Rozdział 7

19 0 1
                                    

Wyszliśmy z puszczy tą samą drogą, którą dotarliśmy do Płomiennego Mistrza. Kiedy przeszliśmy przez portal, zauważyliśmy leżące ciała dwóch strażników. Nasz przewodnik miał rację, zakonnicy ich zabili. Jednak nie mogliśmy się nad tym zastanawiać, musieliśmy iść dalej. Szliśmy tą wąską, krętą dróżką, która z chwili na chwilę się rozszerzała, aż doprowadziła do miasta. Przechodziliśmy przez skrzyżowanie, potem koło sklepu, aż w końcu w oddali zobaczyłam nawiedzony budynek. Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej. Przed drzwiami wzięliśmy z Damianem głęboki oddech i po cichu otworzyliśmy drzwi. Jednak widok, który ujrzeliśmy, przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Na podłodze w holu leżały trupy. Stosy trupów. Bezwładne ciała leżały jedno na drugim, aż nie było którędy przejść. Musieliśmy się jednak przecisnąć do schodów, które prowadziły do poddasza. Dlatego zaczęliśmy przemierzać to przerażające morze zakrwawionych martwych osób. Stawialiśmy stopy na mało widocznych skrawkach podłogi. Na ziemi leżały kobiety, mężczyźni, dzieci, młodzież, dorośli, starcy... W najgorszych koszmarach nie widziałam tak okropnego widoku. Nawet te chore sny z zakonnikami nie były aż tak straszne. Zbliżaliśmy się do schodów, kiedy nagle usłyszałam, że Damian zaczął krzyczeć. Odwróciłam się w jego stronę. On upadł na kolana nad jednym z trupów. Podeszłam bliżej. To była Kasia... Damian zaczął potrząsać jej ciałem i krzyczeć:

- Nie rób mi tego! Kaśka, obudź się, no siostra, otwórz oczy, powiedz coś!

Było już za późno... Była zimna, sina... Damian jakby tego nie widział... Dlatego zaczęłam niepewnie mówić:

- Damian... To nie ma sensu...

- Ona się obudzi, zobaczysz...

- Ona nie żyje!

Wtedy Damian jakby w jednej chwili wyszedł z amoku. Dodałam tylko cicho:

- Przykro mi...

Damian wstał, patrząc się na zwłoki starszej siostry. Doszedł powoli do schodów i wszedł parę stopni do góry. Poszłam tuż za nim. On w pewnym momencie się zatrzymał, skierował do barierki, zaczął w nią z całej siły uderzać, popychać, a potem bardzo głośno płakać. Natychmiast podeszłam do niego, przytuliłam i próbowałam uspokoić. Zajęło to jakiś czas, ale w takiej sytuacji nie dziwiłam się, pomimo tego, że Damiana mało rzeczy ruszało. Staliśmy przytuleni na schodach, aż Damian przestał płakać. Wtedy uwolnił się z mojego uścisku i aż nadto spokojnym głosem powiedział:

- Chodźmy na górę, mamy misję do wykonania.

I poszedł na górę, a ja za nim. Dotarliśmy w milczeniu na najwyższe piętro. Przed nami ukazały się wielkie drewniane drzwi ze złotymi zdobieniami. Kiedy chciałam je otworzyć, usłyszeliśmy głos: „Podaj hasło, podaj hasło..." i tak w kółko. Zaczęliśmy się bać, że ktoś nas usłyszy, więc bez zastanowienia powiedziałam, co mi pierwsze przyszło do głowy: „Zemsta zbierze żniwo zdrady". Głos ucichł, a drzwi same się otworzyły. Ujrzeliśmy mały pokój ze ścianami ze spróchniałego drewna, a na jego środku ogromny miecz na wspomnianym przez Płomiennego Mistrza złotym stojaku. Podeszliśmy powoli do niego. Ostrożnie zdjęłam go ze stojaka. Niestety włączył się alarm i drzwi się zamknęły. Byliśmy w pułapce. Nagle w ścianie pojawił się portal i ujrzeliśmy dwóch zakonników. Jeden z nich był tym głównym zakonnikiem. On zaczął mówić do mnie:

- Witaj królowo.

- Witaj zdrajco – coś dziwnego mnie wtedy tknęło.

- Czemu mnie tak nazywasz?

- To ty chciałeś przejąć władzę nad Ognistym Zakonem siedemset lat temu, czyż nie? - wszystko zaczęło układać mi się w jedną całość.

- Jesteś sprytna, ale i tak nie wygrasz.

Zemsta zbierze żniwo zdradyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz