Rozdział Ⅰ

118 15 20
                                    

— No proszę, Hunk! Opowiedz mi tę historię jeszcze jeden raz, ostatni! — Lance błagał o to swojego najlepszego przyjaciela już dobre dziesięć minut.

— Przecież mówiłem Ci o niej zaledwie wczoraj! — oburzył się w odpowiedzi. Właśnie wyjmował blachę z piekarnika w kuchni alteańskiego statku. — Przeszkadzasz mi w sprawdzaniu nowego przepisu na ciastka czekoladowe, o ile to coś od Corana można nazwać czekoladą... — spojrzał krytycznie na jedną z kosmicznych przypraw stojącą na blacie.

— No przepraszam bardzo, ale miłość jest ważniejsza niż jakieś czekoladowe ciastka! — żachnął się szatyn.

— I tu się mylisz — odpowiedział triumfalnie Hunk. — Jedna tabliczka czekolady jest w stanie zastąpić organizmowi człowieka miłość.

— To dlatego kupowałeś jej kiedyś tak dużo? — zaśmiał się w odpowiedzi. — Brakowało ci romantycznych przygód? — Sugestywnie poruszył brwiami.

— Przymknij się Lance... — Nie wiedział, czym się odwdzięczyć przyjacielowi — widzę, że na pojedynek słowny z tobą nie wygram...

— W takim razie opowiesz mi? — zapytał pełen nadziei, posyłając Hunkowi błagalne spojrzenie.

— Doskonale wiesz, że to najpiękniejsza rzecz, o jakiej tylko mógłbym opowiadać, w dodatku byłbym to w stanie robić milion razy, ale nie traktuj tego ''milion'' aż tak dosłownie!

— Dobra, nie to nie! — Lance stracił już cierpliwość. — Jak to będzie, żyć ci ze świadomością, że zawiodłeś jako kumpel i zostawiłeś najlepszego przyjaciela w potrzebie?

— Nie stosuj wobec mnie szantażu emocjonalnego, gdy masz świadomość, jak mocno na mnie działa — prawie się rozpłakał. — No niech ci będzie... ale to naprawdę ostatni raz!

— Dziękuję ci! — mówiąc, rzucił się przyjacielowi w objęcia, a jego nastrój momentalnie się zmienił.

Hunk odszedł od piekarnika, zdejmując kuchenne rękawice i dał znać Lance'owi, żeby szedł za nim. Usiedli na kanapie w głównym pomieszczeniu z kanapą w Zamku Lwów. Było to bardzo dobre miejsce do planowania strategii, ale też i dłuższych poufnych rozmów i paladyni często wykorzystywali je właśnie w tym celu. Akurat reszty załogi nie było w pobliżu, więc mieli całkowitą ciszę, spokój oraz zapewnioną poufność.

— Więc chcesz usłyszeć po raz setny, jak doszło do odkrycia mojej bratniej duszy w Shay? — upewnił się żółty paladyn.

— Tak! — odpowiedział podekscytowany niebieski, jakby pierwszy raz miał usłyszeć tę historię, którą tak doskonale już znał.

— To Ci się nigdy nie znudzi, co? — westchnął tylko Hunk i zaczął odchrząkiwać, żeby przygotować się do dłuższej pracy głosem.

W istocie Lance zechciał po raz kolejny usłyszeć historię pięknej miłości swojego najlepszego przyjaciela. Uwielbiał słuchać o wątkach romantycznych, zwłaszcza jeżeli dotyczyły kogoś, kogo znał. Po ludzku cieszył się szczęściem swoich najbliższych. Jednak czy na tyle, żeby wysłuchiwać jednej opowiastki aż tyle razy? Oczywiście, że nie. Miał w tym swój ukryty cel. Właśnie dlatego był w stanie odtwarzać głos Hunka z jedną historią-melodią w zapętleniu, jak zaciętą płytę. Szukał odpowiedzi dla siebie.

Żył przecież w rzeczywistości, w której każdy człowiek, stwór czy inna istota miała swoją bratnią duszę. Kogoś, kto jest w stanie zrozumieć ją jak nikt inny. Wszechświat był dla Lance'a piękny, bo to miejsce, które wierzyło w magiczne połączenie dwóch umysłów, a nawet ich większej ilości, zważając na aspekt łącznia się pięciu Lwów w Voltrona. Sam czasem zastanawiał się – czy nawet te kosmiczne koty mają swoje bratnie dusze?

Czerwona odpowiedź | Voltron | KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz