Rozdział II

12 0 0
                                        

Późnym wieczorem zajechała do zajezdni, przy której widniał szyld brzmiący dumnie  "Pod rozwścieczoną chimerą". Zsiadając z kobyłki i mocując postronek do słupa przy rynience z wodą, poklepała kilkukrotnie konia w kark szepcząc uspokajające słowa. Kobyłka przez chwilkę jeszcze dreptała w miejscu jednak po chwili zajęła się ocenianiem jakości wody. Elie wchodząc do zajezdni miała obawy, że jednak będzie musiała noc spędzić pod rozgwieżdżonym niebem i wachlarzem korony drzew jaki zaoferuje jej pobliski las. Jednak chciałaby tego uniknąć ze względu na czające się w nim wieczornice i strzygi.
Naciągając bardziej kaptur na swoją głowę, skrywając swoje włosy i twarz pod maską podeszła do karczmarza.  W mdłym świetle zabłyszczały delikatnie jedynie jej oczy wpatrzone uważnie w brodatą twarz średniego wieku mężczyznę. Uśmiechnęła się w myślach do siebie, widząc jego lekko zdziwione spojrzenie. Zamrugał kilkukrotnie jakby chciał zetrzeć sen z powiek - musiała szybko działać.

- Jest mi potrzebna izba na jedną noc dobrodzieju - przesunęła po blacie dwie srebrne monety. Chłop potrząsnął głową jakby odpędzał się od muszek. Ponownie spojrzał w głąb jej kaptura marszcząc tym razem czoło. Na jedną sekundę pomyślała, że będzie musiała rozstawić koc pod lasem, jednak karczmarz podrapał się po karku i tylko cicho burknął.
- Zobaczę co mamy wolne, panienka poczeka... - zawołał młodego chłopaczka, któremu kazał przypilnować baru, a sam poczłapał wąskimi, drewnianymi schodami ku górze. Dziewczyna na chwilę zamknęła oczy i odetchnęła z ulgą. Odwróciła się od baru opierając się plecami o niego i obserwowała uważnie.
Jej nos tak dobrze wyczulony na zapachy wyczuł z trzech może czterech ludzi w morzu istot zasiadających w głównej izbie. Reszty zapachów nie potrafiła rozpoznać, a jedynie został jej wzrok, którym dokładnie rejestrowała całe pomieszczenie. Niziołki grające z krasnoludami, którzy gwałtownie gestykulowali. Rozpoznała czterech elfów niskiego rodu o włosach długich i złotych niczym pszenica - elfy z Królestwa Słońca. Szeptali między sobą zawzięcie. Patrząc w głąb izby zauważyła kilkoro wampirów popijających z długich kieliszków gęsty, bordowy napój. Skrzywiła się delikatnie, wiedząc co się w nim znajduje a raczej mając nadzieję, że nie jest to o czym myśli. Na terenie Loistoa obowiązuje dekret, który wyraźnie zabrania sprzedaż krwi jakiegokolwiek istoty humanoidalnej. Jednak taką krew można spokojnie z przygranicznych krain przytargać. Szybko odwróciła wzrok patrząc dalej po istotach jakie znajdują się w karczmie, ale w tym samym momencie zjawił się gospodarz. 
- Mamy malusią izbę na poddaszu - złapał dwie srebrne monety nadal leżące na blacie baru i w zamian podał duży mosiężny klucz z numerem 15 - na samą górę. Panienka sama trafi. 
Skinęła jedynie głową. Gdziekolwiek, byle było sucho, bez wiatru, bez potworów. Napar, który wczorajszej nocy wypiła zaczynał powoli słabnąć i jak nie trafi od razu do wyrka to padnie jak długa tam gdzie stała.
Wyszła pospiesznie z karczmy udając się do swojej kobyłki. Zabrała swoje juki zarzucając je na ramię, upewniając się jeszcze przed odejściem czy koń ma dostęp do siana. Wróciła do gospody i ruszyła schodami w górę. Musiała się dość mocno napracować by z nich nie spaść. Dwóch postawnych orków właśnie zdecydowało się na podróż w dół nie zważając na kogokolwiek kto zdecydował się udać w przeciwnym kierunku. Jej juki, dwa miecze i ona sama. Jeden z zielonych ją trącił ramieniem jednak zaparła się mocniej by nie spaść. Spojrzała na nieznajomego sycząc cicho niczym rozjuszona kotka.
- Zważ jak kroczysz - szepnęła złowrogo, jednak na tyle wyraźnie by ją usłyszał. Ork jedynie warknął w odpowiedzi i złapał za poły jej kaptura chcąc go zapewne ściągnąć. Jednak nie był na tyle szybki co ona. Jedną dłonią złapała za przegub jego ręki, drugą wycelowała tuż pod jego żebra onyksowym sztyletem. Jego mętne oczka wpierw spojrzały na jej dłoń, przesunął wzrokiem wyżej napotykając grubą bransoletę z palladu ozdobioną malachitem i czarnym diamentem w kształcie łzy. Wzdłuż tego ciągnął się wzór run ochronnych. Potem spojrzał na nóż przytknięty do jego ciała a na koniec na emblemat przypięty do jej piersi - ogień z dwiema łzami - symbol jej cechu Szeol. Na widok emblematu jego malutkie oczy zrobiły się odrobinę większe. Wiedziała, że zrozumiał na kogo trafił, wiedziała co zaraz nastąpi więc jedynie napięła mięśnie nóg. Puścił ją i pchnął ją ponownie barkiem, tak że musiała oprzeć się plecami o ścianę by nie upaść i by juki nie spadły. Skrzywiła się czując boleść w barku. Dopiero po chwili zorientowała się, że w karczmie zaległa cisza, każde stworzenie, które mogło obserwowało sytuację ze schodów. Poprawiła jedynie swoje tobołki i krzywiąc się z bólu ruszyła ku górze.
W końcu gdy uporała się z zardzewiałym zamkiem jej izby rzuciła swoje bagaże na ziemie z cichym jękiem. Malutki siennik na środku izby, taboret ze świecą i brudnawe lustro na ścianie z półeczką. Westchnęła jedynie zabierając się za ryglowanie drzwi swoimi mieczami - nie ufała zamkowi w drzwiach. Po chwili ściągnęła płaszcz pozwalając w końcu jej ciału odetchnąć od grubego materiału. Jej długie jasne, niemal białe włosy z nikłym blaskiem złota zafalowały na jej plecach. Musiała je tym razem zapleść w warkocze, bo duchota jaka powoli zaczynała się w Ugorniku powoli ją wykańczała. Tym bardziej, że podczas jazdy wciąż na sobie miała gruby płaszcz z kapturem - a to nie poprawiało jej sytuacji. Ruszyła ponownie do swoich bagaży, z których wyszperała szeroką szczotkę. Podnosząc rękę skrzywiła się - odczuła w barku przeszywający ból. Musiała go dość mocno obtłuc po spotkaniu z orkami na schodach. Wzdychając poirytowana ponownie schyliła się do swoich toreb i wyszperała mały słoiczek z szaroniebieską mazią. Ściągając koszulkę powoli przez głowę poczuła lekki powiew ciepłego powietrza od strony nieszczelnego okna. Została w samej bieliźnie i napawała się przyjemnym chłodem - miłą odmianą tego co miała za dnia. Wtarła w dłoń maść a po chwili zaczęła energicznie nią masować obolałe i zranione miejsce.
Jak na razie mając 20 lat na karku nie przejawiała żadnych magicznych zdolności - jedynie posiadała niemal elfią zwinność w walkach czy przemieszczaniu się ukradkiem niczym cień. Jednak nadal było to zbyt mało by ktokolwiek zakwalifikował ją do magicznej istoty - została po prostu oznaczona w metryce jako człowiek.
Była kukułczym dziecięciem jak pogardliwie mówili wieśniacy na dzieciaki wychowywane przez siostry Zakonu Oriona. Była według nich nikim istotnym.
A jednak...
Te malutkie zalążki i predyspozycje do walk jakie w niej drzemały zostały rozwinięte przez nią z każdą chwilą przechodzonego przez nią treningu u jej Mistrza cechu. Zaczęła dość wcześnie bo już w wieku 7 lat rozpoczęła ulepszać swój fechtunek. Z każdym treningiem walczyła ze swoimi przeciwnościami, słabościami czy nawykami nabywając nowe, lepsze. W wieku 12 lat chodziła wraz z Mistrzem na zlecenia jakie otrzymywał. Pamięta jej pierwsze starcie ze strzygą, jej kolejne z południcami, dziwożonami. Każda taka wyprawa dawała jej kolejne doświadczenia, łapała wiedzę łapczywie, zachłannie. Szybko przyswajała czego doświadczała. Potrafiła szybko obrać odpowiednią taktykę by samego biesa czy czarta zaskoczyć i zarżnąć. Nie było dla niej niemożliwego. A w wieku 16 lat została przyjęta do cechu Szeol.
Minęło jednak sporo czasu zanim wyrobiła sobie opinię wśród wieśniaków czy pobliskich wiosek i ich sołtysów. Z początku brała wszystko - od wytłuczenia neczków, które zaległy się w pobliskich jeziorkach do wyrżnięcia obłoczyc, które niczym rusałki tańczyły na polanach z rozwianymi włosami i kusiły młodych chłopaków, mężczyzn ku sobie by nigdy nie mogli wrócić do domostw. Jednak to w wieku 18 lat los uśmiechnął się ku niej i wyrobiła sobie opinię profesjonalnej Szeoli. W chwili gdy przyniosła głowę kotołaka wieśniakom udowodniła jedno - można jej zaufać, robiła wszystko dokładnie, profesjonalnie, a przede wszystkim usuwała szkodników. 
Westchnęła cicho i lekko skrzywiła się. Ostra woń maści zaczęła unosić się w pomieszczeniu jak i lekkie palenie na skórze. Delikatnie zaczęła ruszać barkiem aby działanie maści leczniczej zaczęła szybciej działać. Czując mrowienie na skórze wytarła dłonie w przepocony podkoszulek, który po chwili złożyła w kostkę i schowała do swoich rzeczy wyciągając świeżą koszulkę. Gdy pieczenie ustało, ponownie zaczęła poruszać barkiem nie odczuwając już żadnego bólu po akcji ze schodów. Ziewnęła potężnie odczuwając już co raz bardziej słabnący efekt wczorajszego wywaru. Wzięła swój płaszcz i skierowała się na posłanie. Miała zamiar przespać całą noc, odpoczywając i regenerując się przed podróżą do Letho. Wystarczyło, że zamknęła oczy a odpłynęła w powolny taniec z jej płaszczem jako kocem w krainę marzeń. 

Obudziła się nagle, jakby ktoś krzyknął w jej ucho. Mrużąc przysypane oczy rozejrzała się po izbie, którą zalewały poranne promienie ugornikowego słońca. Słyszała niedalekie pianie koguta, gdakanie kur czy inne dźwięki wiejskiego żywota. Czuła każde źdźbło pod dłonią, w boku czy na pośladkach. Czuła jednak, że wypoczęła i to się teraz dla niej liczyło. Długi, jasny warkocz spłynął na jej plecy delikatnie kołysząc się na jej plecach. Potarła obolałe mięśnie karku poruszając to w lewo, to w prawo szyją. 
- Czas ruszyć dupę - mruknęła do siebie patrząc w kąt na jej rzeczy. Nie, wstawanie nie było jej mocną stroną. Wiedziała, że musi to zrobić jednak obecnie nadal była przyspana, miłe ciepło płaszcza i minionego snu nadal ją obejmowało jak troskliwy kochanek. Po kilku minutach sapnęła zrezygnowana i zaczęła się zbierać. 
Po jakiś 10 minutach schodziła już w dół taszcząc ponownie swoje juki na ramieniu, a miecze na plecach. Oddając klucz zamówiła jedynie pół pajdy chleba z kawałem sera owczego. Wczoraj nie byłaby w stanie zjeść, więc obecnie jej żołądek był prawie przyklejony do kręgosłupa z głodu. Nie rozglądając się zbytnio po karczmie, wzięła swoje zamówienie i ruszyła ku wyjściu. Jej kobyłka delikatnie dreptała w miejscu gdy wyczuła jej obecność. Utroczyła starannie swoje juki do grzbietu konia po czym wskoczyła na siodło. Jeszcze z pół dnia drogi zostało przed nią. Nie ociągając się już więcej zacmokała na kobyłkę i ruszyły dalej ku północnej stronie kraju. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 06, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz