Rozdział 2

25 0 0
                                    

Kilka minut później na salę wszedł nasz ukochany Nikolas. Z wrażenia nie mogłyśmy złapać oddechu, widziałyśmy go z tak bliskiej odległości. Przywitał się ze wszystkimi i zaczął śpiewać. Akurat na początek wybrał moją ulubioną piosenkę. Byłam wniebowzięta, śpiewałam razem z nim i z tłumem. Kiedy skończył, krzyknął, żeby wszyscy wstali i podnieśli ręce do góry. Publiczność wykonała polecenie i wtedy poczuliśmy wszyscy powiew silnego wiatru. W tamtym momencie poczułam jakby coś odebrało mi wszystkie siły. Bezwładnie padłam na krzesło i złapałam mamę za rękę, a ona... nic nie powiedziała, tylko patrzyła się na mnie jakoś dziwnie, jakby mnie nie poznawała. Z przerażeniem spojrzałam na Asię i Zosię. Widziałam w ich oczach strach. Nie były w stanie czegokolwiek powiedzieć. Dopiero po kilku sekundach Zosia wydukała:

- Martyna, wszystko dobrze?

Nie odpowiedziałam, byłam zbyt skołowana, aby jakkolwiek myśleć. Rozejrzałam się po sali. Cała publiczność siedziała niemal w bezruchu, a Nikolasa nie było na scenie. Nagle zobaczyłam, że do sali wszedł... zakonnik. Przynajmniej tak wyglądał, miał pomarańczową szatę, był przepasany sznurem. Zaczął kierować się w stronę naszego stolika i zatrzymał się, opierając się o szafkę, która stała przy ścianie znajdującej się obok nas. Wstałam i podeszłam w jego stronę. Potem odwróciłam się do mamy i spytałam:

- Ty widzisz tego zakonnika?

Jednak ona tylko wzruszyła ramionami, ani słowem się nie odezwała. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja nie mam jakichś omamów. Pełna niepokoju wyciągnęłam rękę w stronę mężczyzny i dotknęłam go w ramię. Czułam, jak go dotykam, naprawdę. Zaczęłam krzyczeć:

- Przecież ja go dotykam! On tutaj jest!

Mama dalej nie reagowała. Zwróciłam się do dziewczyn:

- Powiedzcie mi, że go widzicie, błagam!

- Nie widzę, ale on tam chyba jest... - szepnęła Asia.

- No na pewno tu jest, ale jakim cudem to wiesz, skoro go nie widzisz?! - nie wiedziałam, co się dzieje, a nieruchoma publiczność tylko zwiększała mój strach.

- Słuchaj, ja wiem, że on tam jest, czuję to, ale ja też go nie widzę... - Zosia też była przerażona.

- Ale jak... Nie wierzę... Co tu się w ogóle dzieje?!

Zrozumiałam wtedy, że ten budynek rzeczywiście jest nawiedzony i trzeba stamtąd czym prędzej uciekać. Przyjaciółki były ze mną zgodne. Niemal natychmiast wyszłyśmy z sali. Myślałam, że mama pójdzie razem z nami, ale ona dalej siedziała w bezruchu. Miałam ochotę płakać, ale nie było czasu na sentymenty, same musiałyśmy się ratować. Chciałyśmy wyjść z budynku, ale do środka nagle weszło dwóch kolejnych zakonników w takich samych pomarańczowych szatach. I znowu tylko ja ich widziałam, a dziewczyny po prostu czuły obecność intruzów, choć nikogo nie były w stanie dostrzec. Naprawdę dziwne to wszystko było. Ale wtedy o tym nie myślałyśmy, chciałyśmy tylko uciec i nie wracać. Schowałyśmy się za ścianą i czekałyśmy aż przejdą dalej, jednak oni zatrzymali się i zaczęli ze sobą rozmawiać. Uznałyśmy, że musimy się jakoś wydostać, więc postanowiłyśmy prześlizgnąć się wzdłuż ściany. Próbowałyśmy być bardzo cicho, ale chyba nas zobaczyli, bo zaczęli się dziwnie patrzeć w naszą stronę i podchodzić do nas. Zaczęłyśmy biec w stronę drzwi, ale jeden z zakonników zagrodził nam drogę. Ze strachem w oczach cofałyśmy się, a zakonnicy powoli zbliżali się do nas. Jeden z nich złapał Zosię, a drugi dalej szedł w naszą stronę. Słyszałam przeraźliwy krzyk Zosi. Zakonnik, który ją złapał, krzyczał na nią, aby się uciszyła, a do drugiego zakonnika krzyknął:

- Co ty robisz?! Bierz tę drugą!

- Nie mogę. Czuję, że coś ważnego wypada mi z rąk... - wtedy zaczął kierować się dokładnie w moją stronę.

Miał mnie blisko, mógł mnie w każdej chwili złapać, ale nie był w stanie. Zrozumiałam wtedy, że on mnie nie widzi, ale czuje. Tylko dlaczego niewidzialna byłam tylko ja, a Asia i Zosia już nie? Wtedy nie było czasu na myślenie, postanowiłam to wykorzystać, bardzo szybko pobiegłam do drzwi i otworzyłam je. W tamtej chwili zakonnicy upadli na podłogę. Zosia natychmiast uciekła od zakonnika i wyszła z budynku, Asia też pobiegła na dwór. Zamknęłyśmy drzwi i pobiegłyśmy przed siebie. Usłyszałyśmy, że zakonnicy wybiegli za nami. Chcieli nas złapać. Musiałyśmy się ukryć. Biegłyśmy przed siebie, tak jak prowadziła nas intuicja. Nagle usłyszałyśmy krzyk Zosi z tyłu. Natknęła się na stary, opuszczony sklep, który ja i Asia z nerwów pominęłyśmy. Okazało się, że drzwi są otwarte, więc weszłyśmy do środka i zamknęłyśmy drzwi za sobą w nadziei, że zakonnicy nas nie znajdą. W sklepie było ciemno, ciasno i upiornie. Pajęczyny już dawno pokryły puste, spróchniałe, drewniane półki. Na ladzie nie było już kasy fiskalnej, wszystko mocno zakurzone. Próbowałyśmy włączyć światło, ale żarówki nie działały. Niewiele myśląc, znużone i wykończone ucieczką, położyłyśmy się na podłodze i niemal natychmiast zasnęłyśmy.

Zemsta zbierze żniwo zdradyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz