Żałoba

146 10 291
                                    

- Levi... Spojrzała jeszcze raz na otrzymane listy. Oczy miała przekrwione i zapuchnięte od płaczu. - To jedyne, co mi po nim zostało. - Jej głos się łamał i drżała na całym ciele.

- Wcale nie jedyne. Ari, masz dla kogo żyć.

Słowa Erwina odbijały się w głowie czarnowłosej jak echo. Położyła dłoń na swoim brzuchu. Masz dla kogo żyć.

- Nie chcę bez niego... - Wyszeptała cicho do siebie, idąc ciemnym korytarzem siedziby Zwiadowców. Była już spakowana i gotowa do wyjazdu. Wystarczyło tylko zabrać walizkę do powozu. Listy, które trzymała wciąż przyciskając do piersi, były dla niej w tej chwili najcenniejszą rzeczą, jaką miała. Musiała je dobrze zabezpieczyć przed daleką podróżą, by nie zaginęły, ani nie zostały uszkodzone przez niepogodę.

Słońce nie pojawiało się na niebie od tamtego dnia. Tegoroczny wrzesień był bardzo nieprzyjemny, a niebo wciąż zasnute chmurami. Chmurami w kolorze jego oczu.

- Pani Kapitan, od jutra widzimy się na treningach, tak? - Zaczepił ją młody chłopak, kiedy miała zamiar wejść do gabinetu Ackermanna. Do pokoju, w którym mieszkała ostatnie cztery lata. Od dwóch tygodni młoda kobieta była oficjalnie na zwolnieniu lekarskim by dojść do siebie po wydarzeniach zza muru.

Po śmierci Levi'a Ari otrzymała awans z urzędu. Jako zastępca Kapitana, po jego odejściu miała przejąć dowództwo nad Oddziałem Specjalnym. Młody kadet był jednym z nowych członków zespołu. Z dawnej ekipy, którą poznała na początku swojej drogi w Korpusie nie pozostał już nikt. Była tylko ona i Levi. Nie... Została już tylko ona. Sama.

- Nie, Anders, zostanie Wam przydzielony ktoś inny. - Spojrzała na niego obojętnym wzrokiem. Jej oczy były puste i bez emocji. Choć widać było ślady łez na policzkach, nie przejmowała się nimi. Nie obchodziło jej, co blondyn o niej mógł pomyśleć. Odwróciła się od niego i złapała za klamkę, by zaraz ją nacisnąć i wejść do pomieszczenia po raz ostatni.

- Ale jak to? Przecież to Pani miała nas prowadzić. Była Pani drugą najsilniejszą osobą w oddziale, a teraz pierwszą i...

- Zamilcz dziecko. - Warknęła na niego groźnie, tak, że chłopaka oblał zimny pot ze stresu i strachu. Wzrokiem mogłaby go zabić. Chyba nawet sam Levi nie budził w podwładnych takiej grozy, jaka w tamtym momencie zagościła w chłopaku za sprawą tej drobnej kobiety. Przynajmniej nie od czasu, kiedy Korpus zaczął postrzegać Levi'a jako bardziej ludzkiego i zdolnego do uczuć.

Nie czekała na dalsze jego wywody, po prostu weszła do pomieszczenia pomimo bólu, jaki sprawiała jej własna obecność w nim. Nienawidziła tego miejsca i kochała zarazem. Nie mogła w nim przebywać i chciała być w nim cały czas, nie wychodzić, zamknąć się już na zawsze. Nie mogła patrzeć na ustawione w kącie biurko i jednocześnie codziennie przy nim siadała, czując jego obecność w tym miejscu. Każdego dnia robiła sobie herbatę i nie mogła jej wypić. Otulała się jego kołdrą, ale spała na kanapie, bo łóżko za bardzo pachniało nim.

Jego poduszka była zbyt przyjemna. Jego szafa zbyt pełna jego ubrań. Jego cholerne mydło zbyt pachniało tak jak on. Jego szczoteczka nadal tam była. Wszystko w tym miejscu było jego. Wszystko w tym miejscu było nim.

Właśnie dlatego musiała wyjechać.

*

Mitras to okropnie nudne miasto. Wszystko było tam takie...równe. Domy ustawione w rzędach, o jednolitej konstrukcji, każdy taki sam. Jakby ktoś je skopiował i wklejał jeden obok drugiego. Ulice wybrukowane, ale żadna kostka nie śmiała nawet wystawać, jakby ktoś je wałkiem do ciasta potraktował. Zieleni było tu niewiele, a wszystko przycięte jak od linijki. Pałac królewski może i robił wrażenie zarówno z zewnątrz, jak w środku, jednak nie miał do zaoferowania tego, co najważniejsze. Poczucia bycia w domu.

Przebiśnieg II - Listy Ackermanna // Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz