Część V

192 19 14
                                    

Wyrobiłam się w czasie!


— Ile to może jeszcze trwać? — zniecierpliwił się w końcu Loki.

Po raz ostatni podrzucił jeden ze swoich ulubionych noży wysoko w powietrze, aż na ciemnej głowni zajaśniał odbłysk światła lampy. Teraz jednak zamiast złapać sztylet, odchylił się i splótł ręce na piersi, pozwalając mu swobodnie upaść. Ostry czubek z głuchym odgłosem uderzenia wbił się w drewniany blat dokładnie pomiędzy Lokim a Mobiusem.

— Bardzo dojrzałe, Loki, naprawdę, bardzo dojrzałe. — Głos analityka zdążył powrócić już do normalnego, kpiącego tonu. Tym razem bóg kłamstw nie dostrzegał też dysonansu pomiędzy nim a wyrazem twarzy mężczyzny – malutkich oznak fałszu i złości, które, zdał sobie sprawę, wcześniej były obecne przez niemal całą ich rozmowę. Teraz zniknęły, choć nadal nie można było nazwać Mobiusa całkowicie zrelaksowanym.

— A co do twojego pytania, wyobraź sobie, że naprawa zepsutej linii czasu może zająć trochę więcej niż kilka godzin. Cierpliwości.

Kąciki ust Lokiego uniosły się same z siebie, odsłaniając zęby w sadystycznym uśmiechu. Tylko pół-żartem wycedził:

— Mówisz mi o cierpliwości, a nie bierzesz pod uwagę możliwości, że wszystko już zostało zrobione, tylko po prostu jest coś, o czym nie wiesz, za co teraz ten wasz Strange chce was zagłodzić? — Ewentualnie to jakaś pokręcona część planu Sylvie, dopowiedział sobie w myślach. Nawet pomimo zapewnień Mobiusa nadal nie do końca wierzył w to, że kobieta nie maczała palców w ich uwięzieniu.

Mobius tylko się skrzywił i pokręcił głową.

— Szczerze wątpię — powiedział, pewnym ruchem wyrywając sztylet z blatu stolika i podając go Lokiemu.

Bóg kłamstw obejrzał dokładnie ostrze, zanim sprawił, że nóż zniknął, bezpiecznie ukryty przez magię. Wtedy spojrzał ponownie na mężczyznę naprzeciwko.

— Jednak w razie gdyby faktycznie taki był ich plan... — zaczął i poruszył palcami. W jego dłoni nagle pojawiły się dwie metalowe puszki.

Brwi Mobiusa uniosły się, sięgając prawie linii włosów, gdy analityk odczytał kolorowe napisy, które zdobiły ścianki.

— Nie mów, że zwinąłeś to z TVA.

Loki uśmiechnął się krzywo.

— Nie mówię.

Mobius parsknął zduszonym śmiechem.

Bez zwłoki wyjął jedną z puszek z rąk Lokiego, odtworzył i od razu przytknął do ust, zupełnie jakby był wędrowcem, który po wielu dniach trudów właśnie odnalazł źródło wody w środku pustyni. Kiedy w końcu odłożył ją na stół, bóg kłamstw mógłby się założyć, że co najmniej połowa musującego napoju zniknęła.

— Przynajmniej to TVA się udało. — Westchnął z ukontentowaniem.

Loki tylko pokręcił głową.

— To się nazywa uzależnienie.

Mobius najwyraźniej postanowił puścić tę uwagę mimo uszu, bo nie odpowiedział. Loki również się nie odezwał. Przez jakiś czas siedzieli więc w milczeniu, po prostu popijając napoje, każdy z nich pogrążony w swoich myślach. Tym razem panującej dookoła nich ciszy nie zakłócało nic poza odległym szumem fal na rzece.

W innych okolicznościach Loki mógłby nawet nazwać te warunki przyjemnymi. Gdyby zamknął oczy, pewnie nawet potrafiłby sobie wyobrazić, że nadal jest w Asgardzie; może nawet że korzysta z jeden z nielicznych chwil spokoju od niegdyś wciąż obecnego gdzieś na horyzoncie Thora.

Myśl o bracie sprawiła, że Loki zmarszczył brwi, nagle zaniepokojony.

— Jak daleko sięga ta iluzja?

Mobius zlustrował go wzrokiem, który nagle wydał się Lokiemu dziwnie ożywiony, zupełnie jakby w ciągu tych kilku chwil wstąpiła w niego jakaś nowa energia. Jednakże odpowiedź analityka zabrzmiała całkowicie zwyczajnie:

— Co, stolik jest już niewystarczająco dobrym celem do rzucania nożem?

Bóg kłamstw prychnął, rozbawiony. Jeśli tak o tym pomyśleć...

— Nigdy nie był.

Mobius zaśmiał się, po czym odetchnął głęboko i nadal z puszką w dłoni podniósł się z miejsca. Przechodząc obok Lokiego, klepnął go po ramieniu w przyjacielskim geście. Loki skrzywił się. Nadal nie był pewien, co powinien sądzić o tym, jak szybko analityk poczuł się aż tak pewny siebie. Nie zdążył jednak rozważyć tego dłużej, bo niespodziewanie zza pleców dotarł do niego głos mężczyzny:

— Okay, koniec tego dobrego. Czas na nas.

Loki obrócił głowię i popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.

— Słucham? Gdzie niby chcesz iść?

Mobius odpowiedział krzywym, ironicznym uśmiechem.

— Poszukać czegoś, co przy odrobinie szczęścia może jakoś nas stąd wyciągnie.

Co?

Loki przez chwilę siedział jak ogłuszony, pozwalając, by w pełni dotarło do niego znaczenie słów, które wypowiedział mężczyzna. Gdy to się stało, nie wiedział, czy poczuł się bardziej wściekły i zraniony, czy raczej pełen podszytego niechęcią podziwu dla zdolności Mobiusa do krętactwa.

Ten cholerny...

— Czy nie mówiłeś przypadkiem, że nie ma stąd wyjścia? — zapytał zwodniczo uprzejmie, podnosząc się powoli ze swojego miejsca.

Mobius przekrzywił głowę na bok. Uśmieszek na jego twarzy tylko się poszerzył.

— Już, już — zacmokał. — Nie proponuję siebie jako kolejnego celu do rzucania nożami. To przyda się później i na kimś innym. A teraz... powiedzmy, że podsunąłeś mi właśnie pewien pomysł. 


Przed Wami ostatnia część "Reguły wzajemności". Być może kiedyś pojawi się jeszcze dodatek z perspektywy Mobiusa, ale nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy i czy w ogóle. Tymczasem jednak kończymy tę historię. 

Mam nadzieję, że bawiliście się przy niej równie dobrze jak ja, nawet pomimo tego, że wiele aspektów "Reguły..." jest dość smutnych. Pisanie tego było jednak przyjemnością, na tyle dużą, że zdecydowanie nie jest to moja ostatnia przygoda z kreowaniem perypetii tej dwójki. Wypatrujcie więc nowych, niedługo się pojawią!

Wracając jednak na chwilę jeszcze do aktualnej historii - jeśli macie jakieś przemyślenia, bardzo chętnie je przeczytam! Każda opinia jest dla mnie niezmiernie cenna :)

Reguła wzajemności | Loki | 5/5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz