dawali im lek. Chyba to będzie dużo lepsze od słów. — Powiedział z uśmiechem, który coraz bardziej mi się zaczynał podobać.
— Zyski po połowie?
— Po połowie — zgodził się.
— Dobra, ja już muszę wracać do domu. Na pewno są tu bezpieczne? — Wskazałam na krzaki, które stały na podłodze w salonie.
— Oczywiście. Czekaj, odwiozę cię. — Powiedział i oboje po chwili opuściliśmy dom.
***
Było już ciemno, kiedy wróciłam do mieszkania. W kuchni paliło się światło, więc postanowiłam tam zajrzeć. Pewnie mama jeszcze coś robiła.
— Hej, wróciłam. — Powiedziałam stając w progu.
Moją uwagę od razu przykuły papiery, nad którymi ślęczała kobieta. Rachunki.
— Witaj skarbie, jak się bawiłaś? — Zapytała, odrywając wzrok od kartek.
— W miarę dobrze. Co to? — Zapytałam,
pomimo tego iż doskonale wiedziałam co to za papiery.— Nic takiego. Nie zajmuj się tym. Zjesz coś?
— Nie dzięki. Pójdę już spać. — Powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju.
Dużo zawsze przed snem myślałam nad moją sytuacją rodzinną, głównie nad sposobami, które mogłyby ją polepszyć chociaż w malutkim stopniu. Teraz patrzę na to inaczej, zaczęłam widzieć już nie tylko nadzieję, a zyski które są na wyciągnięcie ręki.
Jednak czy to nie dziwne, że na opuszczonych działkach była ukryta hodowla marihuany? To nawet nie jest dziwne, my z Wiktorem mogliśmy okraść jakąś mafię.
Powaga całej tej sytuacji i to, że kochałam książki o mafiach, sprawiły że czar prysł. Już nie byłam taka zadowolona, ani trochę, byłam poważnie przerażona.
Sięgnęłam po telefon i od razu zadzwoniłam do Wiktora.
— Okradliśmy mafię — wypaliłam gdy tylko odebrał.
— Co? O czym ty.. Boże Klara ogarnij się.
— Wiktor pomysł chociaż raz logicznie. Czy to kuźwa dla ciebie nie dziwne, że starannie posadzone krzaczki zioła, były ulokowane na zapuszczonych ogródkach? Czy to według ciebie normalne? Nie wiem, dar od losu? My to ukradliśmy!
W odpowiedzi usłyszałam w słuchawce tylko krótkie jęczenie. Chłopak jak zwykle miał wywalone i mogłam się założyć, że nie zdawał sobie najmniejszej sprawy z powagi sytuacji.
— Kobieto nikt nas nie widział. Zachowujmy się normalnie, rozkręcimy biznesik. Będzie dobrze, jeszcze mi podziękujesz. — Mówił, ale jego słowa wcale mnie nie uspokoiły.
— A co jeżeli będą chcieli nas zabić? — Zapytałam bardzo poważnie, jednak ten parsknął cicho.
— Kto niby będzie chciał ciebie zabić? Kto? Twój mafiozo wymyślony? Klara, jak zapukają do drzwi gangsterzy, wtedy się będziemy martwić. Luźno. — Powiedział luzackim głosem.
CZYTASZ
Sex education| Kinny Zimmer
FanfictionKlara to uczennica jednego z warszawskich liceów. Gdy jej rodzice się rozwodzą, zaczyna brakować pieniędzy, które bez efektów próbuje zarobić w osiedlowym sklepie. Na jej drodze staje młody Wiktor, szkolny wyrzutek, który zainspirowany netflixowskim...