Rozdział 6

8 0 0
                                    

Wędrowaliśmy przez piękny, zielony las z wysokimi drzewami. Dobrze, że mieliśmy swojego przewodnika, bo na pewno byśmy się tam sami zgubili. Było tam tyle ścieżek, że ciężko było w ogóle uwierzyć, że tam nigdy nikogo nie było. Tak czy siak, wtedy o tym nawet nie myślałam, chciałam jedynie dowiedzieć się, jak pokonać Ognisty Zakon. Szłam obok Damiana, a strażnik przed nami. Czując się w miarę bezpiecznie, myślałam, że będzie już tylko lepiej. Myliłam się. W pewnej chwili poczułam jakiś impuls, jakby ktoś zaczął ściskać mi głowę. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Ktoś coś do mnie mówił, ale nie pamiętam, co, bo wydarzyło się wtedy coś niespotykanego. Zobaczyłam w głowie obraz pewnej sytuacji z tego samego czasu, jakbym w myślach przeniosła się w inne miejsce. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:

- Zakonnicy...

- Co ty mówisz? Są tutaj? - strażnik się zaniepokoił.

- Próbują przejść przez drugą zaporę.

Czułam, jak ich obecność odbiera mi energię. Złapałam mocno Damiana za rękę.

- Musimy uciekać – powiedziałam.

- Dobra, dom Płomiennego Mistrza nie jest daleko, chodźmy.

Nie wiem, jak długo uciekaliśmy, ale w pewnym momencie całe osłabienie minęło. Wiedziałam, że jesteśmy daleko od zakonników. To mnie nieco uspokoiło. Kiedy się otrząsnęłam po długiej ucieczce, rozejrzałam się i zobaczyłam mały, piękny dom. Beżowe ściany odbijały blask słońca, z dachu wydobywały się płomienie ognia, które nigdy nie gasły i niczego nie paliły. Strażnik podszedł do drzwi i zapukał trzy razy. Drzwi otworzył nam pewien starzec w pięknym fraku. Podeszłam bliżej i na początku myślałam, że wzrok już mi odmówił posłuszeństwa, bo nie wierzyłam w to, co widzę. Przetarłam oczy i zrozumiałam, że się nie mylę. Płomienny Mistrz to był ten starzec, z którym rozmawiałam w sklepie! Nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Po chwili starzec rzekł:

- Witaj, Martyna.

- Skąd on zna twoje imię? - Damian był zszokowany, jak nigdy.

- Długa historia – powiedziałam z głośnym westchnieniem, po czym zwróciłam się do Płomiennego Mistrza. - Jak pan się tu znalazł? Przecież...

- Wiem, że nic z tego nie rozumiesz. Wszystko ci opowiem, wejdź do środka. Ty, Damian, też.

- A skąd pan zna moje imię?! - Damian się przeraził, ja zresztą też.

- W środku wszystkiego się dowiecie. Proszę, chodźcie do mnie.

- A co ze strażnikiem? - zapytałam.

- Tutaj moja rola się kończy – odpowiedział z uśmiechem. - Wychodząc stąd, pewnie mnie nie zobaczycie, ale nie martwcie się o mnie, ja będę w bezpiecznym miejscu.

- Dziękujemy za wszystko – Odpowiedzieliśmy niemal równocześnie z Damianem.

- Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłem was poznać.

Kiedy to powiedział, zniknął nam z oczu. Dosłownie zniknął. Weszliśmy do domu Płomiennego Mistrza. Jego wnętrze wyglądało niczym z baśni. Na środku stało ogromne biurko ze stosem papierów. Na ścianach były półki z różnymi miksturami i obrazy. W rogu stał wielki kocioł. Zamknęliśmy za sobą drzwi. Nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. Mistrz zaczął rozmowę:

- Nie spodziewałaś się mnie, co nie?

- Myślałam, że pan jest jednym z uchodźców, tak mi pan powiedział. Dlaczego mnie pan okłamał?

- Nie mogłem zrobić inaczej, przepraszam.

- Ale pan wtedy powiedział, że pan nie wie, jak pokonać Ognisty Zakon! A pan jest jedyną osobą, która to wie! Pan to wszystko przedłużył! Pan pozwolił na porwanie Asi i Zosi! - czułam wściekłość.

Zemsta zbierze żniwo zdradyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz