Rozdział 1

123 2 0
                                    

18.09.1941

-Szykujcie stanowiska, szybko!- krzyczała dyżurna biegając po sali w celu znalezienia miejsca dla rannych. Serce biło mi jak szalone przez ogromny huk, który przeszył ściany naszego szpitala utworzonego w dawnej szkole podstawowej. Z tego co mówią, oddziały niemieckie zrzuciły bombę w samym sercu naszego małego miasteczka. Wokół znajdowało się wiele sklepów, ławek na których chętnie siadali ludzie wracający z pracy, móc na chwilę odetchnąć i wygrzewać w zachodzącym wrześniowym słońcu. Poszkodowanych było zapewne wielu.

Każde łóżko szpitalne oddzielone było kotarą, ponieważ stany niektórych osób były naprawdę przerażającym widokiem dla innych pacjentów. Sprawdziłam czy na swoim stanowisku mam wszystkie niezbędne rzeczy w celu udzielenia pierwszej pomocy, zanim dotrze do nas lekarz. To był dopiero mój drugi tydzień pracy, wcześniej było spokojnie. Żadnych większych ataków, głównie osoby, które wróciły z frontu i trzeba było się nimi zaopiekować aż wrócą do zdrowia.

Zaczęli wnosić rannych, niektórych pod pachą, innych w gorszym stanie na noszach. Tutaj!- nawoływała każda z sanitariuszek wskazując, gdzie mogą położyć rannego.

-Można?- zapytał mocno dysząc starszy pan z wąsem, ledwo podtrzymując zakrwawionego młodego mężczyznę. Prędko podbiegłam pomóc mu położyć go na łóżko.- Lecę po kolejnych.

Nie myśląc dłużej, zasłoniłam zasłonę i spojrzałam na poszkodowanego, który mocno szczerzył zęby z bólu. Mógł mieć co najwyżej 25 lat. Miał chyba blond włosy, teraz zabrudzone krwią i szarym dymem. Przyciskał mocno pięść z boku brzucha pod pachą. Od razu zrozumiałam, że to tam został ranny.

-Muszę rozciąć ci bluzkę- krzyknęłam do niego, a on kiwnął głową zgadzając się. Ciężko było skupić się w tym hałasie, każdy tylko przekrzykiwał siebie nawzajem, było ogromne zamieszanie.

Chwyciłam za nożyce i ostrożnie aby nie zadać więcej bólu, zaczęłam ciąć koszulkę od dołu ku górze. Rana na żebrach była obrzydliwie rozcięta, ledwo było ją widać przez ogromny wyciek krwi. Wzięłam szmatkę i wykręciłam ją z wody, żeby oczyścić wstępnie ranę i zobaczyć co dokładniej się tam dzieje. Kiedy przyłożyłam materiał do jego skóry, mężczyzna głośno zasyczał, ale nie odsunął się, więc kontynuowałam czynność. W momencie jak delikatnie ścierałam zaschniętą już krew, moim oczom ujrzał się tatuaż. Gdy do mnie dotarło co on oznaczał zamarłam, ściereczka wypadła mi z dłoni, a wzięcie oddechu wydało się niemożliwe. Wtedy zorientowałam się, że mam broń wycelowaną prosto w moją głowę przez esesmana.

-Verbinde meine Wunde oder ich töte dich!- syknął niemiec.

Znałam niemiecki już od dziecka, tata często zabierał kiedyś mnie i mamę do Berlina na wycieczki, gdy miał do załatwienia jakieś sprawy biznesowe. Jeszcze wtedy nikt nie myślał o wojnie, życie wydawało się takie beztroskie.

Ręce trzęsły mi się ze strachu, bardzo bałam się śmierci.

-Schnell!

Sięgnęłam do szuflady po alkohol, żeby odkazić ranę. Niestety trzeba było ją szyć. Nie zliczę ile razy coś mi upadło, działanie pod presją nigdy nie było moją mocną stroną. Bałam się każdego ruchu, bałam się, że zrobię coś nie tak, a wtedy on wciśnie spust.

-Muszę to zszyć- powiedziałam drżącym głosem.

-Rób co trzeba- odparł patrząc na mnie swoimi pustymi, czarnymi jak smoła oczami.

Chwyciłam za igłę i nić i zabrałam się do roboty. Na koniec przykleiłam opatrunek, po czym czarnooki wstał i kazał dać jakieś środki przeciwbólowe. Z dolnej szafeczki wyciągnęłam fiolkę z tabletkami a on wyrwał mi ją i schował do kieszeni.

-A teraz ani głosu. Wyjdę stąd, a ty masz siedzieć cicho bo inaczej pozabijam tutaj wszystkich. Dosłownie wszystkich, rozumiesz?- zagroził ostro. W odpowiedzi kiwnęłam delikatnie głową.

Niemiec odsunął zasłonę i upewnił się, że na zewnątrz dalej panuje zamieszanie i nikt nie zwróci na niego uwagi. Miał już odejść ale obrócił się na chwilę. Dziękuję- rzucił i poszedł.

Zakazane uczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz