Spodkanie

94 1 2
                                    

Od dawna nie miałam w ogóle pomysłu na napisanie książki . Ba! Od czasu rozpoczęcia studiów nie dotknęłam długopisu czy też pióra. Mimo to, od dziecka chciałam napisać własną powieść. Siedziałam w kawiarni, przed laptopem z zamysłem napisania czegoś, jednak wena nie śpieszyła się by mnie oświecić. Marszcząc brwi wpisałam pierwsze słowa lecz, ...nie...to nie było to. Podpierając się, westchnęłam i wyjrzałam za okno. Upiłam łyk kawy i patrzyłam na ludzi idących pod parasolami. To był deszczowy poranek. Nawet bardzo deszczowy. Nagle w tłumie ludzi zauważyłam kota. Czarne stworzonko siedziało po drugiej stronie szyby kilka metrów ode mnie, wbijając we mnie spojrzenie swoich jasnoniebieskich oczu. Nie spuszczało ze mnie wzroku. Wręcz przeciwnie. Nasze spojrzenia trzymały się w szachu , czekając aż któreś z nas się w najmiejszym stopniu poruszy. Kot o dziwo nie wyglądał na mokrego zupełnie jak gdyby krople deszczu nie dotykały jego sierści. Nagle usłyszałam ciche lecz znaczące odchrząknięcie. Odwróciłam głowę od kota i spojrzałam na właściciela gardła z którego wydobyło się ów chrząknięcie. Był to wysoki facet po pięćdziesiątce.  Był strasznie szczupły i ubrany był w niebieską koszulę oraz czarną rozpinaną bluzę, brunatne trampki i niebieskawe jeansy.
-Przepraszam, czy mogę się do pani dosiąść?-spytał grzecznym tonem.
-Yy tak...?-powiedziałam i już miałam wrócić do  wymiany spojrzeń z kotem, kiedy zauważyłam że, Boże (czy też bardziej diabelskie) stworzonko zniknęło. Westchnęłam i upiłam łyk kawy.
-Pani pisze?-zapytał jegomość upijając łyk gorącej kawy ze swojej filiżanki.
-Że co?-powiedziałam rozkojarzona.
-Pytałem ,czy pani pisze?- panicz zadał jeszcze raz pytanie.
-Och, nie nie! Ja tylko pisze tak amatorsko, znaczy...-zmieszałam się-Od rozpoczęcia studiów próbuje napisać powieść i nic z tego nie wychodzi...-
Niebieskie oczy mężczyzny rozbłysnęły na te słowa.
-Czyli brak pani weny twórczej?-zagadnął.
Już miałam odpowiedzieć że to nie to ale, to było dokładnie to czego mi brakowało.
-T-tak..-zająknęłam się-Skąd pan to...?-powiedziałam zdziwiona.
-Sam jestem pisarzem i wiem jak mogę zapewnić pani wenę-uśmiechnął się tajemniczo. Dopiero teraz spojrzałam mu pierwszy raz w oczy. Były krystalicznie niebieskie. Hipnotyzujące.
-Doprawdy?-powiedziałam z powątpiewaniem.
-Tak pani Amelio-uśmiechnął się .
-Zaraz, skąd-zapytałam w szoku.
-Znam pani imię?-wyprzedził mnie o krok-Niech to pozostanie narazie moją tajemnicą.-
uśmiechnął się.
-No dobra a pan to kto?-zapytałam.
-Jestem Valdemar Black ale radzę ci nazywać mnie ,,Mistrzem"-przedstawił się - i pomogę pani opublikować pierwszą książkę.- powiedział poczym gdy na chwilę się odwróciłam , ów jegomość się rozpłynął się w powietrzu a zza okna znów wpatrywał się we mnie czarny niebieskooki kot.

Mistrz i AmeliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz