- Przestańcie. Każdy z nas jest dorosły i niech robi co chce, nikogo to nie powinno obchodzić. - Lillianah próbowała załagodzić sytuację, która się powoli tworzyła. Spojrzała bez cienia życia w oczach na mnie, a ja jak w transie patrzyłem na nią z poważną miną.Alkohol huczał w moich żyłach, dając o sobie znać, niestety prawidłowe myślenie mi o wiele szybciej odcinało, niż fizyczność.
- Kurwa, stary. Czy Ty naprawdę tego nie widzisz? - warknął na mnie Criss - Chodź Lilly, Joe Ty też. Nie przeszkadzajmy skowronkom, chyba gdzieś mieli iść. - objął dziewczynę pod ramię i poprowadził do środka.
- Miłej zabawy, stary. - Joe burknął z pogardą w moją stronę. Po tych słowach dołączył do tamtej dwójki, znikając w głębi domu.
Dopuszczenie do mnie myśli, co się właśnie stało - zajęło mi dobrą chwilę. Byłem wściekły sam na siebie, za to co zrobiłem. Nawet mój własny przyjaciel, którego traktowałem jak brata - chciał mi coś dać do zrozumienia, a ja to olałem.
I Lillianah... Chciałem jakkolwiek sobie poradzić z tym, że zacząłem coś do niej czuć, ale nie chciałem zniszczyć naszego dobrego układu, naszej przyjaźni. Bałem się odrzucenia z jej strony. To, że także wyrażała zainteresowanie mną, gdy była wypita - nie oznaczało tego, że chce mnie inaczej traktować.
Ludzie po alkoholu byli zdolni do wielu różnych rzeczy, niekoniecznie takich, które chcieliby powtórzyć na trzeźwo, będąc w pełni świadomymi.
Dlatego chcąc sobie z tym poradzić, pokazałem zainteresowanie Tarą, aby mi potowarzyszyła i spróbowała mi pomóc stłumić uczucia do Donovan. Był to nieudany pomysł.
Jednak to, jak na mnie patrzyła, i to, co mówił Criss... I to, że Joe się na mnie wściekł... Przywróciło mi w miarę zdrowe myślenie.
- To jest naprawdę siostra Colemana?
Jak z transu ocknąłem się po dobrych kilku minutach stania w miejscu i patrzenia w jeden punkt, którym była lampa na ulicy.
- Przyrodnia. - burknąłem oschle, udając się do posiadłości Petera. Czerwonowłosa poszła za mną, ale nie zwracałem na nią uwagi.
Szybkim krokiem przeciskałem się przez ludzi, nie siląc się na uważanie na nikogo. Szedłem jak burza, nie zważając na to, czy kogoś trące barkiem. Kiedy stanąłem w kuchni przy szafkach - wziąłem szklankę, coca cole i whisky z blatu. Wlałem wszystko do szkła i jednym haustem wypiłem połowę zawartości, aby następnie to powtórzyć.
- Co się stało, Dylan? - Tara stanęła koło mnie, a ja nie miałem chęci nawet na nią spojrzeć. Wiedziałem, że byłem sam sobie winien wszystkiego, bo przecież sam wyraziłem nią zainteresowanie.
Nie mając czasu, ani ochoty na żadne rozmowy - przygotowałem sobie taki sam trunek jak przed kilkoma minutami, rzucając niemrawo:
- Nic.
Wyszedłem kolejny raz na taras, z myślą, żeby zapalić papierosa. Wyjąłem paczkę czerwonych marlboro i zapałki, a kiedy poczułem drapiący dym w gardle, poczułem się o wiele lepiej. Popijałem whisky, na zmianę zaciągając się nikotyną. Obok mnie jak przylepa stała nadal czerwonowłosa. Na szczęście się nie odzywała, tylko zawtórowała moim poczynaniom, i także paliła fajkę.
Stojąc tak przez chwilę, myślałem o Lilly. Myślałem o tym, czy zaryzykować.
Gasząc peta, wróciłem do środka. Na wejściu spotkałem Petera, który akurat przeciskał się przez znajomych, chcąc wyjść na zewnątrz.
CZYTASZ
Rok zatracenia
Teen FictionZakochiwanie się w Nim było jak spacerowanie ze związanymi oczami po krawędzi burty. Zdawałaś sobie sprawę, że wystarczy jeden niechlujny krok, żeby pochłonął Cię huczący bezmiar. Zakochiwane się w Niej było jak zimne poranki, kiedy próbujesz się ro...