Po kilku godzinach przygotowywania naszego domu, wróciłem do sypialni.
W moim łóżku leżał Tony i rozwalony na cały materac Peter. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Uroczo wyglądają (to nie starter tylko ojciec o syn) . Chciałbym żeby tak było już zawsze.
Usiadłem na fotelu stojącym obok łóżka i przymknąłem powieki.
***
-Tato! Tato, wstawaj! - mówił Peter trzasnąc mną- Tato! Są święta!-Co? - zapytałem zaspanym głosem
Chłopiec chwycił mnie za rękę i zacząć ciągnąć w stronę wyjścia z sypialni. Tiny zaszedł mnie od tyłu i pocałował w szyję.
Peter zaciągnął nas oboje na dół. W salonie obok kominka stała ubrana choinka, pod którą stała sterta prezentów. Za oknem pruszył śnieg. Spojrzałem na siebie i zobaczyłem, że jestem ubrany w ochydny sweter z reniferem.
-Co robi tu królik wielkanocny? - zapytał Tony podchodząc do stołu
-A, pewnie jakieś ozdoby były w kartonie niepotrzebne- rzuciłem
-Możemy otworzyć prezenty? - zapytał Peter
-Może najpierw śniadanie? - zaproponował mój mąż-Zresztą, nie ma Wandy. Musimy na nią poczekać.
Chłopiec westchnął.
-Dobrze tato. - powiedział
Poszliśmy do kuchni aby przygotować śniadanie.
Zacząłem smażyć jajecznicę, gdy do kuchni wparowała Wanda w nowym stroju.
-O, Wando, dobrze że jesteś - zacząłem, lecz zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej, kobieta chwyciła mnie za kołnierz i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia
-Kończymy to, teraz - poleciła
-Nie! - zaprotestowałem
-Stephen też tego nie chcę, ale musimy! Wong i reszta zaraz tu będą, nie możemy tego dalej ciągnąć. Cierpią ludzie! -krzyczała Scarlet Witch
-Chwila, Wong i reszta? Sprowadzasz tu ludzi z zewnątrz!? - prawie wykrzyczałem
-Tak Stephen! Wiesz że kochałam Petera całym sercem, ale to nie jest on! Tak samo Tony! Potrzebujesz pomocy! Oboje potrzebujemy!
-Nie Wando, tu jej chcesz- powiedziałem po czym stworzyłem portal - Albo się dostosujesz, albo znikniesz na zawsze.
Wanda strzeliła we mnie mocą. Obroniłem się swą magiczną tarczą o oddałem atak. Kobieta zrobiła unik i podniosła mnie w powietrze. Wezwałem moją pelerynę i wzniosłem się w powietrze. Wanda również to zrobiła. Kontynuowaliśmy walkę.
-Stephen, przestań! -krzyknęła
-Nigdy nie pozwolę ci zniszczyć mojej rodziny! -od krzyknąłem po czym zacząłem ją jeszcze mocniej atakować
Niestety przeliczyłem się. Maximoff była silniejsza. Odbijała wszystkie moje ataki, ale ja się nie poddaje.
Nie pozwolę jej wszystkiego zniszczyć.
Sklonowałem się i z każdej strony zarzuciłem na nią lassa (tak jak Strange na Thanosa w Infinity war) . Kobieta zrobiła w powietrzu piruet po czym pociągnęła za jeden ze sznurków. Dokładnie ten, którego koniec trzymam.
Poleciałem w jej stronę. Gdy byłem blisko niej, zacząłem dalej atakować.
Szybko tego pożałowałem.
Wanda krzyknęła.
Krew bryzgała we wszystkie strony.
Kobieta zaczęła spadać.
Nie wiem jak, kiedy i czym, ale podciąłem jej gardło.
Popędziłem do niej.
-Matko, Wanda! - krzyknąłem - Wando! Przepraszam!
Wanda uciekała swoją szyję. Co prawda tamowała krwotok, jednakże sama się przy tym podduszała. Zaczęła krztusić się krwią.
Jestem bezradny. Nie wiem co robić.
Jestem lekarzem, a teraz nawet nie mam pomysłu jak uratować moją najlepszą przyjaciółkę.
To wszystko moją wina.
★★★
Polsacik
CZYTASZ
Is this a REAL family?
FanfictionKontynuacja mojej poprzedniej książki "Dear Diary" Miłego czytanka