Część IV

175 22 39
                                    


Czym dłużej rozmawiał z Mobiusem, tym bardziej cała wściekłość ustępowała miejsca desperacji, zagubieniu i kołaczącemu się pod czaszką pytaniu: co się z nim stało, odkąd rozdzielili się w Miejscu Poza Czasem? Mimo iż nie znał jeszcze na nie odpowiedzi, Loki nie miał już żadnych wątpliwości, że coś musiało. Coś, co diametralnie zmieniło jego jedynego przyjaciela, czyniąc z niego cień, do którego nie był w stanie w żaden sposób dotrzeć.

— Mobius, nie rozumiesz. Sylvie znalazła to, czego szukała. Multiwersum... — urwał. Przez chwilę milczał, szukając odpowiednich słów, jednak gdy te jak na złość się nie pojawiły, po prostu bezsilnie pokręcił głową. — To już nie tylko kwestia TVA i prania mózgów, które wam fundowali. Wszystko się rozpada. Całe multiwersum...

— Wiem — Mobius przerwał mu z niespotykaną gwałtownością.

— ...Linia Czasu, po prostu wszystko — kontynuował Loki, ale gdy dotarło do niego, co powiedział mężczyzna, słowa zamarły mu w gardle. — Jak to: wiesz? — wykrztusił.

Mobius bez słowa postukał się po kieszeni.

— Wiesz i tak po prostu jeździsz sobie na tym... czymś? — Loki cofnął się o krok i aż zamrugał z niedowierzaniem. — Mając TemPada?

Może jednak zarówno intuicja, jak i numery na dłoniach całkowicie go zwodziły? Może Sylvie faktycznie chciała po prostu torturować go tak długo, aż całkowicie się podda. Może to także było jeszcze jedną wielką iluzją, projektem sadysty, który przyglądał się wszystkiemu z góry.

Nie.

Coś mu mówiło, że tym razem faktycznie rozmawiał z Mobiusem. Nie potrafił powiedzieć, czym owo „coś" było, ale nigdy wcześniej nie pomyliło się w osądzie. Nie zamierzał tego kwestionować; do tej pory podawanie w wątpliwość tej części własnego umysłu nigdy nie doprowadziło go do niczego dobrego.

Przez chwilę przyglądali się sobie bez słowa, aż w końcu analityk westchnął ciężko i skopiował pozycję Lokiego, również ukrywając ręce w kieszeniach wciąż ociekających wodą spodni.

— Gdybym był w stanie coś zrobić, zrobiłbym to — zaczął, na moment odwracając wzrok. — Jesteśmy teraz w wymiarze lustrzanym, który jest zupełnie niezależny od TVA. Nawet TemPad nic tutaj nie pomoże. Nie, póki Strange nas nie uwolni... Chyba że w ciągu ostatniego czasu jakimś cudem udało ci się nauczyć nowego rodzaju magii, który rozwiąże ten problem — dodał sarkastycznie. — Jeśli tak, nie krępuj się; lepszej okazji, żeby to ujawnić, już nie będzie.

Loki zdecydował się zignorować ostatni komentarz. Skupił się na znajomym nazwisku, które, wymawiane przez większość wariantów niczym najgorsze przekleństwo, obiło mu się o uszy już kilkukrotnie.

— Strange?

Mobius przewrócił oczami.

— Zapomniałem, że nie dotarłeś jeszcze do tego etapu, w którym poznajesz Stephena. Fascynująca postać i jeszcze bardziej fascynująca scena, chociaż ty pewnie nie widziałbyś jej jako aż tak zabawnej.

Czy tak właśnie czuł się Mobius wcześniej, gdy to ja na żadne pytanie nie odpowiadałem wprost?

Naprawdę zaczynał szczerze nienawidzić tego, że od momentu, kiedy podniósł ten przeklęty Tesseract, stracił wszelką kontrolę nad własnym życiem. Patrząc na to, do czego to wszystko go doprowadziło, teraz już prawie życzył sobie nigdy nawet o nim nie usłyszeć. Całkowicie obca rzeczywistość, pełna niewiadomych i nieznanych wrogów, coraz bardziej wyprowadzała go z równowagi, otaczała jak woda, która powoli zakrywała wszystko, co kiedykolwiek znał.

Reguła wzajemności | Loki | 5/5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz