Rozdział 2

72 1 0
                                    

Nie wiem jakim cudem wytrwałam do końca swojej zmiany. Przez resztę dnia byłam nieobecna, nie słyszałam już przeraźliwych krzyków umierających ludzi, miałam pustkę w głowie.

Wracając do mieszkania wybrałam tym razem boczną uliczkę, omijając miejsce dzisiejszej zagłady. Musiałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce, bo wojska niemieckich okupantów mogły pojawić się w każdej chwili.

-Weroniko, nic ci nie jest?- przekraczając tylko próg drzwi rzuciła się na mnie moja przyjaciółka. Objęła swoimi chłodnymi dłońmi moją buzię, wpatrują się mi głęboko w oczy, następnie mocno mnie przytulając. – Słyszałam co stało się dzisiaj na placu, tak się o ciebie martwiłam!

Od paru miesięcy mieszkałam razem z Wandą, obie straciłyśmy swoje rodziny i miałyśmy tylko siebie. Niedawno skończyłyśmy po 20 lat, a nasza przyjaźń rozpoczęła się już w szkolnej ławce. Wanda w przeciwieństwie do mnie miała długie blond włosy, krągłą figurę i zawsze emanowała szczęściem oraz empatią. Po wybuchu wojny uśmiech nadal pojawiał się na jej twarzy, ale rzadziej i był nienaturalnie sztuczny. Czasami wydawało mi się, że robi to wbrew sobie, tylko aby uszczęśliwić innych i dać im trochę wiary oraz nadziei na lepsze jutro. Była jak mój anioł stróż, czy inaczej mówiąc światełko w tunelu. To dzięki niej mam siłę rano wstać, iść do pracy i życzyć każdemu miłego dnia, jakby taki mógł kiedyś nadejść. To ona wciągnęła mnie do pracy w szpitalu, gdy byłyśmy na drugim roku ona studiowała jeszcze pielęgniarstwo, ja natomiast byłam na anglistyce. Niestety rozpoczęcie wojny spowodowało zamknięcie uczelni i zawieszenie naszej nauki, do której nadal miałyśmy nadzieję kiedyś wrócić.

Musiałam odbyć parę godzin kursu, podczas którego nauczyłam się więcej niż kiedykolwiek indziej w tak krótkim okresie czasu. Sanitariuszek brakowało już na samym początku, ja zdecydowałam się na to dopiero po śmierci moich rodziców. Zresztą i tak nie miałam już co ze sobą zrobić.

-Muszę wziąć prysznic.- odparłam chcąc ominąć temat- Może zostaniesz dzisiaj w domu? Wydaje mi się, że skok może odbyć się dzisiaj w nocy, skoro już nas zaatakowali.

-Oni naprawdę potrzebują mojej pomocy, nie mogę ich tak zostawić. Pewnie sytuacja jest jeszcze bardziej napięta niż zwykle.

Wanda miała w szpitalu zmianę nocną, na którą właśnie się szykowała. Wiedziałam, że nie zdołam jej przekonać, była bardzo zawzięta i waleczna. Zazdrościłam jej tego. – Dobrze, ale obiecaj, że jeśli cokolowiek będzie się działo, będziesz ostrożna. Najlepiej jak najszybciej wracaj tu do mnie, tutaj jest bezpieczniej.

-Ostrożność to moje drugie imię- zaśmiała się dziewczyna zabierając torebkę z wieszaka.- Wrócę tuż po czwartej. Odpoczywaj – pocałowała mnie w policzek i wyszła.

Poszłam do kuchni i zjadłam coś na szybko, po czym udałam się do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem ujrzałam bladą, wystraszoną brunetkę. Moje włosy sięgały nieco za ramiona i widziałam, że wymagały już umycia.

Po prysznicu napięcie ze mnie trochę zeszło. Było już późno, więc położyłam się do łóżka starając się zasnąć, co okazało się niemałym wyzwaniem.

***

Przekręcałam się z boku na bok, zasypiałam i co chwilę się budziłam. Kiedy już moje oczy nie potrafiły się zamknąć postanowiłam wstać i zobaczyć, która jest godzina.

Zegar w kuchni wskazywał 5:10. Wanda powinna już spać u siebie w pokoju- pomyślałam i poszłam po cichu do niej zajrzeć. Robiłam tak już od jakiegoś czasu, widok jej śpiącej napawał mnie spokojem. Tym razem łóżko było idealnie zaścielone, takie jak zawsze gdy wychodziła z domu. Wtedy dotarło do mnie. Wanda nie wróciła. Powinna być tu maksymalnie 4:30, wiem bo zawsze wtedy się budziłam.

Myśląc o najgorszym prędko się ubrałam i zmierzałam do szpitala. Na dworze jeszcze było ciemno, i nadzwyczajnie cicho. Wmawiałam sobie, że na pewno zastanę moja przyjaciółkę na oddziale, pewnie została dłużej bo ją o to poprosili, a że miała dobre serce  nie potrafiła odmówić. Jednak tak bardzo się o nią bałam, nie mogłam jej stracić.

Gdy wychodziłam z zaułku zauważyłam zmierzające w moją stronę wojsko. To nie było nasze ojczyste wojsko.... Szybko schowałam się w pobliskiej kamienicy, pukałam do drzwi ludzi żeby ich ostrzec i z nadzieją, że ktoś mnie wpuści. Biegłam co raz wyżej po schodach, ponieważ nikt mi jeszcze nie otworzył. Słyszałam z dołu, że ONI weszli na klatkę i zaczęli wywarzać każdemu drzwi. Nagle rozległy się krzyki i płacz, następnie strzały. Wiedziałam, że stąd nie ma już ucieczki, dlatego zostało mi wbiec na samą górę i czekać. Kucnęłam w rogu na poddaszu kuląc się. Łzy ściekały mi po policzkach, czułam, że to jest koniec. Koniec widoku śmiejącej się Wandy, powrotu na studia, szansy na normalne życie. Koniec mojego życia.

-Wstawaj!-krzyknął Niemiec i szarpnął mnie za ramię. Reszta zbrodniarzy weszła siłą do mieszkania obok.

Wojskowy podniósł mnie i brutalnie złapał mój podbródek dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Jakiż to zbieg okoliczności, że znów wpatrywały się we mnie te same, czarne i puste oczy?

- W mieszkaniu jest tylko matka z dzieckiem. Co mamy robić?- żołnierz zwrócił się do mojego oprawcy.

-Zabić.- rzucił krótko- A ją ...-wskazał na mnie- zabieramy. 

Zakazane uczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz