Część II

311 27 29
                                    

(Tekst przeszedł kosmetyczne poprawki - 17.07.2022)

A tutaj już nieco bardziej na serio:


          Kiedy niespodziewanie dokoła jego stóp pojawiły się pomarańczowo-żółte, skwierczące i strzelające iskrami płomienie energii, które natychmiast rozpełzły się na boki niczym prawdziwy ogień, Loki poczuł, jak jego serce przyśpiesza swój rytm. Książka o multiwersum, którą dotąd wertował, z hukiem wylądowała na podłodze, a unosząca się nadeń zielonkawa kula mocy zgasła, jakby nieistniejący tutaj wiatr zdmuchnął płomień świecy.

Loki nawet nie wiedział, po co ją zneutralizował – odruch, prawdopodobnie – skoro ten, kto rzucił zaklęcie, i tak już dobrze wiedział, gdzie go znaleźć.

Ktoś odkrył jego lokalizację. Ktoś, kto znał magię.

Czy naprawdę cały pobyt w TVA tak bardzo osłabił jego czujność, by mógł nie zauważyć, jak ktoś się skrada?, przebiegło mu przez myśl. Sama taka możliwość napawała go wstrętem; była dosadnym przypomnieniem o tym, jak bardzo słaby stał się przez Sylvie i Mobiusa.

Przeklęte uczucia. Przeklęte po trzykroć, skoro i tak wszystko skończyło się tym, że Loki znów został sam.

Chyba że...

Zaalarmowany, rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu sprawcy, choć miał już pewne podejrzenia, kim mógł być intruz. Płomienie tymczasem, ani razu nie dotykając jego butów, w końcu połączyły się w idealny okrąg na podłodze. Rzucane przez nie światło rozświetliło ciemność ruchliwą, migoczącą poświatą.

Loki zacisnął zęby, po czym wyprostował się po królewsku. Typowym dla niego gestem schował dłonie za plecami; poczuł, jak szorstki materiał jego koszuli (na Norny, nawet nie wiedział, czemu nie zmienił tych uwłaczających łachmanów z TVA na coś bardziej normalnego, zwłaszcza że nie-Mobius zupełnie nie zwracał na takie rzeczy uwagi; nie, gdy całe multiwersum ulegało rozpadowi) ogrzewa się ciepłem jego magii. Podniósł podbródek i rzucił:

— Pokaż się, natychmiast! Rozkazu-... — Nie zdążył nawet dokończyć zdania, gdy nagle podłoga pod nim przestała istnieć.

Wpadł w ziejącą czernią, pełną podobnych do potłuczonego kryształu kształtów i cieni otchłań, która niemal natychmiast zamknęła się nad nim niczym woda, odcinając jedyną drogę ucieczki.

Pozostawała tylko ta wiodąca w dół.

Z gardła Lokiego wyrwał się krzyk zaskoczenia. Zanim jednak zdołał zrobić coś więcej, choćby spróbować użyć jakiegoś zaklęcia, było już po wszystkim. Spadanie skończyło się tak szybko, jak się zaczęło: ułamek sekundy później bóg kłamstw musiał już ugiąć mocno kolana, by nie upaść jak długi na twardą ziemię.

Popatrzył dookoła. Ostre, odbijające się od wysokich, szklanych budynków słońce oślepiło jego oczy, przyzwyczajone już do półmroku biblioteki TVA. Zamrugał szybko, walcząc ze sobą, by ich nie osłonić.

— Sylvie! — wrzasnął i zacisnął dłonie w pięści. — To kolejna twoja sztuczka? Nie sądzisz, że dość już tego? — Zamierzał powiedzieć o wiele więcej, wyrzucić z siebie wszystko, co wrzało w jego duszy po jej zdradzie, ale powstrzymał się, kiedy zamiast znajomej twarzy kobiety zobaczył kilkadziesiąt innych, do złudzenia przypominających jego własną.

— Co do...? — wykrztusił, nagle całkowicie zdezorientowany.

To kolejna jej sztuczka?

Reguła wzajemności | Loki | 5/5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz